Co powiecie na Wesele z fajną muzyką?
Swego czasu pojawił się u nas tekst o scenie toruńskiej. Mały risercz pokazał, że jedno z najważniejszych centrów toruńskiej alternatywy to ekipa Jesieni. Szymon, Michał i Maciek. Poza macierzystym bendem, twórczo działają na wielu płaszczyznach. Wspomnieć ich projekty poboczne: Święto Zmarłych i Wyrąb Lasu. Michał prowadzi jeszcze mikro label Złe Litery. W dodatku wspólnymi siłami ogarniają świetne koncerty w klubie Koniec Świata. Można? Można.
Do tego już ładnie zagraconego ogródka czas dorzucić kolejny kamyk. Zespół Wesele, czyli kolejna muzyczna odnoga. Tym razem to Szymon Szwarc – poeta, gitarzysta i wokalista Jesieni, łączy siły z perkusistą Pchełek, Damianem Kowalskim.
Połączenie już na wstępie ciekawe. Szwarc w Jesieni krąży wokół poszarpanych post-punków, w Święcie Zmarłych – teoretycznie bluesowych – bardziej niż w mrocznym bluesie, w psychodelicznych improwizacjach. Z kolei Kowalski w elektroniczno-folkowych Pchełkach ma sporo drum’n’bassowego filingu. Co się urodziło z takiego spotkania?
Coś bardzo fajnego. W luźnej, rozimprowizowanej, hałaśliwej formie pojawia się podobny nerw jak w Jesieni. Z pewnością to dobra propozycja dla fanów tego zespołu, których jedynie wkurwia wokal Szwarca. „Dzieci Odolionu” to materiał instrumentalny. Mamy tu sporo przyjemnego i całkiem przystępnego kluczenia w rytmice i chwil, kiedy duet po prostu cieszy się gitarowym żużlem i siłą garów. Awangardowy noise-rock? Może trochę.
Bo rzeczywiście Wesele krąży gdzieś na styku bardziej skomplikowanego grania, z nieoczywistymi zmianami rytmu i wręcz jazzowo-improwizowanymi fragmentami oraz hałaśliwego post-punkowego gruzu, kiedy rozkręcają przester i suną motorycznie naprzód. Potrafią zabrzmieć wręcz stonerowo. I bez najmniejszych problemów mieszają to wszystko w swoich utworach.
Wydaje mi się, że „Dzieci Odolionu” powstały z pewną beztroską w podejściu, bez specjalnej dbałości o ostateczny kształt. Na pierwszym miejscu była radość z improwizacji i niezobowiązującego poszukiwania tropów. Tyle, że skończyło się cholernie dobrymi numerami i płytą dającą naprawdę sporo frajdy.
To my w te pędy z zaproszeniem do Szczecina. Zobaczycie ich u nas na żywo, w Domku Grabarza 26 listopada. Fajnie, nie?
Swego czasu pojawił się u nas tekst o scenie toruńskiej. Mały risercz pokazał, że jedno z najważniejszych centrów toruńskiej alternatywy to ekipa Jesieni. Szymon, Michał i Maciek. Poza macierzystym bendem, twórczo działają na wielu płaszczyznach. Wspomnieć ich projekty poboczne: Święto Zmarłych i Wyrąb Lasu. Michał prowadzi jeszcze mikro label Złe Litery. W dodatku wspólnymi siłami ogarniają świetne koncerty w klubie Koniec Świata. Można? Można.
Do tego już ładnie zagraconego ogródka czas dorzucić kolejny kamyk. Zespół Wesele, czyli kolejna muzyczna odnoga. Tym razem to Szymon Szwarc – poeta, gitarzysta i wokalista Jesieni, łączy siły z perkusistą Pchełek, Damianem Kowalskim.
Połączenie już na wstępie ciekawe. Szwarc w Jesieni krąży wokół poszarpanych post-punków, w Święcie Zmarłych – teoretycznie bluesowych – bardziej niż w mrocznym bluesie, w psychodelicznych improwizacjach. Z kolei Kowalski w elektroniczno-folkowych Pchełkach ma sporo drum’n’bassowego filingu. Co się urodziło z takiego spotkania?
Coś bardzo fajnego. W luźnej, rozimprowizowanej, hałaśliwej formie pojawia się podobny nerw jak w Jesieni. Z pewnością to dobra propozycja dla fanów tego zespołu, których jedynie wkurwia wokal Szwarca. „Dzieci Odolionu” to materiał instrumentalny. Mamy tu sporo przyjemnego i całkiem przystępnego kluczenia w rytmice i chwil, kiedy duet po prostu cieszy się gitarowym żużlem i siłą garów. Awangardowy noise-rock? Może trochę.



Bo rzeczywiście Wesele krąży gdzieś na styku bardziej skomplikowanego grania, z nieoczywistymi zmianami rytmu i wręcz jazzowo-improwizowanymi fragmentami oraz hałaśliwego post-punkowego gruzu, kiedy rozkręcają przester i suną motorycznie naprzód. Potrafią zabrzmieć wręcz stonerowo. I bez najmniejszych problemów mieszają to wszystko w swoich utworach.
Wydaje mi się, że „Dzieci Odolionu” powstały z pewną beztroską w podejściu, bez specjalnej dbałości o ostateczny kształt. Na pierwszym miejscu była radość z improwizacji i niezobowiązującego poszukiwania tropów. Tyle, że skończyło się cholernie dobrymi numerami i płytą dającą naprawdę sporo frajdy.
To my w te pędy z zaproszeniem do Szczecina. Zobaczycie ich u nas na żywo, w Domku Grabarza 26 listopada. Fajnie, nie?
komentarze