Baden recenzja, czyli trójmiejska scena z pierdyliardowy składem.
Szczerze mówiąc to się już gubię, kto z kim tam jeszcze nie grał. Ilość personalnych konfiguracji, w których spotykają się muzycy z kilku (dla mnie) najlepszych zespołów z Gdańska i okolic jest porażająca. Co rusz powstają składy, projekty – efemeryczne, chwilowe, duety i rozrośnięte do granic możliwości. Jak najlepiej świadczy to o witalności sceny. Zwyczajnie im tego fermentu zazdroszczę.
Baden Baden to kolejny zwariowany twór, który na pierwszy rzut oka wygląda na wygłupy i zwykłe robienie sobie jaj. Pełna nazwa zespołu to „Baden Baden. Wizje i dźwięki wolno idącej przez miasto Lałry Palmer”. Nazwa, tytuł, ich zdjęcia i wpisy na fejsie też raczej nie sprawią, że weźmiecie ich na serio. Problem w tym, że płyta – zapis koncertu w stodole (nie tej warszawskiej, o tym za chwilę) – to po prostu kawał grania.
Stodoła, o której mowa to najprawdziwsza stodoła w jednej z wiosek na Kaszubach. Od kilku lat Nasiono Records organizuje tam swój mały prywatny ołpener pod hasłem Na Siano. To właśnie tam, w 2015 roku zarejestrowano materiał. A że miejsce to ma zajebistą akustykę i za robotę wzięli się ludzie, którzy wiedzą o co cho w tej materii, całość brzmi naprawdę świetnie, jak na live’a.
W Baden Baden spotkali się członkowie m.in. 1926, Lonker See, Olbrzym i Kurdupel, Band_A, 7faz, Walrus Alphabet, Pomelo Taxi i pewnie wielu innych, bo pisałem z głowy. Już ten zestaw kapel pokazuje, czego mniej więcej możemy się spodziewać – czy będzie psychodelicznie i z przewagą improwizacji? Nie inaczej. Baden Baden zaprasza nas na dobry lot przy krautach, space- i acid rockach z sitarem spod znaku choćby Liquid Sound Company. Spodziewajcie się więc mantrycznych numerów zbliżających się do 10 minut każdy. To kolejny opisywany u nas w ostatnim okresie album, w którym nie ma dyscypliny czasowej, nie ma presji na domykanie piosenek i spiny nad tym, żeby nie było dłużyzn. Komu one tu przeszkadzają? Po co śpieszyć się, kiedy tak fantastyczne przestrzenie otwiera gitara Antonio (hehe) Bieszke? Kto by miał ochotę zatrzymywać rozbujaną sekcję i mamroczący sitar?
Zasiądźcie więc wygodnie w Baden fotelu, przygotujcie sobie coś Baden wesołego, włączcie Baden play i przenieście się do najbardziej kwasowej Baden stodoły na Baden Kaszubach i poczujcie jak wasze Baden skronie muskają dźwięki legendarnego zespołu Baden Baden. Wizje i dźwięki wolno idącej przez miasto Lałry Palmer.
Szczerze mówiąc to się już gubię, kto z kim tam jeszcze nie grał. Ilość personalnych konfiguracji, w których spotykają się muzycy z kilku (dla mnie) najlepszych zespołów z Gdańska i okolic jest porażająca. Co rusz powstają składy, projekty – efemeryczne, chwilowe, duety i rozrośnięte do granic możliwości. Jak najlepiej świadczy to o witalności sceny. Zwyczajnie im tego fermentu zazdroszczę.
Baden Baden to kolejny zwariowany twór, który na pierwszy rzut oka wygląda na wygłupy i zwykłe robienie sobie jaj. Pełna nazwa zespołu to „Baden Baden. Wizje i dźwięki wolno idącej przez miasto Lałry Palmer”. Nazwa, tytuł, ich zdjęcia i wpisy na fejsie też raczej nie sprawią, że weźmiecie ich na serio. Problem w tym, że płyta – zapis koncertu w stodole (nie tej warszawskiej, o tym za chwilę) – to po prostu kawał grania.
Stodoła, o której mowa to najprawdziwsza stodoła w jednej z wiosek na Kaszubach. Od kilku lat Nasiono Records organizuje tam swój mały prywatny ołpener pod hasłem Na Siano. To właśnie tam, w 2015 roku zarejestrowano materiał. A że miejsce to ma zajebistą akustykę i za robotę wzięli się ludzie, którzy wiedzą o co cho w tej materii, całość brzmi naprawdę świetnie, jak na live’a.
W Baden Baden spotkali się członkowie m.in. 1926, Lonker See, Olbrzym i Kurdupel, Band_A, 7faz, Walrus Alphabet, Pomelo Taxi i pewnie wielu innych, bo pisałem z głowy. Już ten zestaw kapel pokazuje, czego mniej więcej możemy się spodziewać – czy będzie psychodelicznie i z przewagą improwizacji? Nie inaczej. Baden Baden zaprasza nas na dobry lot przy krautach, space- i acid rockach z sitarem spod znaku choćby Liquid Sound Company. Spodziewajcie się więc mantrycznych numerów zbliżających się do 10 minut każdy. To kolejny opisywany u nas w ostatnim okresie album, w którym nie ma dyscypliny czasowej, nie ma presji na domykanie piosenek i spiny nad tym, żeby nie było dłużyzn. Komu one tu przeszkadzają? Po co śpieszyć się, kiedy tak fantastyczne przestrzenie otwiera gitara Antonio (hehe) Bieszke? Kto by miał ochotę zatrzymywać rozbujaną sekcję i mamroczący sitar?
Zasiądźcie więc wygodnie w Baden fotelu, przygotujcie sobie coś Baden wesołego, włączcie Baden play i przenieście się do najbardziej kwasowej Baden stodoły na Baden Kaszubach i poczujcie jak wasze Baden skronie muskają dźwięki legendarnego zespołu Baden Baden. Wizje i dźwięki wolno idącej przez miasto Lałry Palmer.
komentarze