Wrocławski strzał.
To już kolejna formacja z jakże bogatego w alternatywny hałas Wrocławia. Nazywają się Nightclub Fire i kilka miesięcy temu wydali nakładem Anteny Krzyku swój pierwszy album „Junkyard Planet”.
Każdy z siedmiu utworów, który znalazł się na tym krążku, to kopniak prosto w zmysły. Igor Grudziński (znany z The Dog) i ekipa nie wstawili tu żadnej ściemy, żadnego, spokojniejszego kawałka, jakiegoś przerywnika, który dałby słuchaczom mniej odpornym na takie natężenie dźwięku jakąkolwiek szansę na oddech. NF robią swoje. I oby tak dalej, bo już było trochę takich grup, które zaczynały bezkompromisowo, a potem niestety miękły...
Nightclub tworzy utwory, które w zamierzchłych czasach, czyli jeszcze 20 lat temu, nazwalibyśmy garażowym rockiem. Teraz mówi się na to post hard-core... Kompozycje są krótkie, zwykle trzyminutowe, a Igor drze swoje struny głosowe niemalże na strzępy. Sekcja rytmiczna ładuje strumienie dźwięku ostre i bezpardonowe. Nie jest to jednak bynajmniej materiał przytłaczający kontrolowaną, totalną monotonią. Tu i ówdzie usłyszymy różne nieoczywiste detale i „delikatne” odjazdy brzmieniowe, które wzbogacają przekaz. Choćby w „Inwald Empire”, w którym otwierające całość, melodyjne gitarowe akordy powracają co jakiś czas, skutecznie wwiercając się w pamięć. Poza tym umiejętnie dawkowane przestery dodają fajnego kolorytu całości. W efekcie płyta jest surowa, ale na pewno nie prosta.
Mastering i miks, to praca Haldora Grungerga ze studia Satanic Audio - i to słychać, bo brzmienie jest gęste i zarazem klarowne, co decyduje o sile rażenia tych nagrań. Może ktoś będzie rozczarowany tym, że czas trwania „Junkyard Planet” to tylko 20 minut, ale moim zdaniem, to naprawdę wystarczy by zostawić trwały ślad w Twojej głowie.
To już kolejna formacja z jakże bogatego w alternatywny hałas Wrocławia. Nazywają się Nightclub Fire i kilka miesięcy temu wydali nakładem Anteny Krzyku swój pierwszy album „Junkyard Planet”.
Każdy z siedmiu utworów, który znalazł się na tym krążku, to kopniak prosto w zmysły. Igor Grudziński (znany z The Dog) i ekipa nie wstawili tu żadnej ściemy, żadnego, spokojniejszego kawałka, jakiegoś przerywnika, który dałby słuchaczom mniej odpornym na takie natężenie dźwięku jakąkolwiek szansę na oddech. NF robią swoje. I oby tak dalej, bo już było trochę takich grup, które zaczynały bezkompromisowo, a potem niestety miękły...



Nightclub tworzy utwory, które w zamierzchłych czasach, czyli jeszcze 20 lat temu, nazwalibyśmy garażowym rockiem. Teraz mówi się na to post hard-core... Kompozycje są krótkie, zwykle trzyminutowe, a Igor drze swoje struny głosowe niemalże na strzępy. Sekcja rytmiczna ładuje strumienie dźwięku ostre i bezpardonowe. Nie jest to jednak bynajmniej materiał przytłaczający kontrolowaną, totalną monotonią. Tu i ówdzie usłyszymy różne nieoczywiste detale i „delikatne” odjazdy brzmieniowe, które wzbogacają przekaz. Choćby w „Inwald Empire”, w którym otwierające całość, melodyjne gitarowe akordy powracają co jakiś czas, skutecznie wwiercając się w pamięć. Poza tym umiejętnie dawkowane przestery dodają fajnego kolorytu całości. W efekcie płyta jest surowa, ale na pewno nie prosta.
Mastering i miks, to praca Haldora Grungerga ze studia Satanic Audio - i to słychać, bo brzmienie jest gęste i zarazem klarowne, co decyduje o sile rażenia tych nagrań. Może ktoś będzie rozczarowany tym, że czas trwania „Junkyard Planet” to tylko 20 minut, ale moim zdaniem, to naprawdę wystarczy by zostawić trwały ślad w Twojej głowie.
komentarze