Dawno u nas nie było znalezisk z bandcampiska. Poznajcie zieloną sandrę.
Najlepsze płyty powstają w sypialniach. Wiadomo – slogan na wyrost, ale wydawnictwa w ramach home recordingu mają jakąś niepodrabialną swobodę. Jakby fakt nagrywania w domu uwalniał od ciężaru oczekiwań, stresu, górnolotnego „procesu kreacji”. Pewnie, że takie materiały pełne są ograniczeń, niedoskonałości – zarówno sprzętowych, często jeszcze warsztatowych. Ale bronią się atmosferą domowych pieleszy.
Tak właśnie jest z epką zielonej sandy – jednoosobowego projektu z Rybnika. I nie jest to wcale Sandra. Za ZS kryje się nastoletni jeszcze Wojtek.
Poza epką na bandcampowym profilu znajdziemy dwa numery. Bardziej rockowe, trochę sztampowe i toporne. I choć wszystkie nagrania pochodzą z grudnia tego roku, to epka (datowana na 19 grudnia) wypada o niebo lepiej. „Pile of garbage” kryje bardzo fajne, dobrze napisane piosenki. Zwłaszcza otwierającą „good amount of lifetime regret”, w której indie rockowa lekkość przybija piątkę z odrobiną garażu. Tam naprawdę jest sporo dobrych pomysłów – nastrojowy początek kawałka „bed” świadczy o tym najlepiej. Potem zdarzają się potknięcia, jak nieco paździerzowa solówka w dalszej części. Ale już „pile of garbage” to PIOSENKA pełną gębą. Synthowe łamańce, melodyjne, przebojowe, klimatycznie wyśpiewane indie - chłopak ma talent.
No i na koniec cover Breakoutu. Początek działalności, nie ma co kręcić nosem na cover. Lepiej zwrócić uwagę, jak on ugryzł ten numer, jak go czuje, jak ładnie go rozmył, rozrzedził, dopasował do swojej estetyki.
Miło znajdować takie epki, na których ledwie widać młodzieńczy wąs. A Wojtek jest na etapie, w którym musi tłumaczyć znajomym, że ten wokal, co go tak słabo słychać, to celowe, bo taka jest specyfika muzyki.
Pal licho wszelkie niedostatki „pile of garbage”. Ważniejsza jest lekka ręka do dobrych piosenek i niebanalne pomysły – a zielona sandra ma jedno i drugie.
Wiary w siebie i do roboty. Będziemy śledzić. Śledźcie i wy.
Najlepsze płyty powstają w sypialniach. Wiadomo – slogan na wyrost, ale wydawnictwa w ramach home recordingu mają jakąś niepodrabialną swobodę. Jakby fakt nagrywania w domu uwalniał od ciężaru oczekiwań, stresu, górnolotnego „procesu kreacji”. Pewnie, że takie materiały pełne są ograniczeń, niedoskonałości – zarówno sprzętowych, często jeszcze warsztatowych. Ale bronią się atmosferą domowych pieleszy.
Tak właśnie jest z epką zielonej sandy – jednoosobowego projektu z Rybnika. I nie jest to wcale Sandra. Za ZS kryje się nastoletni jeszcze Wojtek.
Poza epką na bandcampowym profilu znajdziemy dwa numery. Bardziej rockowe, trochę sztampowe i toporne. I choć wszystkie nagrania pochodzą z grudnia tego roku, to epka (datowana na 19 grudnia) wypada o niebo lepiej. „Pile of garbage” kryje bardzo fajne, dobrze napisane piosenki. Zwłaszcza otwierającą „good amount of lifetime regret”, w której indie rockowa lekkość przybija piątkę z odrobiną garażu. Tam naprawdę jest sporo dobrych pomysłów – nastrojowy początek kawałka „bed” świadczy o tym najlepiej. Potem zdarzają się potknięcia, jak nieco paździerzowa solówka w dalszej części. Ale już „pile of garbage” to PIOSENKA pełną gębą. Synthowe łamańce, melodyjne, przebojowe, klimatycznie wyśpiewane indie - chłopak ma talent.
No i na koniec cover Breakoutu. Początek działalności, nie ma co kręcić nosem na cover. Lepiej zwrócić uwagę, jak on ugryzł ten numer, jak go czuje, jak ładnie go rozmył, rozrzedził, dopasował do swojej estetyki.
Miło znajdować takie epki, na których ledwie widać młodzieńczy wąs. A Wojtek jest na etapie, w którym musi tłumaczyć znajomym, że ten wokal, co go tak słabo słychać, to celowe, bo taka jest specyfika muzyki.
Pal licho wszelkie niedostatki „pile of garbage”. Ważniejsza jest lekka ręka do dobrych piosenek i niebanalne pomysły – a zielona sandra ma jedno i drugie.
Wiary w siebie i do roboty. Będziemy śledzić. Śledźcie i wy.
tagi: alternative_pop (68) alternatywa (298) indie_rock (7) polskie (886) pop (24) recenzje (806) rock (485) zielona_sandra (1)
komentarze