Wciąż tą samą ścieżką.
Na początek trochę organoleptyki. Grafika na okładce, delikatnie mówiąc, nie rzuciła mnie na kolana. Ale po rozłożeniu pudełka było już znacznie lepiej. Szesnaście wyłaniających się zza otwartych drzwi fotografii, (głównie) świata przyrody – każda przypisana osobnemu utworowi. I jeszcze motto: ”w tą płytę włożyliśmy dla Ciebie nasze najlepsze brzmienia i wibracje”, sygnowane pięcioma podpisami. Kogo dziś stać na podobne deklaracje?
Od wydania drugiej (a pierwszej studyjnej) płyty Pathmana, minęły grubo ponad dwa lata. Przez ten okres grupa koncertowała w różnych składach, ale jej trzon pozostaje niezmienny. Marek Leszczyński i Piotr Kolecki są godnymi kontynuatorami tradycji wywiedzionej z działań Teatru Dźwięku Atman. To muzyka czerpiąca z dziedzictwa różnorodnych, często odległych kultur, a jednocześnie inspirowana brzmieniem najbliższego otoczenia. Uniwersalna, ale posiadająca swój własny, niepowtarzalny rys.
To wszystko słychać też na najnowszej, ponownie wydanej przez Requiem Records, płycie zespołu. Ale żeby dobrze poczuć jej klimat, trzeba najpierw zatrzasnąć za sobą pierwsze drzwi, zostawić za plecami cywilizacyjny zgiełk i wejść w przestrzeń wypełnioną zupełnie innym brzmieniem. Pathman tworzy swoje dźwiękowe misterium za pomocą głównie tradycyjnego instrumentarium z różnych stron świata. Więcej na tym albumie odniesień do Atmana, a to głównie za sprawą gitary Koleckiego. Zaskakująco rozszerzył się też wachlarz stylistyk, stanowiących dla zespołu źródło inspiracji: obok muzyki etnicznej słychać tu korzenny, surowy ambient, echa rockowej psychodelii, a nawet technikę dubową. A za sprawą udziału w nagraniach Włodka Kiniorskiego, etnodelia Pathmana zyskała jazzowy sznyt.
W odniesieniu do poprzedniego krążka, „Drzwi” przynoszą muzykę bogatszą pod względem aranżacji, bardziej transową i mroczną. Dużą zaletą tej płyty jest produkcja. Pathman w sposób bardzo sugestywny i całkowicie oryginalny, potrafi przełożyć mowę żywiołów na język sztuki. Podsumowując: bezkompromisowa pozycja będąca prostą konsekwencją artystycznych wyborów i doświadczenia twórców. W końcu to już przeszło czterdzieści lat na tej samej ścieżce...
Na początek trochę organoleptyki. Grafika na okładce, delikatnie mówiąc, nie rzuciła mnie na kolana. Ale po rozłożeniu pudełka było już znacznie lepiej. Szesnaście wyłaniających się zza otwartych drzwi fotografii, (głównie) świata przyrody – każda przypisana osobnemu utworowi. I jeszcze motto: ”w tą płytę włożyliśmy dla Ciebie nasze najlepsze brzmienia i wibracje”, sygnowane pięcioma podpisami. Kogo dziś stać na podobne deklaracje?
Od wydania drugiej (a pierwszej studyjnej) płyty Pathmana, minęły grubo ponad dwa lata. Przez ten okres grupa koncertowała w różnych składach, ale jej trzon pozostaje niezmienny. Marek Leszczyński i Piotr Kolecki są godnymi kontynuatorami tradycji wywiedzionej z działań Teatru Dźwięku Atman. To muzyka czerpiąca z dziedzictwa różnorodnych, często odległych kultur, a jednocześnie inspirowana brzmieniem najbliższego otoczenia. Uniwersalna, ale posiadająca swój własny, niepowtarzalny rys.



To wszystko słychać też na najnowszej, ponownie wydanej przez Requiem Records, płycie zespołu. Ale żeby dobrze poczuć jej klimat, trzeba najpierw zatrzasnąć za sobą pierwsze drzwi, zostawić za plecami cywilizacyjny zgiełk i wejść w przestrzeń wypełnioną zupełnie innym brzmieniem. Pathman tworzy swoje dźwiękowe misterium za pomocą głównie tradycyjnego instrumentarium z różnych stron świata. Więcej na tym albumie odniesień do Atmana, a to głównie za sprawą gitary Koleckiego. Zaskakująco rozszerzył się też wachlarz stylistyk, stanowiących dla zespołu źródło inspiracji: obok muzyki etnicznej słychać tu korzenny, surowy ambient, echa rockowej psychodelii, a nawet technikę dubową. A za sprawą udziału w nagraniach Włodka Kiniorskiego, etnodelia Pathmana zyskała jazzowy sznyt.
W odniesieniu do poprzedniego krążka, „Drzwi” przynoszą muzykę bogatszą pod względem aranżacji, bardziej transową i mroczną. Dużą zaletą tej płyty jest produkcja. Pathman w sposób bardzo sugestywny i całkowicie oryginalny, potrafi przełożyć mowę żywiołów na język sztuki. Podsumowując: bezkompromisowa pozycja będąca prostą konsekwencją artystycznych wyborów i doświadczenia twórców. W końcu to już przeszło czterdzieści lat na tej samej ścieżce...
komentarze