POLSKI NIEZAL EURO-EXPRESS
0
03-04-2017 10:15
W jakich warunkach działa polska scena alternatywna.
Jeden z polskich zespołów planuje trasę po Europie. Są całkiem rozpoznawalni w polskim środowisku, za granicą pewnie w stopniu zerowym. Booking oczywiście jest ekstremalnie trudny i bez znajomości ciężko byłoby cokolwiek zrobić. Nie mniejszym problemem są kwestie logistyczne.
No bo busa wynająć można, pewnie, bez problemu. Tylko, że stawka komercyjna z wypożyczalni pożre wszystkie marne gaże, jakie uda się wycisnąć. No więc kombinowanie po znajomych. Kto ma busa, albo jakiegoś vana. Sprawa prosta nie jest, bo przecież to nie pierwsza trasa, więc już wcześniej się korzystało z uprzejmości odpowiednio zmotoryzowanych kolegów. Ale trzeba cisnąć. Zaczyna się odgrzebywanie znajomości z podstawówki, rozmowy przypadkowo wciąż zmierzające do wątków motoryzacyjnych z kolegami z pracy. Taaa, muzycy i normalna praca. No to z sąsiadami, wujkami i kumplami z innych zespołów.
-Ty pożycz nam vana na tydzień. Przyłożysz rękę do rozwoju kultury starego kontynentu. Wesprzesz promocję polskiej alternatywy.
-Ale wiesz, pozmieniało się, od kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Kiedy to było? W 2001? Wiesz, mam dwójkę dzieci. Muszę je zawieźć do przedszkola, do szkoły, chorą mamę zawieźć do lekarza.
-Oj no tak, ale może dasz radę autobusem przez tydzień?
Rzeźba w gównie. To w ogóle powinno być jakieś hasło sceny, motto przewodnie. Ciągła rzeźba w gównie.
No i trzeba być innowacyjnym, żeby sobie radzić. Teraz innowacje są na topie, Unia kasę na to daje i w ogóle....
Dlatego pomysł jest taki, żeby ten zespół, trio, zrobił pierwszą w historii edycję POLSKI NIEZAL EURO-EXPRESS. Wiecie, jak jest ta Asia Express, to teraz taka wersja z polskiej sceny alternatywnej. Goście ustawiają w Europie koncerty. Dajmy na to w Niemczech, Francji i Hiszpanii. Nie mają transportu, nie mają czym wieźć gratów. Pełen surwiwal, najlepsza ever gra terenowa. Zadaniem każdego z trójki muzyków jest dotarcie we wskazanym dniu, pod wskazany adres, aby zagrać koncert. Na wszelki wypadek, zawczasu każdy z muzyków przygotowuje materiał solo, gdyby reszta nie dotarła. I za czas dotarcia są punkty, sprawności, punkty charyzmy itd. Tak samo extra bonusy za skombinowanie gratów, bo przecież jakoś zagrać trzeba. Wszystko kręcą swoimi telefonami, bo nikt nie chciałby ich pokazywać. Po kilku relacjach temat staje się sławny, oglądalność filmików internetowych bije na łeb Ucho Prezesa i Szołmax wkrótce wykłada wielką jak na polską scenę niezależną kasę, tak dużą, że cała trójka może kupić nowe trampki, przestać żebrać fajki, tylko kupić sobie własne i zjeść w końcu ciepły posiłek. Po takim tygodniu stają się legendą, a typ, który tak bardzo chciał wozić swoim vanem dzieci, może tylko pluć sobie w brodę, że na własne życzenie nie miał żadnego wkładu w ten porażający sukces.
Jeden z polskich zespołów planuje trasę po Europie. Są całkiem rozpoznawalni w polskim środowisku, za granicą pewnie w stopniu zerowym. Booking oczywiście jest ekstremalnie trudny i bez znajomości ciężko byłoby cokolwiek zrobić. Nie mniejszym problemem są kwestie logistyczne.
No bo busa wynająć można, pewnie, bez problemu. Tylko, że stawka komercyjna z wypożyczalni pożre wszystkie marne gaże, jakie uda się wycisnąć. No więc kombinowanie po znajomych. Kto ma busa, albo jakiegoś vana. Sprawa prosta nie jest, bo przecież to nie pierwsza trasa, więc już wcześniej się korzystało z uprzejmości odpowiednio zmotoryzowanych kolegów. Ale trzeba cisnąć. Zaczyna się odgrzebywanie znajomości z podstawówki, rozmowy przypadkowo wciąż zmierzające do wątków motoryzacyjnych z kolegami z pracy. Taaa, muzycy i normalna praca. No to z sąsiadami, wujkami i kumplami z innych zespołów.
-Ty pożycz nam vana na tydzień. Przyłożysz rękę do rozwoju kultury starego kontynentu. Wesprzesz promocję polskiej alternatywy.
-Ale wiesz, pozmieniało się, od kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Kiedy to było? W 2001? Wiesz, mam dwójkę dzieci. Muszę je zawieźć do przedszkola, do szkoły, chorą mamę zawieźć do lekarza.
-Oj no tak, ale może dasz radę autobusem przez tydzień?
Rzeźba w gównie. To w ogóle powinno być jakieś hasło sceny, motto przewodnie. Ciągła rzeźba w gównie.
No i trzeba być innowacyjnym, żeby sobie radzić. Teraz innowacje są na topie, Unia kasę na to daje i w ogóle....
Dlatego pomysł jest taki, żeby ten zespół, trio, zrobił pierwszą w historii edycję POLSKI NIEZAL EURO-EXPRESS. Wiecie, jak jest ta Asia Express, to teraz taka wersja z polskiej sceny alternatywnej. Goście ustawiają w Europie koncerty. Dajmy na to w Niemczech, Francji i Hiszpanii. Nie mają transportu, nie mają czym wieźć gratów. Pełen surwiwal, najlepsza ever gra terenowa. Zadaniem każdego z trójki muzyków jest dotarcie we wskazanym dniu, pod wskazany adres, aby zagrać koncert. Na wszelki wypadek, zawczasu każdy z muzyków przygotowuje materiał solo, gdyby reszta nie dotarła. I za czas dotarcia są punkty, sprawności, punkty charyzmy itd. Tak samo extra bonusy za skombinowanie gratów, bo przecież jakoś zagrać trzeba. Wszystko kręcą swoimi telefonami, bo nikt nie chciałby ich pokazywać. Po kilku relacjach temat staje się sławny, oglądalność filmików internetowych bije na łeb Ucho Prezesa i Szołmax wkrótce wykłada wielką jak na polską scenę niezależną kasę, tak dużą, że cała trójka może kupić nowe trampki, przestać żebrać fajki, tylko kupić sobie własne i zjeść w końcu ciepły posiłek. Po takim tygodniu stają się legendą, a typ, który tak bardzo chciał wozić swoim vanem dzieci, może tylko pluć sobie w brodę, że na własne życzenie nie miał żadnego wkładu w ten porażający sukces.
komentarze