Po latach intensywnego grzebania w polskiej muzie, która stanowiła główny kierunek moich poszukiwań, silniejsze skierowanie uwagi na scenę niemiecką jest jak trip w nieznany region. Świeże i ekscytujące.
To wycieczka na której sam musisz zadbać o atrakcje, bez przewodnika. Ale na szczęście z podszeptami serdecznych ludzi.
Scena, która budzi moje zainteresowanie (szeroko pojęte noise rocki i post punki) jest - podobnie jak u nas - schowana w małych klubach, obraca się w gronie kolegów, koleżanek, sympatyków, "ziomeczków". Google tutaj niewiele pomoże. Ale pomalutku, od zespołu do zespołu, od iwętu do iwętu, od bandcampa do bandcampa wyłania się jeszcze niewyraźna struktura skrywająca całą masę świetnych kapel. Sam Berlin, który choćby z racji tego, że jest olbrzymią metropolią, w dodatku o silnie "artystycznym" charakterze, musi być prawdziwą kopalnią takich skarbów.
Ale czemu scena niemiecka - zapytacie - przecież jest tyle świetnych zespołów w różnych krajach. Oczywiście. Ale czas przekuć położenie Szczecina w atut. Każdy kto podróżował do Szczecina wie, że z centrum, wschodu, południa Polski czy nawet z Trójmiasta... no jest kawałek. Czasami to aż przykro patrzeć, jak kapele wyczołgują się z tych swoich kombiaków wymiętolone 6-7 godzinną podróżą.
Nawet nasz bard lokalny, poeta nienawiści, Marszałek Pizdudski śpiewa (znaczy on nie umie śpiewać, gada) w jednej swojej piosence tak: „Kiedyś w klanie, tym serialu była taka postać. Jakiś Krzysztof ze Szczecina, czy tam Tadeusz. I miał dziecko. Z Grażynką, czy Tereską… I zawsze jak była mowa o tym bohaterze, że ta co ma z nim dziecko to teraz do niego jedzie, to było takie dramatyczne dialogu zawieszenie: że gdzie Grażynka jedzie? Uuuuu do Szczecina jedzie? Uuu tak daleko? Toż to koniec Polski. Tak kurwa, tu się Polska kończy, tu się zaczyna Wielkie Pomorze, święty boże nie pomoże”.
Nie wiem czy wiecie, ale Szczecin jest miastem, które ma bliżej do trzech innych stolic niż polskiej: do Berlina (150 km), Kopenhagi (465 km), a nawet Pragi (498). Do Wawy drodzy państwo mamy 572 km. Dlatego pora skorzystać z tego faktu i ściągać ciekawe niemieckie kapele. Oczywiście nie jest to łatwe, zwłaszcza patrząc na to, że przeciętny bilet na gig w Polsce to (przynajmniej u nas) 15 zł, czyli 3,5 euro. I weź tu człowieku zaoferuj jakąś stawkę w euro. Przecież to na wachę i hot doga ledwo ledwo. No i jest jeszcze spora nieufność, bo akurat w nasz region to poza hc/punkowymi i metalowymi kapelami mało kto się wcześniej zapuszczał. Nie jest to może wyobrażenie, że biegają u nas niedźwiedzie polarne, ale jednak wyprawa do Polski to już poważna sprawa.
Lody zostały przełamane w tym roku, kiedy zapadła decyzja, że otwieramy nasz cykl koncertowy na zagranicę i wychodzimy tym samym z gorsetu „zajmujemy się tylko polską muzą”, którzy sami przyodzialiśmy na stracie działalności. Wystarczyło zadać sobie proste pytanie: a dlaczego by nie?
Jeśli chodzi o niemieckie kapel, w 2017 zagrali u nas post punkowi Friends of Gas, post-rockowi Hope oraz noise rockowa Kala Brisella (z zagranicy byli jeszcze Szwajcarzy z Closet Disco Queen). Wszystkie te koncerty były co najmniej bardzo dobre. I będzie tego więcej. Już jutro wpada do nas noise-rockowy duet Molde, w grudniu krautrockowa Camera (a są jeszcze dziewczyny z Islandii Kaelan Mikla). Tak naprawdę kolejne kapele były pokłosiem wcześniejszych koncertów i polecajek od ludzi, którzy już do nas wpadli: ej, jedźcie do tej Polski, jest fajnie.
Nawet będąc na razie na samym wierzchołku góry lodowej, jaką jest głośna scena niemiecka, widać, że na tej wycieczce nudzić się nie będziemy. Na przyszły rok już gadam z kilkoma zacnymi kapelami. Ale wciąż grzebię za zachodnią granicą, dlatego jeśli macie podpowiedzi, fajne zespoły i wydawnictwa, to podeślijcie chętnie poznam nowe tropy.
Poniżej zostawiam mały przegląd tych, którzy u nas już zagrali lub zagrają w tym roku. Resztę na razie zachowam dla siebie, bo tak jak o zmarłych mówi się tylko dobrze, tak o planowanych koncertach, tylko jak są klepnięte.
FRIENDS OF GAS
HOPE
KALA BRISELLA
MOLDE
CAMERA
To wycieczka na której sam musisz zadbać o atrakcje, bez przewodnika. Ale na szczęście z podszeptami serdecznych ludzi.
Scena, która budzi moje zainteresowanie (szeroko pojęte noise rocki i post punki) jest - podobnie jak u nas - schowana w małych klubach, obraca się w gronie kolegów, koleżanek, sympatyków, "ziomeczków". Google tutaj niewiele pomoże. Ale pomalutku, od zespołu do zespołu, od iwętu do iwętu, od bandcampa do bandcampa wyłania się jeszcze niewyraźna struktura skrywająca całą masę świetnych kapel. Sam Berlin, który choćby z racji tego, że jest olbrzymią metropolią, w dodatku o silnie "artystycznym" charakterze, musi być prawdziwą kopalnią takich skarbów.
Ale czemu scena niemiecka - zapytacie - przecież jest tyle świetnych zespołów w różnych krajach. Oczywiście. Ale czas przekuć położenie Szczecina w atut. Każdy kto podróżował do Szczecina wie, że z centrum, wschodu, południa Polski czy nawet z Trójmiasta... no jest kawałek. Czasami to aż przykro patrzeć, jak kapele wyczołgują się z tych swoich kombiaków wymiętolone 6-7 godzinną podróżą.
Nawet nasz bard lokalny, poeta nienawiści, Marszałek Pizdudski śpiewa (znaczy on nie umie śpiewać, gada) w jednej swojej piosence tak: „Kiedyś w klanie, tym serialu była taka postać. Jakiś Krzysztof ze Szczecina, czy tam Tadeusz. I miał dziecko. Z Grażynką, czy Tereską… I zawsze jak była mowa o tym bohaterze, że ta co ma z nim dziecko to teraz do niego jedzie, to było takie dramatyczne dialogu zawieszenie: że gdzie Grażynka jedzie? Uuuuu do Szczecina jedzie? Uuu tak daleko? Toż to koniec Polski. Tak kurwa, tu się Polska kończy, tu się zaczyna Wielkie Pomorze, święty boże nie pomoże”.
Nie wiem czy wiecie, ale Szczecin jest miastem, które ma bliżej do trzech innych stolic niż polskiej: do Berlina (150 km), Kopenhagi (465 km), a nawet Pragi (498). Do Wawy drodzy państwo mamy 572 km. Dlatego pora skorzystać z tego faktu i ściągać ciekawe niemieckie kapele. Oczywiście nie jest to łatwe, zwłaszcza patrząc na to, że przeciętny bilet na gig w Polsce to (przynajmniej u nas) 15 zł, czyli 3,5 euro. I weź tu człowieku zaoferuj jakąś stawkę w euro. Przecież to na wachę i hot doga ledwo ledwo. No i jest jeszcze spora nieufność, bo akurat w nasz region to poza hc/punkowymi i metalowymi kapelami mało kto się wcześniej zapuszczał. Nie jest to może wyobrażenie, że biegają u nas niedźwiedzie polarne, ale jednak wyprawa do Polski to już poważna sprawa.
Lody zostały przełamane w tym roku, kiedy zapadła decyzja, że otwieramy nasz cykl koncertowy na zagranicę i wychodzimy tym samym z gorsetu „zajmujemy się tylko polską muzą”, którzy sami przyodzialiśmy na stracie działalności. Wystarczyło zadać sobie proste pytanie: a dlaczego by nie?
Jeśli chodzi o niemieckie kapel, w 2017 zagrali u nas post punkowi Friends of Gas, post-rockowi Hope oraz noise rockowa Kala Brisella (z zagranicy byli jeszcze Szwajcarzy z Closet Disco Queen). Wszystkie te koncerty były co najmniej bardzo dobre. I będzie tego więcej. Już jutro wpada do nas noise-rockowy duet Molde, w grudniu krautrockowa Camera (a są jeszcze dziewczyny z Islandii Kaelan Mikla). Tak naprawdę kolejne kapele były pokłosiem wcześniejszych koncertów i polecajek od ludzi, którzy już do nas wpadli: ej, jedźcie do tej Polski, jest fajnie.
Nawet będąc na razie na samym wierzchołku góry lodowej, jaką jest głośna scena niemiecka, widać, że na tej wycieczce nudzić się nie będziemy. Na przyszły rok już gadam z kilkoma zacnymi kapelami. Ale wciąż grzebię za zachodnią granicą, dlatego jeśli macie podpowiedzi, fajne zespoły i wydawnictwa, to podeślijcie chętnie poznam nowe tropy.
Poniżej zostawiam mały przegląd tych, którzy u nas już zagrali lub zagrają w tym roku. Resztę na razie zachowam dla siebie, bo tak jak o zmarłych mówi się tylko dobrze, tak o planowanych koncertach, tylko jak są klepnięte.
FRIENDS OF GAS



HOPE



KALA BRISELLA



MOLDE



CAMERA



tagi: cykl_tego_słucham (1) elektronika (161) koncert (3) koncerty (4) niemcy (9) noise_rock (30) post_punk (24) post_rock (9) punk (172) rock (485) szczecin (7)
komentarze