Co powstanie z połączenia jednego Zimpla i jednego Ziołka?
Obu panów nie trzeba właściwie przedstawiać. To filary polskiej muzyki niezależnej ostatnich lat, laureaci Paszportów Polityki, gwiazdy „stajni” Instant Classic. Ich współpraca nie zakończyła się na wspólnych koncertach, ale obrodziła również albumem Z/Z.
To spotkanie dwóch wielkich muzycznych mózgów. Intrygujące tym bardziej że wywodzą się z różnych środowisk. Ziołek wyrósł ze sceny punkowej, metalowej, rockowej, a Zimpla kojarzymy z korzeni jazzowych, improv. Oczywiście już dawno nie mieszczą się w tak przyjętych ramach, w swojej twórczości opierając się o minimalizm, neopsychodelię w różnych odcieniach (mógłbym też napisać, psychodelię, ale z „neo-„ brzmi mądrzej).
„Z/Z” to jedynie cztery kompozycje, ale bardzo rozbudowane. Na tyle, że dają „pełnoprawny” 40-mintowy album. Już ten rozkład sugeruje, czego możemy się spodziewać - niespiesznie, a wręcz mozolnie rozwijanych wątków, konsekwentnej powtarzalności i pieczołowicie tworzonego klimatu.
To materiał bardzo subtelny (polecam zwłaszcza singlowe tęskne i rozmarzone „Wrens”), wyrafinowany. Jest w nim miejsce na piosenkę repetytywną (postuluję utworzenie nowego gatunku), jak i rozimprowizowane momenty, kiedy Zimpel może wrócić do free jazzowych odjazdów.
Jak sami przyznają, improwizacji w ich muzyce jest dużo, lecz sam jej sposób jest zaplanowany, zamknięty w pewne struktury. Efektem są elastyczne kompozycje mieszczące piosenkowość, leśny folk uwikłany wręcz w średniowieczne motywy i ubrany we współczesną formułę: te wszystkie ziołkowe „porysowane”, trzeszczące elektroniczne tła, ambientalne echa i kwaskowaty posmak kosmische musik.
Co powstanie, kiedy dodasz do siebie jednego Ziołka i jednego Zimpla? Nasze polskie ZZ Top. Kiedy to opowiecie znajomym, śmiechom nie będzie końca. Ale patrząc serio na samą współpracę artystyczną – wydawca zapowiadał płytę pisząc: „kompozycje na pewno zaskoczą wielbicieli ich wcześniejszych dokonań”. Tutaj się nie zgodzę. Nie wytworzyła się jakaś zdumiewająca wartość dodana. Jednak na płaszczyźnie muzycznej, tak mnie więcej można sobie było wyobrażać połączenie ich sił.
Odnajduję w tej płycie czyste, nienachalne piękno. Nienachalne w tym sensie, że potrzebna jest doza pewnego wysiłku, aby w ten materiał wejść i go docenić. Ale to przecież żadna nowość w przypadku obu artystów.
Radek Soćko
Obu panów nie trzeba właściwie przedstawiać. To filary polskiej muzyki niezależnej ostatnich lat, laureaci Paszportów Polityki, gwiazdy „stajni” Instant Classic. Ich współpraca nie zakończyła się na wspólnych koncertach, ale obrodziła również albumem Z/Z.
To spotkanie dwóch wielkich muzycznych mózgów. Intrygujące tym bardziej że wywodzą się z różnych środowisk. Ziołek wyrósł ze sceny punkowej, metalowej, rockowej, a Zimpla kojarzymy z korzeni jazzowych, improv. Oczywiście już dawno nie mieszczą się w tak przyjętych ramach, w swojej twórczości opierając się o minimalizm, neopsychodelię w różnych odcieniach (mógłbym też napisać, psychodelię, ale z „neo-„ brzmi mądrzej).
„Z/Z” to jedynie cztery kompozycje, ale bardzo rozbudowane. Na tyle, że dają „pełnoprawny” 40-mintowy album. Już ten rozkład sugeruje, czego możemy się spodziewać - niespiesznie, a wręcz mozolnie rozwijanych wątków, konsekwentnej powtarzalności i pieczołowicie tworzonego klimatu.
To materiał bardzo subtelny (polecam zwłaszcza singlowe tęskne i rozmarzone „Wrens”), wyrafinowany. Jest w nim miejsce na piosenkę repetytywną (postuluję utworzenie nowego gatunku), jak i rozimprowizowane momenty, kiedy Zimpel może wrócić do free jazzowych odjazdów.
Jak sami przyznają, improwizacji w ich muzyce jest dużo, lecz sam jej sposób jest zaplanowany, zamknięty w pewne struktury. Efektem są elastyczne kompozycje mieszczące piosenkowość, leśny folk uwikłany wręcz w średniowieczne motywy i ubrany we współczesną formułę: te wszystkie ziołkowe „porysowane”, trzeszczące elektroniczne tła, ambientalne echa i kwaskowaty posmak kosmische musik.
Co powstanie, kiedy dodasz do siebie jednego Ziołka i jednego Zimpla? Nasze polskie ZZ Top. Kiedy to opowiecie znajomym, śmiechom nie będzie końca. Ale patrząc serio na samą współpracę artystyczną – wydawca zapowiadał płytę pisząc: „kompozycje na pewno zaskoczą wielbicieli ich wcześniejszych dokonań”. Tutaj się nie zgodzę. Nie wytworzyła się jakaś zdumiewająca wartość dodana. Jednak na płaszczyźnie muzycznej, tak mnie więcej można sobie było wyobrażać połączenie ich sił.
Odnajduję w tej płycie czyste, nienachalne piękno. Nienachalne w tym sensie, że potrzebna jest doza pewnego wysiłku, aby w ten materiał wejść i go docenić. Ale to przecież żadna nowość w przypadku obu artystów.
Radek Soćko
tagi: alternatywa (298) folk (192) instant_classic (2) jazz (92) kraut (1) polskie (886) recenzje (806) zimpel (1) zimpelziołek (1) ziołek (1)
komentarze