Zaraźliwa muzyka introwertyczna, czyli magia.
Przyznam, że chyba nigdy wcześniej z takim zaciekawieniem nie wypatrywałem kolejnej płyty zespołu. Ciągle nasuwa mi się pod palce „drugiej” płyty, bo w dyskografii LOTTO ich debiut „ASK THE DUST” zdaje się być zapomniany wobec sukcesu „dwójki”. Ale coś w tym jest. Wówczas byli kapkę innym zespołem, z innym pomysłem na twórczość, chętniej tworzącym kompozycje w nurcie środowisk impro.
Dopiero na „ELITE FELINE” obrali kurs na testowanie uwagi słuchacza, grę niuansami zamkniętymi w ramach niekończących się powtórzeń. Jak opowiada Łukasz Rychlicki, odkrywają w ten sposób również swoje granice. O tym, jak szerokim echem odbiła się ta płyta, nie trzeba wspominać. Zachodziłem w głowę, co dalej? Wyjście z potrzasku tego pomysłu wydawało się niemożliwe, a „EF” jest dziełem tak odmiennym, indywidualnym, że trudno, by było wyjściem do czegoś innego. Zdawało mi się granicą, metą. Punktem z magnetyczną grawitacją, nie do pokonania. A jednak LOTTO bazując na wypracowanej idei prezentuje coś zupełnie świeżego.
„EF” kierowała skojarzenia w stronę lynch’owskiego dark jazzu. W tym jednym przypadku najchętniej posłużyłbym się terminem trans-jazz. Na „fałkach” z drugiego tła coraz mocniej przebija psychodelia. Napisałbym gitarowa, ale na „VV” Łukasz Rychlicki częściej operuje basem, co również może podpowiadać, że schodzimy z klimatem poniżej linii mgły.
Motywy będące filarami kompozycji jakoś pociemniały, przykryły je szare opary drone’ów, noise’ów i dub’ów. To, co dzieje się na tej płaszczyźnie na „VV” to obłęd. Lecisz razem z zespołem, trzymasz się motywu, a nagle czujesz, że wpadłeś w jakiś dubowy tunel, osaczają cię zupełnie inne dźwięki. Oglądasz się i…jesteś znowu gdzie indziej. Pytasz się sam siebie: jak to do cholery możliwe, przecież trzymam się tego zasranego motywu, który katują od 10 minut, nie miałem prawa się zgubić. Przejażdżka kolejką po miasteczku grozy.
Jeśli wówczas był trans-jazz, to teraz optuję za drone-postjazzem. Ale rozmowa o gatunkach w przypadku LOTTO jest wyjątkowo trudna. To muzyka bazująca na tym, co bulgocze pod najróżniejszymi nurtami. Muzyka hipnotyczna.
Udało się na „VV” uchwycić energię występu na żywo. Koncertowe LOTTO brzmi rzecz jasna inaczej niż na płycie, ale złapano tę magię, która tworzy się miedzy członkami tria, kiedy stają na scenie i chwytają za instrumenty. Kiedy ćwiczą się w tym, jak być falą, jednym ładunkiem energii. LOTTO grające nowy materiał to zespół absolutnie wyjątkowy. Po prostu wielki. Ostatni ich występ w Szczecinie szczerze mną wstrząsnął (czemu dałem upust tutaj) i uświadomił, że to grupa, która gra w zupełnie innej lidze. Tak samo jak „VV” pokazały, że LOTTO nie ogląda się za siebie. Gdyby to zrobili, nie zobaczyliby już peletonu.
Zawsze fascynowało mnie to, jaki musi pojawić się splot doświadczeń, osobowości, przypadków, by wytworzyło się „to coś więcej”. Jest w tym coś magicznego. Tak samo, jak w muzyce LOTTO. Po każdym odtworzeniu „fałek” stwierdzam, że jeśli bić pianę z wielkich słów, to właśnie w tym przypadku. Koncert mnie w tym tylko utwierdził.
Radek Soćko
Przyznam, że chyba nigdy wcześniej z takim zaciekawieniem nie wypatrywałem kolejnej płyty zespołu. Ciągle nasuwa mi się pod palce „drugiej” płyty, bo w dyskografii LOTTO ich debiut „ASK THE DUST” zdaje się być zapomniany wobec sukcesu „dwójki”. Ale coś w tym jest. Wówczas byli kapkę innym zespołem, z innym pomysłem na twórczość, chętniej tworzącym kompozycje w nurcie środowisk impro.
Dopiero na „ELITE FELINE” obrali kurs na testowanie uwagi słuchacza, grę niuansami zamkniętymi w ramach niekończących się powtórzeń. Jak opowiada Łukasz Rychlicki, odkrywają w ten sposób również swoje granice. O tym, jak szerokim echem odbiła się ta płyta, nie trzeba wspominać. Zachodziłem w głowę, co dalej? Wyjście z potrzasku tego pomysłu wydawało się niemożliwe, a „EF” jest dziełem tak odmiennym, indywidualnym, że trudno, by było wyjściem do czegoś innego. Zdawało mi się granicą, metą. Punktem z magnetyczną grawitacją, nie do pokonania. A jednak LOTTO bazując na wypracowanej idei prezentuje coś zupełnie świeżego.
„EF” kierowała skojarzenia w stronę lynch’owskiego dark jazzu. W tym jednym przypadku najchętniej posłużyłbym się terminem trans-jazz. Na „fałkach” z drugiego tła coraz mocniej przebija psychodelia. Napisałbym gitarowa, ale na „VV” Łukasz Rychlicki częściej operuje basem, co również może podpowiadać, że schodzimy z klimatem poniżej linii mgły.
Motywy będące filarami kompozycji jakoś pociemniały, przykryły je szare opary drone’ów, noise’ów i dub’ów. To, co dzieje się na tej płaszczyźnie na „VV” to obłęd. Lecisz razem z zespołem, trzymasz się motywu, a nagle czujesz, że wpadłeś w jakiś dubowy tunel, osaczają cię zupełnie inne dźwięki. Oglądasz się i…jesteś znowu gdzie indziej. Pytasz się sam siebie: jak to do cholery możliwe, przecież trzymam się tego zasranego motywu, który katują od 10 minut, nie miałem prawa się zgubić. Przejażdżka kolejką po miasteczku grozy.
Jeśli wówczas był trans-jazz, to teraz optuję za drone-postjazzem. Ale rozmowa o gatunkach w przypadku LOTTO jest wyjątkowo trudna. To muzyka bazująca na tym, co bulgocze pod najróżniejszymi nurtami. Muzyka hipnotyczna.
Udało się na „VV” uchwycić energię występu na żywo. Koncertowe LOTTO brzmi rzecz jasna inaczej niż na płycie, ale złapano tę magię, która tworzy się miedzy członkami tria, kiedy stają na scenie i chwytają za instrumenty. Kiedy ćwiczą się w tym, jak być falą, jednym ładunkiem energii. LOTTO grające nowy materiał to zespół absolutnie wyjątkowy. Po prostu wielki. Ostatni ich występ w Szczecinie szczerze mną wstrząsnął (czemu dałem upust tutaj) i uświadomił, że to grupa, która gra w zupełnie innej lidze. Tak samo jak „VV” pokazały, że LOTTO nie ogląda się za siebie. Gdyby to zrobili, nie zobaczyliby już peletonu.
Zawsze fascynowało mnie to, jaki musi pojawić się splot doświadczeń, osobowości, przypadków, by wytworzyło się „to coś więcej”. Jest w tym coś magicznego. Tak samo, jak w muzyce LOTTO. Po każdym odtworzeniu „fałek” stwierdzam, że jeśli bić pianę z wielkich słów, to właśnie w tym przypadku. Koncert mnie w tym tylko utwierdził.
Radek Soćko
komentarze