Jebać wszystko co sztuczne*.
„Poznaj Osę” to pierwsza płyta rap, jaką kupiłem. A parę wiosen już zaliczyłem. To niebywały komfort pisać o płycie rapowej, mając ze sobą żaden bagaż wiedzy na temat tej społeczności i muzyki. No dobra, żaden to może nie, ale uwierzcie, nawet mnie nie stać na żadne porównania. Tym lepiej jak sądzę.
Osa to młody typ, który swoje numery wrzuca do neta z takim żarem, że czasami zajmuje mu to pół godziny od nagrania. Te ogarnia na jakimś tanim majku do skajpa i w Audacity. Totalne diy/lo-fi. Zero ściemy.
Wyczekiwałem tej płyty, bo wszystko, co puszczał w sieć było co najmniej dobre. Album zbiera 15 kawałków wyselekcjonowanych z naprawdę bogatego już zbioru. „Poznaj Osę” jest więc bardziej śladem, który ma zostać, świadectwem gdzie był jako twórca, niż przemyślanym albumem.
W przypadku Osy chyba nawet ciężko mówić o rapie. Wywodzi się z tego środowiska. To, co tworzy ewidentnie z tego wyrosło. Ale ma horyzonty, które sięgają daleko i słychać to na jego debiucie. Jest tam mroczna elektronika z takim podbiciem basu, że przykrywa nogami. Jest gitara - surowa, brudna, czasami niestrojąca, zagrana na jakichś podstawowych dwóch chwytach. Normalnie punk. Do tego jakieś synthy, czasami chamski automat perkusyjny.
Najważniejsze są jednak teksty. A tekściarzem Osa jest znakomitym i trafiają mu się rzeczy wybitne. Prostym językiem trafia w emocje, kleci słowa z łatwością, sięga po niesztampowe metafory. Wrażliwy z niego koleś, o czym najlepiej świadczą jego obserwacje. I mimo tego, że tematyka tekstów to też taki standardowy przelot przez dragi, imprezy itd., to nie zmienia faktu, że to płyta o emocjach. Negatywnych emocjach. To piosenki o strachu, wyobcowaniu, zagubieniu, niepewności mieszającej się z euforią. To przerażające, jak poobijani psychicznie są ci młodzi ludzie na starcie. Bo śledzę Osę już długo i widzę, że dla wielu jest głosem pokolenia. Opowiada o tym, czym żyją, najlepiej jak można – prosto, bezpośrednio, szczerze. Jednocześnie jest w tym syf i gracja.
To też płyta, z której przebija młodzieńczy bunt – właściwie przeciwko wszystkiemu. Ten staroszkolny bunt, który tchnął wenę już w wielu. Ale i w tych tekstach Osy znowu słychać, że rzeczywistość najeżona jest drzazgami, a światu bliżej do śmiercionośnego matrixa niż do miłego spacerku do szkoły. No właśnie – śmierci też jest dużo na tej płycie. I to też rusza.
Cała ta otoczka lo-fi, konwencja okołorapowego kolażu, punkowego podejścia do „procesu twórczego” nie zmienia faktu, że Osa to gość, któremu świetne piosenki wypadają jak drobniaki. Czysty talent songwrajterski.
Nie wiem co będzie dalej z Osą. Nie wiem nawet czy w świecie, w którym funkcjonuje jest już kimś dostrzeżonym, czy podziemiem podziemia. Kilkanaście-kilkadziesiąt tysi odsłon niektórych numerów robi wrażenie. Wiem za to, że to wielki talent. Być może największy, na jaki trafiłem przez dobrych parę lat grzebania w polskiej muzie. Poznajcie Osę.
•To niekoniecznie najlepszy cytat z tej płyty, ale wiele o niej mówiący.
Radek Soćko
„Poznaj Osę” to pierwsza płyta rap, jaką kupiłem. A parę wiosen już zaliczyłem. To niebywały komfort pisać o płycie rapowej, mając ze sobą żaden bagaż wiedzy na temat tej społeczności i muzyki. No dobra, żaden to może nie, ale uwierzcie, nawet mnie nie stać na żadne porównania. Tym lepiej jak sądzę.
Osa to młody typ, który swoje numery wrzuca do neta z takim żarem, że czasami zajmuje mu to pół godziny od nagrania. Te ogarnia na jakimś tanim majku do skajpa i w Audacity. Totalne diy/lo-fi. Zero ściemy.
Wyczekiwałem tej płyty, bo wszystko, co puszczał w sieć było co najmniej dobre. Album zbiera 15 kawałków wyselekcjonowanych z naprawdę bogatego już zbioru. „Poznaj Osę” jest więc bardziej śladem, który ma zostać, świadectwem gdzie był jako twórca, niż przemyślanym albumem.
W przypadku Osy chyba nawet ciężko mówić o rapie. Wywodzi się z tego środowiska. To, co tworzy ewidentnie z tego wyrosło. Ale ma horyzonty, które sięgają daleko i słychać to na jego debiucie. Jest tam mroczna elektronika z takim podbiciem basu, że przykrywa nogami. Jest gitara - surowa, brudna, czasami niestrojąca, zagrana na jakichś podstawowych dwóch chwytach. Normalnie punk. Do tego jakieś synthy, czasami chamski automat perkusyjny.
Najważniejsze są jednak teksty. A tekściarzem Osa jest znakomitym i trafiają mu się rzeczy wybitne. Prostym językiem trafia w emocje, kleci słowa z łatwością, sięga po niesztampowe metafory. Wrażliwy z niego koleś, o czym najlepiej świadczą jego obserwacje. I mimo tego, że tematyka tekstów to też taki standardowy przelot przez dragi, imprezy itd., to nie zmienia faktu, że to płyta o emocjach. Negatywnych emocjach. To piosenki o strachu, wyobcowaniu, zagubieniu, niepewności mieszającej się z euforią. To przerażające, jak poobijani psychicznie są ci młodzi ludzie na starcie. Bo śledzę Osę już długo i widzę, że dla wielu jest głosem pokolenia. Opowiada o tym, czym żyją, najlepiej jak można – prosto, bezpośrednio, szczerze. Jednocześnie jest w tym syf i gracja.
To też płyta, z której przebija młodzieńczy bunt – właściwie przeciwko wszystkiemu. Ten staroszkolny bunt, który tchnął wenę już w wielu. Ale i w tych tekstach Osy znowu słychać, że rzeczywistość najeżona jest drzazgami, a światu bliżej do śmiercionośnego matrixa niż do miłego spacerku do szkoły. No właśnie – śmierci też jest dużo na tej płycie. I to też rusza.
Cała ta otoczka lo-fi, konwencja okołorapowego kolażu, punkowego podejścia do „procesu twórczego” nie zmienia faktu, że Osa to gość, któremu świetne piosenki wypadają jak drobniaki. Czysty talent songwrajterski.
Nie wiem co będzie dalej z Osą. Nie wiem nawet czy w świecie, w którym funkcjonuje jest już kimś dostrzeżonym, czy podziemiem podziemia. Kilkanaście-kilkadziesiąt tysi odsłon niektórych numerów robi wrażenie. Wiem za to, że to wielki talent. Być może największy, na jaki trafiłem przez dobrych parę lat grzebania w polskiej muzie. Poznajcie Osę.
•To niekoniecznie najlepszy cytat z tej płyty, ale wiele o niej mówiący.
Radek Soćko
komentarze