sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

Lonker See - One Eye Sees Red

0 24-05-2018 11:39

Wieszczę upadek pierwszej fali stylu instant classic... O nowym Lonker See.

Jeden z najbardziej zagłaskiwanych zespołów sceny alternatywnej. Kochają ich niemal wszyscy (zanudzimy się niedługo w tym swoim sosie). Ale przyznam, że trudno się dziwić, bo szybko weszli na poziom dostępny dla nielicznych. Mam tu na myśli to, jak brzmią ich płyty, ale przede wszystkim to, jak wypadają na koncertach. Opinie o tym, że to jeden z najlepszych składów koncertowych w PL pojawiają się powszechnie. Mogę tylko przyklasnąć.

W tym roku wyszła ich nowa płyta, znowu wydana w najlepszym polskim labelu z „muzyką do ćpania dla osób, które nie ćpią”: Instant Classic. Label wyrobił swoją specyficzną markę, którą łatwo określić z przymrużeniem oka jako: numery po 20 minut, w których mało się dzieje. Gdyby próbować ująć to w hasztagach (celowo sięgam po ten środek-pojawi się jeszcze niżej), to pewnie byłoby to coś takiego: #trans #psychedelic #minimalism #post. No i te nowe Lonker See brzmi jak instant-classowa laurka.

One Eye Sees Red to jedynie trzy numery. Dwa z nich to kolosy, po 20 minut właśnie, zbudowane w dobrze znanym schemacie – długaśny wstęp, wahania napięcia, pierdolnięcie, kurtyna. Nawet jeśli uznamy, że Lonker See nieco wyewoluowało, rozczesało te swoje loki „frytowego”, improwizowanego jazz-rocka i schwyciło spinką „piosenki”, to w samym zamyśle niewiele się zmieniło. Zaczynam dostrzegać, że ta forma zastyga i formuje się w ściany, które wkrótce mogą okazać się trudne do przebicia.

Wyjątkiem jest tutaj singlowy „One Eye Sees Red”. Kapitalny. Rozpoczynający się od ujmującego „OM-owego”, mantrycznego intro. Zdaję sobie sprawę, że Lonker See tak silnie umocowane w scenie jazzowej wciąż chce bazować na improwizacji, a improwizacja krótkich form nie lubi. Ale tytułowy numer jest jak wywar z Lonker. Gęsty czaj, który uderza do głowy, zero fusów.

Nie wiem, być może to zmęczenie tymi transowymi minimalizmami, których ukazało się w ostatnich latach nad Wisłą naprawdę dużo. A może to kwestia tego, że mózg obijany codziennie setkami hasłowych #komunikatów, parowyrazowych newsów, ma problem z dłuższym utrzymaniem uwagi w rejestrach, jakich oczekuje od słuchacza zespół… Piję do tego, że „Lillian Gish” oraz „Solaris Pt. 3 & 4” są kompozycjami na specjalne okazje. Wymagają absolutnej atencji, by wejść w napięcie budowane z detaliczną precyzją. A całe bogactwo, które tam się skrywa – saksofonowe ozdobniki, pięknie gadający bas, przestrzeń w gitarach i „żywe” bębny tylko na to zasługują.

Odbieram „One Eye Sees Red” jako bardziej przystępną twarz Lonker See. Brzmią bardziej „fancy”, nie są tak rozwydrzeni i niegrzeczni*. Flirtują nawet z dream popem. O pewnym wyczerpaniu formuły 20-mintowych kloców już wspomniałem... Dopatruję się w Lonker See zespołu, który może zakończyć „pierwszą falę stylu instant classic” i stać się prekursorem drugiej, w której nastąpi koncentracja treści, przy zachowaniu improwizacyjnej swobody. Odpowiedź przyjdzie z kolejną płytą.

*Ale jakże wyraźnie w swoim singlu zaznaczają, że nie interesuje ich łatwa sympatia słuchaczy. Na koniec swojego najbardziej „przebojowego” numeru umieszczają narastający noise, jakby chcieli powiedzieć: „Fajnie było? Miło się słuchało? To masz, niech cię teraz pobolą zęby”. Szanuję to.



radek soćko

tagi: jazz (92)  lonker_see (5)  polskie (886)  post-rock (8)  recenzje (806)  rock (485) 
komentarze