Legenda polskiej sceny alternatywnej, Robert Brylewski opowiedział nam kilka historii, które czekały na wyjaśnienia. Zapraszamy do lektury rozmowy z Brylem, człowiekiem instytucją.
TegoSlucham.pl: Robert, spotykamy się cztery dni przed 30. Rocznicą wybuchu stanu wojennego. Dla Ciebie to jest szczególny dzień?
Robert Brylewski: Tak, to data w życiu, która jest ważna. Jednak jestem jak najdalszy dzisiaj od robienia jakichkolwiek zadym z tego powodu. Nawet nie podoba mi się, że tego starego dziadka Jaruzela gnębią. Ja mógłbym mieć pretensje do wojskowych i do generała, bo wtedy miałem 20 lat i mogliśmy kurcze wyjechać w świat grać rock'n'rolla, a tu zrobił szlaban na cały kraj. Ale aż tak żółć się ze mnie nie leje żeby latać z pochodnią i krzyczeć. Co ten Jaruzel ma ze sobą zrobić, samobója strzelić?
TS: W latach 92-94 robiliście nawet z Brygadą Kryzys koncerty Stanik, upamiętniające 13 grudnia '81... Czemu miały służyć?
RB: To było dla nas święto, że możemy się cieszyć wolnością, mieć do tego dystans, luźny stosunek i nazwać to "stanikiem wojennym" , bo aż nie było takiej traumy jak w czasach wojny, jednak w Polsce udało się uniknąć hekatomby. Rzeczywistość wygląda troszeczkę inaczej.... Jak poszliśmy z Tomkiem Lipińskim, Jeżykiem z Kultu, 13 grudnia 1981 na ulicę Mazowiecką w Warszawie, gdzie była siedziba Solidarności, to jako optymiści szliśmy po drodze i myśleliśmy "ciekawe koledzy ilu nas tam będzie, nie? 3 tysiące?" Tam było ze 200 osób. Przyjechało ZOMO, polało wodą, zimno się zrobiło i tyle. Wiesz, to nie zawsze wygląda tak bohatersko.
TS: To może teraz trochę luźniejszy temat. Jak Ci się pracuje pośród glinianych chujów? [wystrój jednej z sal prób Brygady Kryzys -red.]
RB: Ja to wiesz, mam dzieci, to zawsze mówiłem na to gliniane penisy. Tamte czasy to rzeczy niepowracalne. Te pierwsze dni, pierwsze miesiące stanu wojennego to był taki czas, że nikt się nie zastanawiał, czy grasz wśród 100 glinianych penisów rozstawionych dookoła.
TS: Jest pewna historia z tamtych czasów, nie do końca wyjaśniona. Przed koncertem w Gdańsku, w listopadzie '81 dostałeś ostry wpierdol. Co to za akcja była?
RB: No tak. Grałem potem koncert przypudrowany, bo chciałem te siniaki ukryć i wcale nie chciałem się chwalić, że zostałem obity i robić z tego szopy. Tam był przy dworcu taki hotel, Metropol się nazywał. Jeszcze nie było stanu wojennego, ale już się szykowali, bo tam potem zomowcy siedzieli w tym hotelu. Ci goście co mnie skatowali, z tego co ja dzisiaj widzę, to byli zomowcy przebrani za kelnerów. Obraził mnie jeden ich kolega i przyfikałem do niego. No i doszło do bójki. I skończyło się tym, że 5 kelnerów wzięło mnie na kopy...
TS: Ale co, mieli eleganckie muchy?
RB: Powiem szczerze, że na muchy nie zwracałem uwagi (śmiech). Ale wyglądali normalnie jak kelnerzy. Aż takich detali to nie pamiętam, pamiętam za to dwa ogromne cycki, które mnie obudziły i stwierdziłem, że jednak żyje. To road menagerka mnie cudziła. To było takie niebiańskie przebudzenie... A żeby było śmieszniej Tomek Lipiński myślał, że nie żyję, bo dostał telefon od niej właśnie "Roberta właśnie zabili" (śmiech). No i schodził parę pięter w dół w hotelu myśląc, że stracił kumpla.
TS: Teraz to może wydawać się śmieszne...
RB: No tak, jak mówię - teraz możemy mięć do tego dystans. Oczywiście w przypadku bestialsko pomordowanych czy okaleczonych nie ma mowy o żadnym dystansie... Każdy wie, że to jest tragedia.
TS: Z tamtego okresu jest jeszcze jedna ciekawa historia, dotycząca okoliczności nagrywania "Czarnej Brygady"...
RB: Za komuny ogólnie był straszliwy bajzel. Mieliśmy jeszcze przed stanem wojennym załatwione, że jak to się mówi rozdziewiczamy studio Tonpressu. Mieliśmy testy przeprowadzać i właśnie przeprowadziliśmy testy z reżyserem dźwięku Kubą Nowakowskim. Trafiliśmy na genialną ekipę, Kuba Nowakowski i Witold Palacz, to można powiedzieć, to co najlepsze zostało z hippisów. To oni przekazali nam takie brzmienie, jedno jedyne, niepowtarzalne. Sami nie jesteśmy w stanie do tego wrócić, żeby to podrobić.
TS: A jak to było z waszymi specjalnymi przepustkami, dzięki którym mogliście się poruszać swobodnie po mieście?
RB: No wtedy była normalnie godzina policyjna. Tonpress to była krajowa agencja wydawnicza. Myśmy tam byli normalnie zatrudnieni, w związku z tym mieliśmy urzędowe przepustki... Ale i tak jak jechaliśmy w pięciu maluchem to gnoje zomowcy nas zatrzymali, wysadzili i kazali na piechotę zapieprzać...
TS: Podobno macie zremiksowaną taśmę z "Czarną Brygadą"...
RB: No takie są słuchy. Ale jestem w trasie ostatnio, to nie znam aktualności. Nie mogę tego jeszcze na 100% potwierdzić, ale takie są ostatnie wieści. Są też nawet jakieś rozmowy z potencjalnym wydawcą.
TS: Jaki jest teraz status Brygady Kryzys, wciąż występujecie?
RB: Teraz mamy status jubileuszowy. Gramy bo ten ostatnie koncerty, kiedy zbieraliśmy pieniądze dla rodziny Stopy, naszego zmarłego kolegi, tak nam wyszły, że do głowy nam nie przychodzi, żeby myśleć o rozwiązaniu zespołu. Przy okazji różnych jubileuszy, niekoniecznie tak smutnych, postaramy się brać udział.
TS: Skąd się wziął charakterystyczny dla Izraela, potem też dla 52umu zapis cyferkowo-literowy?
RB: To wynikało bardziej z zamiłowania do grafiki, do szyfrowania... Zera u mnie nie znajdziesz... Astrologii czy numerologii jestem bardzo niechętny. Zaczęło się od odwróconego R w Kryzysie, a potem każdy kolejny zespół... Dużo szumu zrobiło to, że w Izraelu mieliśmy 12 i 13 wpisane w swoje plakaty itp. Dochodziło do ciekawych sytuacji, że milicja zrywała plakaty... Wiesz, wielka 12, wielka 13 i grudniowy pejzaż... Na zasadzie, uderz w stół a nożyce się odezwą.
TS: Podobno pewien znany prezenter przeczytał dosłownie "52 UM"...
RB: (śmiech). No tak, była taka historia, ale naprawdę już nawet nie pamiętam kto to był...
TS: W 1995 roku, jak rozwiązywał się Izrael, powiedziałeś, że ten zespół zrobił swoje, wypełnił swoją historię i nie ma sensu pisać jej dalej. Co się zmieniło, że w 2008 roku powstała nowa płyta "Dża Ludzie"?
RB: Tak myślałem. Wiesz, ja też dojrzewam. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że wcale nie jestem taki mądrala, żeby wyznaczać, kto jest skończony, kto czegoś tam dokonał... To też nieładnie autorytatywnie coś kończyć kiedy cały czas się ludzie domagali - zbierzcie się do kupy... W życiu nie zawsze jest, że idzie jak po maśle, czasami przez chwilkę leci po szczeciniastej grudzie żyleciastej (śmiech).
TS: A skąd pomysł na reaktywację Kryzysu i nagranie płyty po tylu latach?
RB: Przyczyną była głównie płyta Tribute to Kryzys. No a potem nagranie płyty "Koniec Komunizmu" to było moje marzenie, bo wszystkie zespoły, Izrael, Falarek, Brygada, miały płyty wydane. Kryzys znany był tylko z archiwaliów. Wiesz, mnie nie obchodzi to, że nagraliśmy to po 30 latach. Na tej płycie nie ma być słychać - "patrzcie jacy jesteśmy fajni po tych 30 latach..". Tylko po prostu piosenki.
TS: "Koniec Komunizmu" niósł ze sobą od razu zapowiedź kolejnej płyty "Kryzys Kapitalizmu". Do dziś płyta nie powstała. Powstanie?
RB: Walczymy o to żeby się ukazała. To w ogóle był pomysł z Brygadą Kryzys, jakoś w 2006 roku, płyta miała nazywać się "Eurokryzys"...
TS: Dosyć aktualne...
RB: No właśnie, byłaby dobra wbitka w czas. Ja zrobię wszystko, żeby płyta "Kryzys Kapitalizmu" powstała w ciągu pierwszej połowy roku następnego.
TS: To będą same nowe kawałki?
RB: Same nowe.
TS: Masz na swoim koncie setki "udziałów", gościnnych występów na płytach różnych zespołów. Ostatnio można było Cię usłyszeć na płycie Miasta, Jahoo, wcześniej choćby Konopiansów. Jest jakiś klucz doboru kapel z którymi nagrywasz okazyjnie kawałki?
RB: Wiesz, ja sobie nie przypominam, żebym komukolwiek odmówił. Ja lubię grać muzykę, ktoś ma inicjatywę... Nie widzę powodu, dla którego miałbym odmówić. To najczęściej są spotkania "one and only", naprawdę niepowtarzalne, a jak się powtarzają, tym lepiej.
TS: A skąd pomysł na stałe występy z Ziggie Piggie by grać z nimi ska?
RB: Przede wszystkim świetnie improwizują, no i mają dużą dozę swinga w tym swoim graniu i to jest dla mnie coś nowego. Nie grałem nigdy w kapeli, która miałaby takie zacięcie jazzo-swingowe . No i numery są grane z marszu, prawie bez prób. Wiesz, między nami są więzy niemalże rodzinne.
TS: Na szykującej się nowej płycie też będziesz?
RB: Postaram się...
TS: A co z dosyć tajemniczymi dwoma projektami, w których też bierzesz udział. V.O.A i Projekt Szmata? Co to za inicjatywy?
RB: V.O.A czyli Voice of America to projekt kumpla Willa Richardsona, który ma fajny taki amerykański, południowy głos, zlokalizowany gdzieś między Teksasem a Nevadą. Kiedyś Will wpadł do Dobrej Karmy na jam session, gdzie grałem z jakimiś świrami i tak po prostu zaczęła się nasza znajomość... No a projekt Szmata to projekt Mikesa, autora pierwszego fan zinu punkowego, gdzie mogłeś przeczytać recenzje z koncertów punkowych i przygody różnych bywalców. Ja jestem tylko uczestnikiem a Mikes ma wszelkie plenipotencje...
TS: Na nowej płycie Arki Noego pojawiają się covery dwóch kawałków Brygady Kryzys i jeden Izraela, słyszałeś je ?
RB: Nie, ale rozmawiałem z Litzą na ten temat. Cieszę się, że wykorzystał te utwory. To mój dobry kumpel, a to że nie koniecznie podzielam jego katolicyzm, bo ja nie jestem wiesz, z tych klimatów, to co innego.
TS: Słyszałeś pewnie historię z Tymonem Tymańskim i Kubą Wojewódzkim. Wojewódzki zarzucił Tymonowi, że sprzedał punk rocka, bo wystąpił na jakimś recitalu Rossmana...
RB: No i co z tego... Kuba po serii żenujących reklam dla jakiegoś tam banku to nie ma prawa w ogóle zabierać głosu w takich sprawach. To co zrobił to był dla mnie właśnie upadek, bo był dla mnie ostatnim takim człowiekiem, z powiedzmy mojego grona, który w odróżnieniu od Szymona Majewskiego, który ostatnio za jakąś lampę robi, nie robi z siebie idioty. Niestety włączam pewnego dnia telewizor i widzę, że Kuba, w jakiegoś pleja sam ze sobą gra i po prostu na pawia mi się zebrało. Wiesz, to nie znaczy, że ja go przestane lubić, ale to nie znaczy też, że mam go kryć, jak palnął jakąś totalną głupotę. Nie widzę nikogo, kto mógłby się do Tymona doczepić, gdziekolwiek by zagrał. Nie wiem, czy Kubie tematów brakuje czy co...
TS: Gdzie usłyszymy wkrótce Roberta Brylewskiego?
RB: No planuje parę nowych płyt na przyszły rok. Izrael, Kryzys, Falarek ... No zobaczymy, jak dobrze pójdzie to nawet 5 płyt może się ukazać. Zobaczymy.
O książce "Kryzys w Babilonie" - Autobiografii Roberta Brylewskiego
Rozmawiał: rad
TegoSlucham.pl: Robert, spotykamy się cztery dni przed 30. Rocznicą wybuchu stanu wojennego. Dla Ciebie to jest szczególny dzień?
Robert Brylewski: Tak, to data w życiu, która jest ważna. Jednak jestem jak najdalszy dzisiaj od robienia jakichkolwiek zadym z tego powodu. Nawet nie podoba mi się, że tego starego dziadka Jaruzela gnębią. Ja mógłbym mieć pretensje do wojskowych i do generała, bo wtedy miałem 20 lat i mogliśmy kurcze wyjechać w świat grać rock'n'rolla, a tu zrobił szlaban na cały kraj. Ale aż tak żółć się ze mnie nie leje żeby latać z pochodnią i krzyczeć. Co ten Jaruzel ma ze sobą zrobić, samobója strzelić?
TS: W latach 92-94 robiliście nawet z Brygadą Kryzys koncerty Stanik, upamiętniające 13 grudnia '81... Czemu miały służyć?
RB: To było dla nas święto, że możemy się cieszyć wolnością, mieć do tego dystans, luźny stosunek i nazwać to "stanikiem wojennym" , bo aż nie było takiej traumy jak w czasach wojny, jednak w Polsce udało się uniknąć hekatomby. Rzeczywistość wygląda troszeczkę inaczej.... Jak poszliśmy z Tomkiem Lipińskim, Jeżykiem z Kultu, 13 grudnia 1981 na ulicę Mazowiecką w Warszawie, gdzie była siedziba Solidarności, to jako optymiści szliśmy po drodze i myśleliśmy "ciekawe koledzy ilu nas tam będzie, nie? 3 tysiące?" Tam było ze 200 osób. Przyjechało ZOMO, polało wodą, zimno się zrobiło i tyle. Wiesz, to nie zawsze wygląda tak bohatersko.
TS: To może teraz trochę luźniejszy temat. Jak Ci się pracuje pośród glinianych chujów? [wystrój jednej z sal prób Brygady Kryzys -red.]
RB: Ja to wiesz, mam dzieci, to zawsze mówiłem na to gliniane penisy. Tamte czasy to rzeczy niepowracalne. Te pierwsze dni, pierwsze miesiące stanu wojennego to był taki czas, że nikt się nie zastanawiał, czy grasz wśród 100 glinianych penisów rozstawionych dookoła.
TS: Jest pewna historia z tamtych czasów, nie do końca wyjaśniona. Przed koncertem w Gdańsku, w listopadzie '81 dostałeś ostry wpierdol. Co to za akcja była?
RB: No tak. Grałem potem koncert przypudrowany, bo chciałem te siniaki ukryć i wcale nie chciałem się chwalić, że zostałem obity i robić z tego szopy. Tam był przy dworcu taki hotel, Metropol się nazywał. Jeszcze nie było stanu wojennego, ale już się szykowali, bo tam potem zomowcy siedzieli w tym hotelu. Ci goście co mnie skatowali, z tego co ja dzisiaj widzę, to byli zomowcy przebrani za kelnerów. Obraził mnie jeden ich kolega i przyfikałem do niego. No i doszło do bójki. I skończyło się tym, że 5 kelnerów wzięło mnie na kopy...
TS: Ale co, mieli eleganckie muchy?
RB: Powiem szczerze, że na muchy nie zwracałem uwagi (śmiech). Ale wyglądali normalnie jak kelnerzy. Aż takich detali to nie pamiętam, pamiętam za to dwa ogromne cycki, które mnie obudziły i stwierdziłem, że jednak żyje. To road menagerka mnie cudziła. To było takie niebiańskie przebudzenie... A żeby było śmieszniej Tomek Lipiński myślał, że nie żyję, bo dostał telefon od niej właśnie "Roberta właśnie zabili" (śmiech). No i schodził parę pięter w dół w hotelu myśląc, że stracił kumpla.
TS: Teraz to może wydawać się śmieszne...
RB: No tak, jak mówię - teraz możemy mięć do tego dystans. Oczywiście w przypadku bestialsko pomordowanych czy okaleczonych nie ma mowy o żadnym dystansie... Każdy wie, że to jest tragedia.
TS: Z tamtego okresu jest jeszcze jedna ciekawa historia, dotycząca okoliczności nagrywania "Czarnej Brygady"...
RB: Za komuny ogólnie był straszliwy bajzel. Mieliśmy jeszcze przed stanem wojennym załatwione, że jak to się mówi rozdziewiczamy studio Tonpressu. Mieliśmy testy przeprowadzać i właśnie przeprowadziliśmy testy z reżyserem dźwięku Kubą Nowakowskim. Trafiliśmy na genialną ekipę, Kuba Nowakowski i Witold Palacz, to można powiedzieć, to co najlepsze zostało z hippisów. To oni przekazali nam takie brzmienie, jedno jedyne, niepowtarzalne. Sami nie jesteśmy w stanie do tego wrócić, żeby to podrobić.
TS: A jak to było z waszymi specjalnymi przepustkami, dzięki którym mogliście się poruszać swobodnie po mieście?
RB: No wtedy była normalnie godzina policyjna. Tonpress to była krajowa agencja wydawnicza. Myśmy tam byli normalnie zatrudnieni, w związku z tym mieliśmy urzędowe przepustki... Ale i tak jak jechaliśmy w pięciu maluchem to gnoje zomowcy nas zatrzymali, wysadzili i kazali na piechotę zapieprzać...
TS: Podobno macie zremiksowaną taśmę z "Czarną Brygadą"...
RB: No takie są słuchy. Ale jestem w trasie ostatnio, to nie znam aktualności. Nie mogę tego jeszcze na 100% potwierdzić, ale takie są ostatnie wieści. Są też nawet jakieś rozmowy z potencjalnym wydawcą.
TS: Jaki jest teraz status Brygady Kryzys, wciąż występujecie?
RB: Teraz mamy status jubileuszowy. Gramy bo ten ostatnie koncerty, kiedy zbieraliśmy pieniądze dla rodziny Stopy, naszego zmarłego kolegi, tak nam wyszły, że do głowy nam nie przychodzi, żeby myśleć o rozwiązaniu zespołu. Przy okazji różnych jubileuszy, niekoniecznie tak smutnych, postaramy się brać udział.
TS: Skąd się wziął charakterystyczny dla Izraela, potem też dla 52umu zapis cyferkowo-literowy?
RB: To wynikało bardziej z zamiłowania do grafiki, do szyfrowania... Zera u mnie nie znajdziesz... Astrologii czy numerologii jestem bardzo niechętny. Zaczęło się od odwróconego R w Kryzysie, a potem każdy kolejny zespół... Dużo szumu zrobiło to, że w Izraelu mieliśmy 12 i 13 wpisane w swoje plakaty itp. Dochodziło do ciekawych sytuacji, że milicja zrywała plakaty... Wiesz, wielka 12, wielka 13 i grudniowy pejzaż... Na zasadzie, uderz w stół a nożyce się odezwą.
TS: Podobno pewien znany prezenter przeczytał dosłownie "52 UM"...
RB: (śmiech). No tak, była taka historia, ale naprawdę już nawet nie pamiętam kto to był...
TS: W 1995 roku, jak rozwiązywał się Izrael, powiedziałeś, że ten zespół zrobił swoje, wypełnił swoją historię i nie ma sensu pisać jej dalej. Co się zmieniło, że w 2008 roku powstała nowa płyta "Dża Ludzie"?
RB: Tak myślałem. Wiesz, ja też dojrzewam. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że wcale nie jestem taki mądrala, żeby wyznaczać, kto jest skończony, kto czegoś tam dokonał... To też nieładnie autorytatywnie coś kończyć kiedy cały czas się ludzie domagali - zbierzcie się do kupy... W życiu nie zawsze jest, że idzie jak po maśle, czasami przez chwilkę leci po szczeciniastej grudzie żyleciastej (śmiech).
TS: A skąd pomysł na reaktywację Kryzysu i nagranie płyty po tylu latach?
RB: Przyczyną była głównie płyta Tribute to Kryzys. No a potem nagranie płyty "Koniec Komunizmu" to było moje marzenie, bo wszystkie zespoły, Izrael, Falarek, Brygada, miały płyty wydane. Kryzys znany był tylko z archiwaliów. Wiesz, mnie nie obchodzi to, że nagraliśmy to po 30 latach. Na tej płycie nie ma być słychać - "patrzcie jacy jesteśmy fajni po tych 30 latach..". Tylko po prostu piosenki.
TS: "Koniec Komunizmu" niósł ze sobą od razu zapowiedź kolejnej płyty "Kryzys Kapitalizmu". Do dziś płyta nie powstała. Powstanie?
RB: Walczymy o to żeby się ukazała. To w ogóle był pomysł z Brygadą Kryzys, jakoś w 2006 roku, płyta miała nazywać się "Eurokryzys"...
TS: Dosyć aktualne...
RB: No właśnie, byłaby dobra wbitka w czas. Ja zrobię wszystko, żeby płyta "Kryzys Kapitalizmu" powstała w ciągu pierwszej połowy roku następnego.
TS: To będą same nowe kawałki?
RB: Same nowe.
TS: Masz na swoim koncie setki "udziałów", gościnnych występów na płytach różnych zespołów. Ostatnio można było Cię usłyszeć na płycie Miasta, Jahoo, wcześniej choćby Konopiansów. Jest jakiś klucz doboru kapel z którymi nagrywasz okazyjnie kawałki?
RB: Wiesz, ja sobie nie przypominam, żebym komukolwiek odmówił. Ja lubię grać muzykę, ktoś ma inicjatywę... Nie widzę powodu, dla którego miałbym odmówić. To najczęściej są spotkania "one and only", naprawdę niepowtarzalne, a jak się powtarzają, tym lepiej.
TS: A skąd pomysł na stałe występy z Ziggie Piggie by grać z nimi ska?
RB: Przede wszystkim świetnie improwizują, no i mają dużą dozę swinga w tym swoim graniu i to jest dla mnie coś nowego. Nie grałem nigdy w kapeli, która miałaby takie zacięcie jazzo-swingowe . No i numery są grane z marszu, prawie bez prób. Wiesz, między nami są więzy niemalże rodzinne.
TS: Na szykującej się nowej płycie też będziesz?
RB: Postaram się...
TS: A co z dosyć tajemniczymi dwoma projektami, w których też bierzesz udział. V.O.A i Projekt Szmata? Co to za inicjatywy?
RB: V.O.A czyli Voice of America to projekt kumpla Willa Richardsona, który ma fajny taki amerykański, południowy głos, zlokalizowany gdzieś między Teksasem a Nevadą. Kiedyś Will wpadł do Dobrej Karmy na jam session, gdzie grałem z jakimiś świrami i tak po prostu zaczęła się nasza znajomość... No a projekt Szmata to projekt Mikesa, autora pierwszego fan zinu punkowego, gdzie mogłeś przeczytać recenzje z koncertów punkowych i przygody różnych bywalców. Ja jestem tylko uczestnikiem a Mikes ma wszelkie plenipotencje...
TS: Na nowej płycie Arki Noego pojawiają się covery dwóch kawałków Brygady Kryzys i jeden Izraela, słyszałeś je ?
RB: Nie, ale rozmawiałem z Litzą na ten temat. Cieszę się, że wykorzystał te utwory. To mój dobry kumpel, a to że nie koniecznie podzielam jego katolicyzm, bo ja nie jestem wiesz, z tych klimatów, to co innego.
TS: Słyszałeś pewnie historię z Tymonem Tymańskim i Kubą Wojewódzkim. Wojewódzki zarzucił Tymonowi, że sprzedał punk rocka, bo wystąpił na jakimś recitalu Rossmana...
RB: No i co z tego... Kuba po serii żenujących reklam dla jakiegoś tam banku to nie ma prawa w ogóle zabierać głosu w takich sprawach. To co zrobił to był dla mnie właśnie upadek, bo był dla mnie ostatnim takim człowiekiem, z powiedzmy mojego grona, który w odróżnieniu od Szymona Majewskiego, który ostatnio za jakąś lampę robi, nie robi z siebie idioty. Niestety włączam pewnego dnia telewizor i widzę, że Kuba, w jakiegoś pleja sam ze sobą gra i po prostu na pawia mi się zebrało. Wiesz, to nie znaczy, że ja go przestane lubić, ale to nie znaczy też, że mam go kryć, jak palnął jakąś totalną głupotę. Nie widzę nikogo, kto mógłby się do Tymona doczepić, gdziekolwiek by zagrał. Nie wiem, czy Kubie tematów brakuje czy co...
TS: Gdzie usłyszymy wkrótce Roberta Brylewskiego?
RB: No planuje parę nowych płyt na przyszły rok. Izrael, Kryzys, Falarek ... No zobaczymy, jak dobrze pójdzie to nawet 5 płyt może się ukazać. Zobaczymy.



O książce "Kryzys w Babilonie" - Autobiografii Roberta Brylewskiego
Rozmawiał: rad
tagi: brygada_kryzys (3) falarek_band (3) izrael (5) kryzys (3) polskie (886) przybliżamy (144) punk (172) punk_rock (78) reggae (122) robert_brylewski (5) rock (485) ska (41)
komentarze