Uwielbiamy pisać o muzycznych świrach, łamiących konwenanse i za nic mających wszelkie trendy. Dlatego też mamy przyjemność zapoznać Was z zespołem Gonzo and The Prezidents, tworzących konkretnie pokręcone rzeczy.
Gonzo prezydentów
Gonzo and The Prezidents to historia wspólnego zrzucania oków gówniarstwa i odkrywania muzycznej pasji paczki kumpli ze szkół i podwórek Warszawy: silnie rozmuzykowanych Ola, Danona, Kacpra, Przema i Wojtasza (pogrywał z doskoku). Początkowo powstało kilka mniej ukonkretyzowanych tworów zespołopodobnych i najzwyczajniej w świecie luźnych, nieformalnych składów jammujących, okupujących przeróżne piwnice i sale prób. Najpierw było The Phantom Smokes, lecz rozpadło się ze względu na znajomość przez perkusistę jedynie jednego rytmu, o zmiennej dynamice.
Wspólne granie zaowocowało wkrótce pierwszymi kompozycjami kolejnymi: „Life Train”, „Bloodstream” i „Soul Revo”. Jednocześnie ekipa wciąż odkrywała mistykę etnicznego bębniarstwa, namiętnie molestując darabuki i djembe, pod szyldem Pacha MaaMaa. Pod tą nazwą w składzie poszerzonym o basistę dali kilka koncertów, w tym jeden przed T.Love.
Kilka miesięcy po poznaniu basisty Pabla, band zdynamizował swoje działania, dając koncerty jeszcze pod starą nazwą. Wtedy też Przemo (vel Mucho), odkurzył hammondy, które dopełniły brzmienie kapeli. W wakacje 2011 dołączył gustujący w rockandrolowych klasykach, latino, jazzie i heavy metalu Carlos, który dzierżyć miał drugie wiosło w bandzie. Tym samym zawiązał się obecny skład: Olson, Danon, Kacperro, Pablo, Mucho i Carlos. Potrzebna była jeszcze nazwa...
Gonzo and The Prezidents - (Mo-Faja) Ganja Man
Gonzo - to nurt w pisarstwie i dziennikarstwie o intensywnie subiektywnym zabarwieniu opisywanej rzeczywistości. Tę perspektywę można rozszerzyć na całą sztukę i styl życia. Każdy w swym wnętrzu kryje osobowość idealną, będącą alter ego do którego dążymy, a które tłumią sztywne konwenanse normatywnej rzeczywistości społecznej. Nazwa Gonzo and The Prezidents kryje w sobie pytanie: co było by gdyby prezydenci uwolnili swoje gonzo - opowiada Kacper.
LSD – „Little Sound Demo”
We wrześniu kapela weszła do studia by zarejestrować „na setkę” pierwsze swoje nagrania. Tak powstała EP „Little Sound Demo”, która jest pierwszą dawką szaleństwa w wykonaniu gonzów. To połączenie grunge’owego brudu, odlotów rodem z lat ’60 i reggaeowej pulsacji. Acid rockowe przewlekłe improwizacje w szalonym tempie, klimatyczne pachnące marihuaną hammondy i specyficznie brzmiąca gitara – ewidentnie czuć Doorsów. No i „przepity” wokal Kacpra też robi swoje.
Łącznie pięć utworów, powykręcanych, połamanych, eklektycznych. Bardziej rockowe i grunge’owy „No name”, pełne acidowej psychodelii „Jackie Brown”, skoczne i wirujące „Oprzytomnijcie”. Jest też bardziej reggae’ujący „(Mo-Faja) Ganja Man”, który jest zabawą w kotka i myszkę między jamajskim bujaniem a zwariowanym, skocznym hippisowskim rockiem. Wreszcie na finał gonzowego EP zagłębiamy się w grzybowe odloty. „Mashrooms” zaczyna się psychodeliczną deklamacją przemowy M. Luter Kinga, by po chwili wybuchnąć galopującym rock’n’rollem. Gdzieniegdzie trzeszczy i piszczy, także prosimy nie regulować odbiorników.
Gonzo's trip
Ogółem świetny, oryginalny i totalnie zwariowany materiał, którego nie da porównać się do niczego co powstało między Odrą a Bugiem. Dawno nie słyszałem tak abstrakcyjnego grania w wykonaniu tak młodej kapeli. Nasi wysłannicy donoszą, że na żywo sprawa wygląda jeszcze ciekawiej, czuwajcie więc, by złapać ich live.
Na nadchodzące lato Gonzo and The Prezidents planują trip w który zamierzają ruszyć z wciśnięci do 15-letniej furgonetki. Ich propagandowa trasa koncertowa obejmie Polskę i Europę. Jeżeli chcecie latem przeżyć rockendrolową zadymę we własnej miejscowości, nadajcie sygnał do Gonzo and The Prezidents, a na pewno nie zostaniecie pominięci! Możecie dać też nam znać, na pewno to załatwimy!
Miejsca Gonzo and The Prezidens w sieci:
Facebook
rad
Gonzo prezydentów
Gonzo and The Prezidents to historia wspólnego zrzucania oków gówniarstwa i odkrywania muzycznej pasji paczki kumpli ze szkół i podwórek Warszawy: silnie rozmuzykowanych Ola, Danona, Kacpra, Przema i Wojtasza (pogrywał z doskoku). Początkowo powstało kilka mniej ukonkretyzowanych tworów zespołopodobnych i najzwyczajniej w świecie luźnych, nieformalnych składów jammujących, okupujących przeróżne piwnice i sale prób. Najpierw było The Phantom Smokes, lecz rozpadło się ze względu na znajomość przez perkusistę jedynie jednego rytmu, o zmiennej dynamice.
Wspólne granie zaowocowało wkrótce pierwszymi kompozycjami kolejnymi: „Life Train”, „Bloodstream” i „Soul Revo”. Jednocześnie ekipa wciąż odkrywała mistykę etnicznego bębniarstwa, namiętnie molestując darabuki i djembe, pod szyldem Pacha MaaMaa. Pod tą nazwą w składzie poszerzonym o basistę dali kilka koncertów, w tym jeden przed T.Love.
Kilka miesięcy po poznaniu basisty Pabla, band zdynamizował swoje działania, dając koncerty jeszcze pod starą nazwą. Wtedy też Przemo (vel Mucho), odkurzył hammondy, które dopełniły brzmienie kapeli. W wakacje 2011 dołączył gustujący w rockandrolowych klasykach, latino, jazzie i heavy metalu Carlos, który dzierżyć miał drugie wiosło w bandzie. Tym samym zawiązał się obecny skład: Olson, Danon, Kacperro, Pablo, Mucho i Carlos. Potrzebna była jeszcze nazwa...
Gonzo and The Prezidents - (Mo-Faja) Ganja Man
Gonzo - to nurt w pisarstwie i dziennikarstwie o intensywnie subiektywnym zabarwieniu opisywanej rzeczywistości. Tę perspektywę można rozszerzyć na całą sztukę i styl życia. Każdy w swym wnętrzu kryje osobowość idealną, będącą alter ego do którego dążymy, a które tłumią sztywne konwenanse normatywnej rzeczywistości społecznej. Nazwa Gonzo and The Prezidents kryje w sobie pytanie: co było by gdyby prezydenci uwolnili swoje gonzo - opowiada Kacper.
LSD – „Little Sound Demo”
We wrześniu kapela weszła do studia by zarejestrować „na setkę” pierwsze swoje nagrania. Tak powstała EP „Little Sound Demo”, która jest pierwszą dawką szaleństwa w wykonaniu gonzów. To połączenie grunge’owego brudu, odlotów rodem z lat ’60 i reggaeowej pulsacji. Acid rockowe przewlekłe improwizacje w szalonym tempie, klimatyczne pachnące marihuaną hammondy i specyficznie brzmiąca gitara – ewidentnie czuć Doorsów. No i „przepity” wokal Kacpra też robi swoje.
Łącznie pięć utworów, powykręcanych, połamanych, eklektycznych. Bardziej rockowe i grunge’owy „No name”, pełne acidowej psychodelii „Jackie Brown”, skoczne i wirujące „Oprzytomnijcie”. Jest też bardziej reggae’ujący „(Mo-Faja) Ganja Man”, który jest zabawą w kotka i myszkę między jamajskim bujaniem a zwariowanym, skocznym hippisowskim rockiem. Wreszcie na finał gonzowego EP zagłębiamy się w grzybowe odloty. „Mashrooms” zaczyna się psychodeliczną deklamacją przemowy M. Luter Kinga, by po chwili wybuchnąć galopującym rock’n’rollem. Gdzieniegdzie trzeszczy i piszczy, także prosimy nie regulować odbiorników.
Gonzo's trip
Ogółem świetny, oryginalny i totalnie zwariowany materiał, którego nie da porównać się do niczego co powstało między Odrą a Bugiem. Dawno nie słyszałem tak abstrakcyjnego grania w wykonaniu tak młodej kapeli. Nasi wysłannicy donoszą, że na żywo sprawa wygląda jeszcze ciekawiej, czuwajcie więc, by złapać ich live.
Na nadchodzące lato Gonzo and The Prezidents planują trip w który zamierzają ruszyć z wciśnięci do 15-letniej furgonetki. Ich propagandowa trasa koncertowa obejmie Polskę i Europę. Jeżeli chcecie latem przeżyć rockendrolową zadymę we własnej miejscowości, nadajcie sygnał do Gonzo and The Prezidents, a na pewno nie zostaniecie pominięci! Możecie dać też nam znać, na pewno to załatwimy!
Miejsca Gonzo and The Prezidens w sieci:
rad
komentarze