Toruńska formacja MGM do młodych zespołów nie należy, więc tym bardziej warto zwrócić uwagę na jedno z ich nielicznych wydawnictw - najnowszą płytę "New Heads".
MGM? To ci od filmów?
Kiedy myślimy o alternatywie, przychodzą nam zwykle do głowy rzeczy wyjątkowe, wymyślne i bardzo odmienne od tego, do czego na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni. Tego, co jest konkretnie określone przez pewne ramy gatunkowe. Ale nikt przecież nie powiedział, że poza mainstreamem nie można znaleźć lekkich i chwytliwych zespołów, które nie rzucają ani trochę cienia nijakości...
Nazwa MGM pochodzi od pierwszych liter pseudonimów muzyków: Marka "Marasa" Dąbrowskiego, Mirosława "Gonza" Zacharskiego, oraz Grzegorza "Mina" Minicza. "New Heads" jest drugim albumem w dorobku tego zespołu z - aż trudno uwierzyć - 18-letnim stażem. Pierwszy materiał "Akustycznie", został wydany w 2002 roku i był planowany jako pierwsza część trylogii. Niestety plany pokrzyżował rok później wypadek "Gonza" i grupa została zmuszona zawiesić na dwa lata swoją działalność, po czym odrodziła się w odnowionym składzie i z zupełnie nową energią. Chłopaki zamiast korzystać z gitar akustycznych, podłączyli się do prądu, co zaowocowało eksplozją wpadającego w ucho rock and rolla i z całą pewnością wyszło zespołowi na dobre. Co prawda nie udało im się wygrać głównej nagrody, ale otrzymali nominację w kategorii "Zespół Roku 2007" w konkursie "Toruńskie Gwiazdy", gdzie zagrali na koncercie finałowym. W 2010 roku rozpoczęli pracę nad materiałem na drugą studyjną płytę, która poprzedzona została singlem zawierającym utwór "Świat (Wyrwać się)", oraz trzy piosenki nagrane na żywo w klubie Hard Rock Pub "Pamela".
Rock and Roll pełną gębą
Czas pomiędzy pełniącym rolę intro "Czasu" do żywiołowego finału jakim jest "Świat (Wyrwać się)" mija ekspresowo i co ważne, pozostawia uczucie niedosytu. Brakowało mi w polskiej muzyce takiego solidnego rock and rollowego kopa. Nie zawsze trzeba silić się na rewolucjonizowanie gatunku, bo właśnie wtedy najłatwiej coś przekombinować Co prawda czuć, że zespół czerpie sporo bluesowych inspiracji jak w "Drodze do nieba", ale nie próbują oni naprawiać tego, co nie jest zepsute i budują po prostu na solidnym fundamencie, ukształtowanym przez poprzednie pokolenia rock and rolla. Jest fajnie, jest różnorodnie, a niebanalny głos Gonza jest jak wisienka na torcie melodyjnych riffów. Brakuje jedynie paru drobnych szlifów, ale jestem w stanie je wybaczyć, ponieważ dostałem to, za czym tęskniłem od dawna na polskiej scenie.
Let's Rock! Let's Roll!
Muzyka broni się sama! Jak to czasem pisuje nasz naczelny. Ale jakość nagrania i mastering już nie. Nie wiem jak to się stało, że tak nagrany materiał trafił na płytę. Niestety, co uderzyło mnie już od pierwszego numeru, wszystko brzmi jak słabszej jakości empetrójka. Dziwne echo na wokalu, instrumenty są nieco przytłumione i za bardzo się przesterują. Jak kapela nagrywająca demo w garażu. Przykro pisać o takich rzeczach, tym bardziej, że tak dobry materiał wart jest lepszego traktowania.
Pomimo jednak dręczącej uszy jakości, jeśli tylko będziecie mieli okazję, to niech ten album znajdzie się na Waszej półce. MGM udowadnia, że rock and roll wcale nie umarł i nawet w zalewie dzisiejszej nijakości, można go grać całkiem skutecznie.
Hato
MGM? To ci od filmów?
Kiedy myślimy o alternatywie, przychodzą nam zwykle do głowy rzeczy wyjątkowe, wymyślne i bardzo odmienne od tego, do czego na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni. Tego, co jest konkretnie określone przez pewne ramy gatunkowe. Ale nikt przecież nie powiedział, że poza mainstreamem nie można znaleźć lekkich i chwytliwych zespołów, które nie rzucają ani trochę cienia nijakości...
Nazwa MGM pochodzi od pierwszych liter pseudonimów muzyków: Marka "Marasa" Dąbrowskiego, Mirosława "Gonza" Zacharskiego, oraz Grzegorza "Mina" Minicza. "New Heads" jest drugim albumem w dorobku tego zespołu z - aż trudno uwierzyć - 18-letnim stażem. Pierwszy materiał "Akustycznie", został wydany w 2002 roku i był planowany jako pierwsza część trylogii. Niestety plany pokrzyżował rok później wypadek "Gonza" i grupa została zmuszona zawiesić na dwa lata swoją działalność, po czym odrodziła się w odnowionym składzie i z zupełnie nową energią. Chłopaki zamiast korzystać z gitar akustycznych, podłączyli się do prądu, co zaowocowało eksplozją wpadającego w ucho rock and rolla i z całą pewnością wyszło zespołowi na dobre. Co prawda nie udało im się wygrać głównej nagrody, ale otrzymali nominację w kategorii "Zespół Roku 2007" w konkursie "Toruńskie Gwiazdy", gdzie zagrali na koncercie finałowym. W 2010 roku rozpoczęli pracę nad materiałem na drugą studyjną płytę, która poprzedzona została singlem zawierającym utwór "Świat (Wyrwać się)", oraz trzy piosenki nagrane na żywo w klubie Hard Rock Pub "Pamela".
Rock and Roll pełną gębą
Czas pomiędzy pełniącym rolę intro "Czasu" do żywiołowego finału jakim jest "Świat (Wyrwać się)" mija ekspresowo i co ważne, pozostawia uczucie niedosytu. Brakowało mi w polskiej muzyce takiego solidnego rock and rollowego kopa. Nie zawsze trzeba silić się na rewolucjonizowanie gatunku, bo właśnie wtedy najłatwiej coś przekombinować Co prawda czuć, że zespół czerpie sporo bluesowych inspiracji jak w "Drodze do nieba", ale nie próbują oni naprawiać tego, co nie jest zepsute i budują po prostu na solidnym fundamencie, ukształtowanym przez poprzednie pokolenia rock and rolla. Jest fajnie, jest różnorodnie, a niebanalny głos Gonza jest jak wisienka na torcie melodyjnych riffów. Brakuje jedynie paru drobnych szlifów, ale jestem w stanie je wybaczyć, ponieważ dostałem to, za czym tęskniłem od dawna na polskiej scenie.
Let's Rock! Let's Roll!
Muzyka broni się sama! Jak to czasem pisuje nasz naczelny. Ale jakość nagrania i mastering już nie. Nie wiem jak to się stało, że tak nagrany materiał trafił na płytę. Niestety, co uderzyło mnie już od pierwszego numeru, wszystko brzmi jak słabszej jakości empetrójka. Dziwne echo na wokalu, instrumenty są nieco przytłumione i za bardzo się przesterują. Jak kapela nagrywająca demo w garażu. Przykro pisać o takich rzeczach, tym bardziej, że tak dobry materiał wart jest lepszego traktowania.
Pomimo jednak dręczącej uszy jakości, jeśli tylko będziecie mieli okazję, to niech ten album znajdzie się na Waszej półce. MGM udowadnia, że rock and roll wcale nie umarł i nawet w zalewie dzisiejszej nijakości, można go grać całkiem skutecznie.
Hato
komentarze