sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie
wszaniec wszaniec
Jak na razie to nasz jedyny materiał o wszaniec

wSzaniec – Gdzieś w Europie

0 07-09-2012 18:33

Takie strzały jak wSzaniec cieszą najbardziej, bo oto jakby znikąd trafiam na płytę, która swoją bezkompromisowością zupełnie nie przystaje nawet to tzw. alternatywy. Podziemie żyje, podziemie działa...

Bez bicia się przyznaję, że Wilczego Szańca, w skrócie wSzańca nie znałem. Na ich nowy album pt. "Gdzieś w Europie", będącym drugim wydawnictwem (na 12 calowym winylu!) w dyskografii grupy, trafiłem gdzieś w sieci (całość do odsłuchu na stronie). Mają mnie z miejsca!

Powstali w 2008 roku w Krakowie. Raczej mało o nich wiadomo, co w epoce internetowego bombardowania słuchaczy głosowaniami, listami, konkursami i innymi chujstwami, już buduje wokół zespołu intrygującą otoczkę. W skład wchodzą Hubert (perkusja), Artur (bas) i Jasiu (gitara, wokal, teksty). Poprzedni longplay z 2010 roku zwie się "Wideo Mondo" i również został wydany nietypowo, bo na kasetach i winylu.

"Gdzieś w Europie" to osiem numerów. Tłuste brzmienie sekcji rytmicznej i surowa gitara rozkręcają hipnotyczny kocioł. To "Safia", z głębokimi bębnami i plemienną transowością. Jaśkowy wokal - co tu dużo mówić, daleki od poziomu choćby przyzwoitego - używany jest raczej jako dodatkowy instrument, środek budujący odrealniony nastrój. Choć w "Puerto m" w sobie tylko wiadomy sposób dodaje tej post-punkowej, mrocznej balladzie smaczku, a w innych miejscach Janek deklamuje (psycho-walc "Gdzieś w Europie"), co jest całkiem sensownym i sprawdzającym się wyjściem. Poza tym krzyczy, wyje i niekiedy drze się w niebogłosy ("Pokój. Pierdolić Czerń").

Kluczem jest bardzo rytmiczna perkusja, generująca surowy, postindustrialny trans. Tak jak w "Żeby ludzie już nigdy nie uwierzyli w żadne słońce", gdzie dodatkowo tamburyn dodaje ‘kwasowego' klimatu rodem z "Czasu Apokalipsy", a gitarowy riff, jakiś taki sabbathowy, wkuwa się w głowę na długo. Nie mogę się uwolnić od skojarzenia z amerykańskim The Black Angels. wSzaniec gra też coś, co dopiero niedawno udało się trafnie zdefiniować zespołowi Gówno jako rodeo punk. Nie znajduję lepszego określenia na kawałek "Ta Da Da", którego tytuł dobrze oddaje zarazem jego rytmikę.

Najdłuższym tworem na płycie jest przedziwny eksperyment pt. "IIIII IIIIIIIIIIIIII", trwający niemal 14 minut i będący zapisem jakiegoś kosmicznego buczenia, z kilkoma sekundami dźwięków melodyki. Tej impresji najzwyczajniej nie kumam. W przeciwieństwie do kończącego album Cora-zon. Brzmi jakby zza ściany, aż chce się uchylić niewidzialne drzwi by słyszeć lepiej i czyściej.

To co przygotował wSzaniec zaskakuje formą i nastrojem. Nie da się nie wyczuć odniesień do post punkowej i nowofalowej sceny lat '80, z Siekierą na czele. Dla jednych to z pewnością album mocno niedoskonały, dla innych rzadki wypust wart złota. Cholernie inny, cholernie intrygujący, jakby nie stąd i nie z teraz. Podziemie żyje, podziemie działa...



Wszaniec w sieci:
Strona

rad
rad


tagi: polskie (886)  punk (172)  punk_rock (78)  recenzje (806)  rock (485)  wszaniec (1) 
komentarze