Powrót polskich weteranów rapcore'u.
15 lat minęło do kiedy pierwszy raz w naszych odtwarzaczach zagościł ostatni album Flapjacka zatytułowany - "Juicy Planet Earth". W międzyczasie zespół przeżył stagnację, wewnętrzne roszady i tragedie, aby ostatecznie po tak niezwykle długim czasie zaserwować nam nowy materiał zatytułowany "Keep Your Heads Down". Czy jednak po tylu latach Flapjack nadal ma tego zadziornego rapcore'owego kopa i wyraźnie wyróżniający go na polskiej scenie muzycznej styl?
Pierwszy numer nie kopie. "Stand Up" powoli nakręca słuchacza, aby wraz z mocnym refrenem powalić go na ziemię. Kopanie zaczyna się później. Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek obawy, były one absolutnie bezpodstawne. Trzymamy w dłoniach album, który reprezentuje znany wszystkim sztandarowy dla tego zespołu styl z pogranicza hardcore'u i rapu okraszony doskonałą angielszczyzną Guzika.
"Keep Your Heads Down" jest konsekwentnym muzycznym rozwinięciem poprzednich dokonań zespołu z drobną dozą eksperymentowania, poza wytyczone wcześniej przez siebie szlaki, czy to elementami industrialnej elektroniki, czy też zagłębiając się w nieco inną muzyczna stylistykę. Jak w szybkim punkowym "The Ballad Of Frankie Pots", czy też spokojnym i nieco wręcz psychodeliczny "Quicksand". Wszystko jednak w granicach dobrego smaku, aby nie pozwolić zagorzałym fanom zespołu na narzakenia. Fantastycznym zakończeniem albumu jest piękny "Reborn", w którym wykorzystane zostały partie gitarowe i wokalne nagrane przez zmarłego kilka lat temu gitarzystę Olassa. Utwór mocny i energiczny ze świetnym melodyjnym refrenem jest idealnym hołdem złożonym temu świetnemu muzykowi.
Bezkompromisowy rap, ostre gitary, wściekłe bębny - jednym słowem pierwszorzędny czad, to właśnie "Keep Your Heads Down" w całej okazałosci. Jeśli z zapartym tchem oczekiwaliście na studyjny powrót polskich weteranów rapcore'u, nie będziecie zawiedzeni. Dla tak solidnych kawałków warto było czekać.
Hato
15 lat minęło do kiedy pierwszy raz w naszych odtwarzaczach zagościł ostatni album Flapjacka zatytułowany - "Juicy Planet Earth". W międzyczasie zespół przeżył stagnację, wewnętrzne roszady i tragedie, aby ostatecznie po tak niezwykle długim czasie zaserwować nam nowy materiał zatytułowany "Keep Your Heads Down". Czy jednak po tylu latach Flapjack nadal ma tego zadziornego rapcore'owego kopa i wyraźnie wyróżniający go na polskiej scenie muzycznej styl?
Pierwszy numer nie kopie. "Stand Up" powoli nakręca słuchacza, aby wraz z mocnym refrenem powalić go na ziemię. Kopanie zaczyna się później. Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek obawy, były one absolutnie bezpodstawne. Trzymamy w dłoniach album, który reprezentuje znany wszystkim sztandarowy dla tego zespołu styl z pogranicza hardcore'u i rapu okraszony doskonałą angielszczyzną Guzika.



"Keep Your Heads Down" jest konsekwentnym muzycznym rozwinięciem poprzednich dokonań zespołu z drobną dozą eksperymentowania, poza wytyczone wcześniej przez siebie szlaki, czy to elementami industrialnej elektroniki, czy też zagłębiając się w nieco inną muzyczna stylistykę. Jak w szybkim punkowym "The Ballad Of Frankie Pots", czy też spokojnym i nieco wręcz psychodeliczny "Quicksand". Wszystko jednak w granicach dobrego smaku, aby nie pozwolić zagorzałym fanom zespołu na narzakenia. Fantastycznym zakończeniem albumu jest piękny "Reborn", w którym wykorzystane zostały partie gitarowe i wokalne nagrane przez zmarłego kilka lat temu gitarzystę Olassa. Utwór mocny i energiczny ze świetnym melodyjnym refrenem jest idealnym hołdem złożonym temu świetnemu muzykowi.



Bezkompromisowy rap, ostre gitary, wściekłe bębny - jednym słowem pierwszorzędny czad, to właśnie "Keep Your Heads Down" w całej okazałosci. Jeśli z zapartym tchem oczekiwaliście na studyjny powrót polskich weteranów rapcore'u, nie będziecie zawiedzeni. Dla tak solidnych kawałków warto było czekać.
Hato
komentarze