Tysiącwatowa aureola i tranzystorowy Duch, czyli Triquetra z trzecią, jeszcze ostrzejszą płytą "Astroblues".
Marny Trud
Triquetra - czyli muzyka dla niegrzecznych chłopców, grana przez nie lada zawadiaków. Zdobyli sporo nagród jako debiutanci i odstawili odjechaną trasę koncertową podczas premiery swojego świetnego pierwszego krążka -"T". Albumu chwalonego za eksperymentalne progresywno - rockowe solówki, brudne brzmienie gitar i szorstki wokal. Po czym nagle zniknęli i słuch o nich zaginął. Przynajmniej w szerokim tego słowa znaczeniu, ponieważ gdzieś pokątnie pojawiła się po drodze jeszcze koncertówka i drugi album zatytułowany "Atom", składający się głównie z nagranych na nowo utworów pochodzących jeszcze z demówek zespołu. "Takich jak oni nie wydaje nikt", więc doskonale radzą sobie z tym sami i we wrześniu 2011 roku zaatakowali ponownie. Okładka obiecuje kosmiczny blues i owszem, jeden taki znajduje się na płycie, ale całość jest brudniejsza i mocniejsza niż kiedykolwiek, że aż grzechem jest nie słuchać jak mało ułożeni panowie z Mazur plumkają na gitarach.
Rumor w tempie
Mam wrażenie słuchając tej płyty, że pierwiastek delikatności i większość eksperymentów Kuba Podolski przeniósł na grunt Cuby de Zoo. Czy to źle? Absolutnie nie. Triquetra jest mocna jak nigdy, a riffy bardziej przesterowane. Niemal przez cały czas z głośników uderza wyśmienity hard rock, przywodzący na myśl najlepsze amerykańskie zespoły tego gatunku z końca ubiegłego stulecia. Totalna zmiana konwencji? A skąd! Gdzieś w głębi cały czas słychać bijące "hydro rockowe" serce tego zespołu, jedynie bardziej gniewne niż kiedykolwiek przedtem. Wszystko nagrane jest z pewnym zamysłem, ciekawie i z kopyta, ale nie "na jedno kopyto". Od zawsze było to zresztą wizytówką tego zespołu i pomimo zagłębiania się w nieco inne niż przy debiucie zakątki muzyczne, nadal trzymają się tego by było różnorodnie, ale równo. Z całości materiału wyjątkowo wyróżniają się jedynie dwa utwory - przywodzący na myśl wolne, ascetyczne kawałki z pierwszej płyty - "Jeszcze Rok", oraz tytułowa kosmicznie ballada o tęsknocie - "Astroblues". Reszta to czysty czad, który od pierwszych rytmicznych uderzeń perkusji w "Aureoli" przyspiesza puls i nie pozwala mu zwolnić, aż do ostatnich dźwięków skocznego i przebojowego "Telehonu", by w finalnie ustąpić delikatnej międzygalaktycznej bluesowej melancholii.
Co do warstwy tekstowej utworów, jest to Podol u szczytu swojej pisarskiej formy. Zdążył nas już przyzwyczaić, że jego teksty są ciekawe, choć może nie zawsze do końca jasne i czytelne przy pierwszym odsłuchaniu, ale idealnie pasujące do ich muzycznych korzeni. Dotykają one bardzo różnorodnej tematyki, od codziennych relacji międzyludzkich, po nadużycia władzy i sprawy duchowe, oraz osobiste. Często bez owijania w bawełnę, co doskonale komponuje się z obranym przez zespół zadziornym brzmieniem.
O żesz Ty w mordę
Muzycy z Triquetry prześcignęli samych siebie i wydali najlepszy w swoim dotychczasowym dorobku album. Jest on zarazem prawdopodobnie jedną z najfajniej grających czadowych polskich płyt 2011 roku. Jeśli Astroblues jeszcze ani razu nie zabrzmiał w Twoim domu, zachęcam do jak najszybszego nadrobienia zaległości, bo tracisz kawał świetnego, łobuzerskiego hard rocka.
Triguetra w sieci:
Strona
Facebook
Soundcloud
Hato
Marny Trud
Triquetra - czyli muzyka dla niegrzecznych chłopców, grana przez nie lada zawadiaków. Zdobyli sporo nagród jako debiutanci i odstawili odjechaną trasę koncertową podczas premiery swojego świetnego pierwszego krążka -"T". Albumu chwalonego za eksperymentalne progresywno - rockowe solówki, brudne brzmienie gitar i szorstki wokal. Po czym nagle zniknęli i słuch o nich zaginął. Przynajmniej w szerokim tego słowa znaczeniu, ponieważ gdzieś pokątnie pojawiła się po drodze jeszcze koncertówka i drugi album zatytułowany "Atom", składający się głównie z nagranych na nowo utworów pochodzących jeszcze z demówek zespołu. "Takich jak oni nie wydaje nikt", więc doskonale radzą sobie z tym sami i we wrześniu 2011 roku zaatakowali ponownie. Okładka obiecuje kosmiczny blues i owszem, jeden taki znajduje się na płycie, ale całość jest brudniejsza i mocniejsza niż kiedykolwiek, że aż grzechem jest nie słuchać jak mało ułożeni panowie z Mazur plumkają na gitarach.



Rumor w tempie
Mam wrażenie słuchając tej płyty, że pierwiastek delikatności i większość eksperymentów Kuba Podolski przeniósł na grunt Cuby de Zoo. Czy to źle? Absolutnie nie. Triquetra jest mocna jak nigdy, a riffy bardziej przesterowane. Niemal przez cały czas z głośników uderza wyśmienity hard rock, przywodzący na myśl najlepsze amerykańskie zespoły tego gatunku z końca ubiegłego stulecia. Totalna zmiana konwencji? A skąd! Gdzieś w głębi cały czas słychać bijące "hydro rockowe" serce tego zespołu, jedynie bardziej gniewne niż kiedykolwiek przedtem. Wszystko nagrane jest z pewnym zamysłem, ciekawie i z kopyta, ale nie "na jedno kopyto". Od zawsze było to zresztą wizytówką tego zespołu i pomimo zagłębiania się w nieco inne niż przy debiucie zakątki muzyczne, nadal trzymają się tego by było różnorodnie, ale równo. Z całości materiału wyjątkowo wyróżniają się jedynie dwa utwory - przywodzący na myśl wolne, ascetyczne kawałki z pierwszej płyty - "Jeszcze Rok", oraz tytułowa kosmicznie ballada o tęsknocie - "Astroblues". Reszta to czysty czad, który od pierwszych rytmicznych uderzeń perkusji w "Aureoli" przyspiesza puls i nie pozwala mu zwolnić, aż do ostatnich dźwięków skocznego i przebojowego "Telehonu", by w finalnie ustąpić delikatnej międzygalaktycznej bluesowej melancholii.



Co do warstwy tekstowej utworów, jest to Podol u szczytu swojej pisarskiej formy. Zdążył nas już przyzwyczaić, że jego teksty są ciekawe, choć może nie zawsze do końca jasne i czytelne przy pierwszym odsłuchaniu, ale idealnie pasujące do ich muzycznych korzeni. Dotykają one bardzo różnorodnej tematyki, od codziennych relacji międzyludzkich, po nadużycia władzy i sprawy duchowe, oraz osobiste. Często bez owijania w bawełnę, co doskonale komponuje się z obranym przez zespół zadziornym brzmieniem.



O żesz Ty w mordę
Muzycy z Triquetry prześcignęli samych siebie i wydali najlepszy w swoim dotychczasowym dorobku album. Jest on zarazem prawdopodobnie jedną z najfajniej grających czadowych polskich płyt 2011 roku. Jeśli Astroblues jeszcze ani razu nie zabrzmiał w Twoim domu, zachęcam do jak najszybszego nadrobienia zaległości, bo tracisz kawał świetnego, łobuzerskiego hard rocka.
Triguetra w sieci:
Strona
Soundcloud
Hato
komentarze