20 minut czystej energii, pokrętnej żonglerki stylami oraz ekwilibrystyki na granicy jazgotu i melodii, czyli nowa EP'ka Rubin 714.
Opolskie trio, ukrywające się pod nazwą cudu radzieckiej techniki rodem z lat 70'tych, to rzecz naprawdę nieobliczalna i wybuchowa. Dokładnie tak samo jak ów kultowy już telewizor, słynący z licznych przypadków samozapłonu. Muzycy po prostu lubują się w wywracaniu do góry nogami wszystkich możliwych schematów. Starają się przy tym wymknąć konkretnej gatunkowej szufladce, stawiając w swej twórczości przede wszystkim na żywiołowość oraz emocje.
"Stereo EP" to drugie wydawnictwo w historii zespołu. Nie jest to jednak dzieło w pełni premierowe a jedynie swego rodzaju kompilacja. Znajdziemy na nim bowiem aż 4 utwory znane z nagranej w 2011 roku "Elektroniki" i tylko 2 premierowe kompozycje. Muzycy najwyraźniej potraktowali swoją pierwszą płytę jako demo i postanowili wykroić z niego to co najlepsze, dopełniając to nowym materiałem. A, że od ukazania się debiutanckiego krążka grupa zdążyła się ograć na żywo, toteż nowe nagrania stanowią zdecydowanie najmocniejszy punkt omawianego CD. Ale po kolei...
Gdyby silić się na porównania, dałoby się tu zapewne znaleźć coś z Sonic Youth, The Stooges, Fugazi a nawet Rage Against the Machine. W tym hałaśliwym gitarowym graniu można też wyłapać echa wczesnego grunge'u czy rock n' rolla (oczywiście takiego spod znaku Motorhead a nie The Beatles). Trudno więc włożyć tę płytę w jakieś sztywne stylistyczne ramy. Zresztą jak sami muzycy przyznają, podczas nagrań nie zakładali żadnej konkretnej strategii czy też konwencji, w ramach której chcieliby się poruszać. Miało być po prostu głośno, gitarowo oraz drapieżnie. Najłatwiej będzie więc po prostu powiedzieć, że wszystko krąży tu wokół szeroko pojętego rocka.
Album otwiera króciutki "Cowboy". Prosta, galopująca perkusja, do której po chwili dołącza zgrabnie punktujący bas, a całość zostaje uzupełniona przez mocny, gitarowy riff i niechlujny wokal. Po prostu brudny, garażowy rock. Dalej jest na szczęście znacznie ciekawiej. "Drugstore Rhyme" zaczyna się niczym hard rockowy klasyk, by za moment przerodzić się w prawdziwy połamaniec z licznymi zmianami tempa. Nieco spokojniej na tym tle wypada, hipnotyczne "F44.1". Ale jest to tylko cisza przed burzą. "Guten Morgen Freeman" to już bowiem furia w czystej postaci. Chropowate, drapieżne gitary i oszalała perkusja. Do tego wściekły wokal, atakujący słuchacza z siłą karabinu. A wszystko to w jakiś niezwykły sposób spięte w spójną całość. "How's Annie?" to z kolei przedziwna, wręcz schizofreniczna jazda, oparta na ciekawej linii basu i momentami kakofonicznie brzmiącej gitarze. Zestaw kończy "Totentanz Simulator". Świetna sekcja rytmiczna, wbijający się w głowę riff i zadziorne, ocierające się o fałsz, wokale. Zagrane to w dodatku tak energicznie i nonszalancko, że aż wgniata w fotel.
"Stereo EP" to zdecydowanie rzecz do dłuższego odkrywania. Pierwszy odsłuch albumu może zniechęcać, ot po prostu garażowa łupanina. Ta płyta ma jednak swój specyficzny klimat który sprawia, że po jakimś czasie słuchacz wpada w nią jak w bagno i powoli tonie. Trzeba tylko dać jej szanse i nie poddać się pierwszemu wrażeniu.
Rubin 714 w sieci:
Facebook
Piotr Samołyk
Opolskie trio, ukrywające się pod nazwą cudu radzieckiej techniki rodem z lat 70'tych, to rzecz naprawdę nieobliczalna i wybuchowa. Dokładnie tak samo jak ów kultowy już telewizor, słynący z licznych przypadków samozapłonu. Muzycy po prostu lubują się w wywracaniu do góry nogami wszystkich możliwych schematów. Starają się przy tym wymknąć konkretnej gatunkowej szufladce, stawiając w swej twórczości przede wszystkim na żywiołowość oraz emocje.
"Stereo EP" to drugie wydawnictwo w historii zespołu. Nie jest to jednak dzieło w pełni premierowe a jedynie swego rodzaju kompilacja. Znajdziemy na nim bowiem aż 4 utwory znane z nagranej w 2011 roku "Elektroniki" i tylko 2 premierowe kompozycje. Muzycy najwyraźniej potraktowali swoją pierwszą płytę jako demo i postanowili wykroić z niego to co najlepsze, dopełniając to nowym materiałem. A, że od ukazania się debiutanckiego krążka grupa zdążyła się ograć na żywo, toteż nowe nagrania stanowią zdecydowanie najmocniejszy punkt omawianego CD. Ale po kolei...



Gdyby silić się na porównania, dałoby się tu zapewne znaleźć coś z Sonic Youth, The Stooges, Fugazi a nawet Rage Against the Machine. W tym hałaśliwym gitarowym graniu można też wyłapać echa wczesnego grunge'u czy rock n' rolla (oczywiście takiego spod znaku Motorhead a nie The Beatles). Trudno więc włożyć tę płytę w jakieś sztywne stylistyczne ramy. Zresztą jak sami muzycy przyznają, podczas nagrań nie zakładali żadnej konkretnej strategii czy też konwencji, w ramach której chcieliby się poruszać. Miało być po prostu głośno, gitarowo oraz drapieżnie. Najłatwiej będzie więc po prostu powiedzieć, że wszystko krąży tu wokół szeroko pojętego rocka.



Album otwiera króciutki "Cowboy". Prosta, galopująca perkusja, do której po chwili dołącza zgrabnie punktujący bas, a całość zostaje uzupełniona przez mocny, gitarowy riff i niechlujny wokal. Po prostu brudny, garażowy rock. Dalej jest na szczęście znacznie ciekawiej. "Drugstore Rhyme" zaczyna się niczym hard rockowy klasyk, by za moment przerodzić się w prawdziwy połamaniec z licznymi zmianami tempa. Nieco spokojniej na tym tle wypada, hipnotyczne "F44.1". Ale jest to tylko cisza przed burzą. "Guten Morgen Freeman" to już bowiem furia w czystej postaci. Chropowate, drapieżne gitary i oszalała perkusja. Do tego wściekły wokal, atakujący słuchacza z siłą karabinu. A wszystko to w jakiś niezwykły sposób spięte w spójną całość. "How's Annie?" to z kolei przedziwna, wręcz schizofreniczna jazda, oparta na ciekawej linii basu i momentami kakofonicznie brzmiącej gitarze. Zestaw kończy "Totentanz Simulator". Świetna sekcja rytmiczna, wbijający się w głowę riff i zadziorne, ocierające się o fałsz, wokale. Zagrane to w dodatku tak energicznie i nonszalancko, że aż wgniata w fotel.
"Stereo EP" to zdecydowanie rzecz do dłuższego odkrywania. Pierwszy odsłuch albumu może zniechęcać, ot po prostu garażowa łupanina. Ta płyta ma jednak swój specyficzny klimat który sprawia, że po jakimś czasie słuchacz wpada w nią jak w bagno i powoli tonie. Trzeba tylko dać jej szanse i nie poddać się pierwszemu wrażeniu.
Rubin 714 w sieci:
Piotr Samołyk
komentarze