Tej jesieni mieliśmy spory wysyp krążków melancholijnych i "dołerskich". Starczy tego! Pora się rozerwać, uśmiechnąć i poskakać. Pora się sponiewierać... niech się stanie jakieś zło!
Krakowski zespół Alyson Vane istnieje od 2010 roku i dopiero co, własnym sumptem wypuścił debiutancki longplay. W ich muzyce jest sporo melodyjnego i skocznego punk rocka oraz gitarowego rocka podkręconego elektroniką - czasem wypada to interesująco, czasami trochę mniej. Ale na pewno potrafią zestawić ze sobą radość z dosyć prostego, energicznego grania z fajnymi bezpośrednimi tekstami. Trochę w tym przypominają Radio Bagdad. Płytę przepełnia klimat młodzieńczych sentymentów, wspomnień młodości i dawnych miłości. "Sponiewieraj się ze mną... chodźmy razem na dno" - taka prośba pada w "Sponiewierać" i chyba ciężko o bardziej bezpośrednią propozycję. Gdzie indziej pojawiają się wspominki z posiedzeń na moście i plucia na samochody i taka atmosfera beztroskich szaleństw unosi się nad całym materiałem.
Od początku wrzuceni jesteśmy w skoczny rytm za sprawą utworu "Płyty chodnikowe" i po chwili znamy już jego refren na pamięć. Nie brakuje ciekawych, lekkich ale fajnie skonstruowanych tekstów. W tytułowym i bardzo solidnym "Benzyna i maliny" powtarza się motyw "podobno na świecie jest 6 miliardów osób, lecz mnie uspokaja tylko zapach twoich włosów", natomiast w "Nieśmiertelnym" Marcin Machnik śpiewa o "postaciach z biblijnego RPG". Ale tutaj też zauważamy pierwsze problemy z upychaniem słów w melodię, co zdarza się częściej.
Przyspieszamy w pędzącym "Lśnieniu", chyba najlepszym na płycie, który powinien być parkietowym przebojem alternatywnych studenckich melin. Aż tu nagle bum (by nie rzec jeb) i dwa poziomy niżej - mocniej zabrudzony elektronicznie "Lipstick" tragicznie wypada pod względem tekstu i wokalu. "Piosenka dla mojej małej dziewczyny" choć ma fajne momenty, to odrzuca przedziwnymi próbami noisowych elektronicznych wstawek. Na koniec straszny "Stanisław Kostka padł" z melodią a'la najnowsze szitowe Strachy na Lachy. Zresztą cała kompozycja ostro kuleje na obie nogi i po niej to ja padłem, a nie Stasiu.
Gwoli podsumowania. W ogólnym bilansie Alyson Vane wypadają zdecydowanie na plus. Ich szybkie i skoczne kawałki dają sporo powera i sprawdzają się idealnie w słuchawkach na mieście. Wśród bardziej wiekowych grożą tęsknotą do czasów studenckich i mogą wywoływać tajemniczy uśmiech. Gdyby nie słaba końcówka płyty, byłaby ocena co najmniej dobra, a tak to średnia - ale semestr zaliczony, można iść na imprezę się sponiewierać. Idziecie?
Alyson Vane w sieci
Facebook
Strona
rad
Krakowski zespół Alyson Vane istnieje od 2010 roku i dopiero co, własnym sumptem wypuścił debiutancki longplay. W ich muzyce jest sporo melodyjnego i skocznego punk rocka oraz gitarowego rocka podkręconego elektroniką - czasem wypada to interesująco, czasami trochę mniej. Ale na pewno potrafią zestawić ze sobą radość z dosyć prostego, energicznego grania z fajnymi bezpośrednimi tekstami. Trochę w tym przypominają Radio Bagdad. Płytę przepełnia klimat młodzieńczych sentymentów, wspomnień młodości i dawnych miłości. "Sponiewieraj się ze mną... chodźmy razem na dno" - taka prośba pada w "Sponiewierać" i chyba ciężko o bardziej bezpośrednią propozycję. Gdzie indziej pojawiają się wspominki z posiedzeń na moście i plucia na samochody i taka atmosfera beztroskich szaleństw unosi się nad całym materiałem.
Od początku wrzuceni jesteśmy w skoczny rytm za sprawą utworu "Płyty chodnikowe" i po chwili znamy już jego refren na pamięć. Nie brakuje ciekawych, lekkich ale fajnie skonstruowanych tekstów. W tytułowym i bardzo solidnym "Benzyna i maliny" powtarza się motyw "podobno na świecie jest 6 miliardów osób, lecz mnie uspokaja tylko zapach twoich włosów", natomiast w "Nieśmiertelnym" Marcin Machnik śpiewa o "postaciach z biblijnego RPG". Ale tutaj też zauważamy pierwsze problemy z upychaniem słów w melodię, co zdarza się częściej.



Przyspieszamy w pędzącym "Lśnieniu", chyba najlepszym na płycie, który powinien być parkietowym przebojem alternatywnych studenckich melin. Aż tu nagle bum (by nie rzec jeb) i dwa poziomy niżej - mocniej zabrudzony elektronicznie "Lipstick" tragicznie wypada pod względem tekstu i wokalu. "Piosenka dla mojej małej dziewczyny" choć ma fajne momenty, to odrzuca przedziwnymi próbami noisowych elektronicznych wstawek. Na koniec straszny "Stanisław Kostka padł" z melodią a'la najnowsze szitowe Strachy na Lachy. Zresztą cała kompozycja ostro kuleje na obie nogi i po niej to ja padłem, a nie Stasiu.
Gwoli podsumowania. W ogólnym bilansie Alyson Vane wypadają zdecydowanie na plus. Ich szybkie i skoczne kawałki dają sporo powera i sprawdzają się idealnie w słuchawkach na mieście. Wśród bardziej wiekowych grożą tęsknotą do czasów studenckich i mogą wywoływać tajemniczy uśmiech. Gdyby nie słaba końcówka płyty, byłaby ocena co najmniej dobra, a tak to średnia - ale semestr zaliczony, można iść na imprezę się sponiewierać. Idziecie?
Alyson Vane w sieci
Strona
rad
komentarze