Wydanie przez Wytwórnię Krajową prawie-debiutu enigmatycznego zespołu Milcz Serce, już zostało zauważone w niezalu. To jaki jest ten krążek?
O zespole nie wiadomo zbyt wiele i tak ma być – grupa oszczędnie dawkuje informacje o sobie, tym samym – chcąc nie chcąc - budując wokół siebie intrygującą otoczkę. Pierwszą płytę wydali we własnym zakresie i wypuścili do sieci. W walentynki 2013 ukazała się ich druga płyta "Nawyki/Kolizje”.
Nie jest o miłości, a już na pewno nie walentynkowej, różowej - jeśli już to niespełnionej, nieodwzajemnionej, nieudanej. No właśnie dużo na tej płycie cierpienia i wielkich słów, natchnionych do bólu tekstów. Trójka tworząca Milcz Serce, przedstawiająca się jako Adam Be, Bart Björn i Martin Gaszla to zapewne osoby więcej niż wrażliwe – nadwrażliwe? Pewnie tak. I choć zdarza im się przesadzać z dramatyzmem, to jednak wyjątkowo ładnie przekuwają emocje we frazy („wygazowane życie” – czyż nie śliczne?).
Płyta jest concept albumem, bez dwóch zdań – właściwie nie wychylamy głowy z mocno refleksyjnego smogu samotności w „jednym z dużych ponurych miast południowej Polski”. Z racji hermetyczności płyty, nie weszły na nią dwa rewelacyjne kawałki, które powstały wcześniej – singiel „Cygan” i „Wielki Pożar Chicago”, który znalazł się na składance Sealesia 2. Lekką ręką oddali dwa bezsprzeczne szlagiery, trochę szkoda.
Bo takich przebojów na „Nawyki/Kolizje” nie ma. Jeśli coś ma nas porwać to „Kawiarenki”, „Sól” i „Rytmy Trzęsienia” (w tej kolejności… i jeszcze „Lubisz kiedy wchodzę w cierń miasta” też). Rytmiczne, bardziej piosenkowe, wyraziste. Poza tym całość materiału to mikstura akustycznie zabarwionego alternatywnego popu (chyba tak to można nazwać) – choć doszukamy się tu też muzyki francuskiej, folku, a nawet ułamek hip hopu (tak, tak). Dużo tu smutnych gitar, ale zabrzmi też akordeon i szlachetny saksofon. W takiej aurze surowe dźwięki gitary elektrycznej świetnie dodają pikanterii w „Kawiarence”, a zwłaszcza w „Siekierze”, gdzie gitara brzmi noise’owo.
(Drugi singiel pt. “Luty” też nie wszedł na płytę. Dziwaki,co?)
To ma moc, niestety zupełnie nie kupuję cierpiętniczych ballad („Nawyki”) i przede wszystkim niektórych partii wokalnych i chórków tak bardzo kojarzących się z polskim popem lat ’90 – ten tęskny trójgłos w „22.22”, początek „Rytmów Trzęsienia” – no nie, to staje w gardle.
Dużo można z tej płyty wyłuskać - sporo dobrych piosenek, jeszcze więcej dobrych tekstów. Ale przez pryzmat utworów, które wypływały przed płytą, to jednak oczekiwałem po niej więcej. Ach, no i na koniec - słuchać jak diabli, ze to ponure miasto z południa to Mysłowice. Nie może być inaczej.
Milcz Serce w sieci
rad
O zespole nie wiadomo zbyt wiele i tak ma być – grupa oszczędnie dawkuje informacje o sobie, tym samym – chcąc nie chcąc - budując wokół siebie intrygującą otoczkę. Pierwszą płytę wydali we własnym zakresie i wypuścili do sieci. W walentynki 2013 ukazała się ich druga płyta "Nawyki/Kolizje”.
Nie jest o miłości, a już na pewno nie walentynkowej, różowej - jeśli już to niespełnionej, nieodwzajemnionej, nieudanej. No właśnie dużo na tej płycie cierpienia i wielkich słów, natchnionych do bólu tekstów. Trójka tworząca Milcz Serce, przedstawiająca się jako Adam Be, Bart Björn i Martin Gaszla to zapewne osoby więcej niż wrażliwe – nadwrażliwe? Pewnie tak. I choć zdarza im się przesadzać z dramatyzmem, to jednak wyjątkowo ładnie przekuwają emocje we frazy („wygazowane życie” – czyż nie śliczne?).
Płyta jest concept albumem, bez dwóch zdań – właściwie nie wychylamy głowy z mocno refleksyjnego smogu samotności w „jednym z dużych ponurych miast południowej Polski”. Z racji hermetyczności płyty, nie weszły na nią dwa rewelacyjne kawałki, które powstały wcześniej – singiel „Cygan” i „Wielki Pożar Chicago”, który znalazł się na składance Sealesia 2. Lekką ręką oddali dwa bezsprzeczne szlagiery, trochę szkoda.
Bo takich przebojów na „Nawyki/Kolizje” nie ma. Jeśli coś ma nas porwać to „Kawiarenki”, „Sól” i „Rytmy Trzęsienia” (w tej kolejności… i jeszcze „Lubisz kiedy wchodzę w cierń miasta” też). Rytmiczne, bardziej piosenkowe, wyraziste. Poza tym całość materiału to mikstura akustycznie zabarwionego alternatywnego popu (chyba tak to można nazwać) – choć doszukamy się tu też muzyki francuskiej, folku, a nawet ułamek hip hopu (tak, tak). Dużo tu smutnych gitar, ale zabrzmi też akordeon i szlachetny saksofon. W takiej aurze surowe dźwięki gitary elektrycznej świetnie dodają pikanterii w „Kawiarence”, a zwłaszcza w „Siekierze”, gdzie gitara brzmi noise’owo.
(Drugi singiel pt. “Luty” też nie wszedł na płytę. Dziwaki,co?)
To ma moc, niestety zupełnie nie kupuję cierpiętniczych ballad („Nawyki”) i przede wszystkim niektórych partii wokalnych i chórków tak bardzo kojarzących się z polskim popem lat ’90 – ten tęskny trójgłos w „22.22”, początek „Rytmów Trzęsienia” – no nie, to staje w gardle.
Dużo można z tej płyty wyłuskać - sporo dobrych piosenek, jeszcze więcej dobrych tekstów. Ale przez pryzmat utworów, które wypływały przed płytą, to jednak oczekiwałem po niej więcej. Ach, no i na koniec - słuchać jak diabli, ze to ponure miasto z południa to Mysłowice. Nie może być inaczej.
Milcz Serce w sieci
rad
komentarze