Kolejny mocny album w tym roku na naszym progresywnym rynku, po Riverside, prezentuje Votum, ze swoim trzecim krążkiem w dyskografii pt. "Harvest Moon".
Votum od dłuższego czasu aspirowało do czołówki progresywnego grania w Polsce i można powiedzieć, że tym albumem osiągają cel. Stworzyć blisko 70 minutowy materiał, który będzie urozmaicony i nieprzewidywalny, to niełatwe zadanie. Muzycy Votum to jednak bynajmniej nie debiutanci (grupa istnieje od dziesięciu lat) i lata doświadczeń teraz właśnie procentują albumem dopracowanym pod względem technicznym i przede wszystkim satysfakcjonującym artystycznie.
Pierwszy utwór – „Vicious Circle” zaczyna się od spokojnego wstępu (nieco kojarzącego się z Anathemą), ale bezsprzecznie jest to klasyczna cisza przed burzą. Trzecia minuta tego kawałka z mocniejszą sekcją rytmiczną, to już pierwszy sygnał, że nie będzie lekko przez cały czas. Później otrzymujemy jeszcze dobrą solówkę Adama Kaczmarka (nie ostatnią na tej płycie). W kolejnych numerach na płycie napotykamy na różne metamorfozy stylistyczne. „Cobwebs" i "Dead Ringer" to przykłady praktycznie metalowego grania, ale takie brzmienia nie zdominowały albumu. Łagodniejsze utwory, jak "Bruises" czy "Numb" uzupełniają program, a repryza tego drugiego wieńczy całość.
Moim faworytem jest "Steps in The Gloom", w którym delikatne klawiszowe otwarcie powoli przeradza się w melodyjny twór z ciekawymi, elektronicznymi wibracjami w środku. Ogólnie właśnie druga część albumu, na której znajdziemy jeszcze takie utwory jak intrygująco, po amerykańsku, zaaranżowana „Coda” czy wspomniany już wcześniej „Dead Ringer” budzi moje szczególne uznanie. To w tych kompozycjach muzycy Votum dają dowody technicznej biegłości w instrumentalnych sekwencjach jak też aplikują nam po prostu godne zapamiętania melodyczne motywy. Co prawda nie znajdziemy na tym albumie takich „hitów” jak te, które mają w dorobku grupy Satelite czy Riverside, ale nie wynika to raczej z braku pomysłów.
„Harvest Moon” jest bowiem tzw. concept albumem, więc dramaturgia całości jest poddana dość ścisłym regułom. Każdy utwór w tym układzie jest częścią spójnej dźwiękowo- słownej narracji. Podobnie zresztą było w przypadku poprzednich dwóch płyt Votum i można ocenić, że ten patent z powodzeniem sprawdza się raz jeszcze, w jeszcze lepszym wydaniu.
Votum w sieci
Radios
Votum od dłuższego czasu aspirowało do czołówki progresywnego grania w Polsce i można powiedzieć, że tym albumem osiągają cel. Stworzyć blisko 70 minutowy materiał, który będzie urozmaicony i nieprzewidywalny, to niełatwe zadanie. Muzycy Votum to jednak bynajmniej nie debiutanci (grupa istnieje od dziesięciu lat) i lata doświadczeń teraz właśnie procentują albumem dopracowanym pod względem technicznym i przede wszystkim satysfakcjonującym artystycznie.
Pierwszy utwór – „Vicious Circle” zaczyna się od spokojnego wstępu (nieco kojarzącego się z Anathemą), ale bezsprzecznie jest to klasyczna cisza przed burzą. Trzecia minuta tego kawałka z mocniejszą sekcją rytmiczną, to już pierwszy sygnał, że nie będzie lekko przez cały czas. Później otrzymujemy jeszcze dobrą solówkę Adama Kaczmarka (nie ostatnią na tej płycie). W kolejnych numerach na płycie napotykamy na różne metamorfozy stylistyczne. „Cobwebs" i "Dead Ringer" to przykłady praktycznie metalowego grania, ale takie brzmienia nie zdominowały albumu. Łagodniejsze utwory, jak "Bruises" czy "Numb" uzupełniają program, a repryza tego drugiego wieńczy całość.



Moim faworytem jest "Steps in The Gloom", w którym delikatne klawiszowe otwarcie powoli przeradza się w melodyjny twór z ciekawymi, elektronicznymi wibracjami w środku. Ogólnie właśnie druga część albumu, na której znajdziemy jeszcze takie utwory jak intrygująco, po amerykańsku, zaaranżowana „Coda” czy wspomniany już wcześniej „Dead Ringer” budzi moje szczególne uznanie. To w tych kompozycjach muzycy Votum dają dowody technicznej biegłości w instrumentalnych sekwencjach jak też aplikują nam po prostu godne zapamiętania melodyczne motywy. Co prawda nie znajdziemy na tym albumie takich „hitów” jak te, które mają w dorobku grupy Satelite czy Riverside, ale nie wynika to raczej z braku pomysłów.



„Harvest Moon” jest bowiem tzw. concept albumem, więc dramaturgia całości jest poddana dość ścisłym regułom. Każdy utwór w tym układzie jest częścią spójnej dźwiękowo- słownej narracji. Podobnie zresztą było w przypadku poprzednich dwóch płyt Votum i można ocenić, że ten patent z powodzeniem sprawdza się raz jeszcze, w jeszcze lepszym wydaniu.
Votum w sieci
Radios
komentarze