Powrót po latach Ziemii Kanaan z nową płytą to spora niespodzianka. Jeszcze większą niespodzianką jest to, jak znacznie wyewoluowała ich muzyka.
To powrót po ponad 10 latach – ostatnia i właściwie pierwsza ich płyta zatytułowana "k-n.a.n." ukazała się w 2001 roku (w 1999 mieli jeszcze demo). Reaktywowali się w 2011 roku i teraz po dwóch latach pracy nad nowym albumem ukazała się „Katarynka”.
Fani polskiego reggae, znający Ziemię Kanaan mogą się znacząco zdziwić, bo na nowej płycie słyszymy zupełnie inny zespół. Wciąż tkwią w reggae, jasne, ale bardzo odważnie mieszają je z rockiem i odrobiną elektroniki. Możliwe, że zatytułowanie płyty właśnie „Katarynka”, tak jak tytuł jednego z utworów z poprzedniej płyty, wyjątkowo mocno rockowego pośród jamajskich kompozycji, jest znakiem dla dawnych fanów – „rozwinęliśmy tamten pomysł, poszliśmy tą drogą”.
W rzeczywistości sięgają po mnóstwo rockowego grania i to takiego z przytupem, solidnym uderzeniem, czego zwiastunem był już singlowy „Den Sowy”. Mieszają więc reggae’owy puls z ciężkimi gitarami, lubują się w przejściach między tymi stylami, zwłaszcza mocno kończąc utwory. Szykujcie się na rockowe uderzenie w „Widziadłach” (to właściwie wkraczając aż po heavy metal), „Jutro Znaczy nic””, „Jahlove” (pachnące Papriką Korps). Przerobili nawet na taki styl słynny popowy przebój z lat ’70 autorstwa Jeanette „Porque te vas”.
Ale znajdziemy też lżejsze kawałki, jak chociażby „Kory Drzewne” w stylu dawnej Ziemi Kanaan, albo bardzo ładną akustyczną opowiastkę „Druga Opowieść”. Na szczęście nie zapomnieli o korzeniach i nie zrezygnowali z folkowych elementów: akordeonu, klarnetu czy mandoliny. Płytę wieńczą dwa remiksy, które często są zapchajdziurą na płytach. W tym przypadku absolutnie tak nie jest, oba rzuciły nowe spojrzenia na utwory - „Drugą Opowieść” przepełnił przestrzenią i wygładził trąbką Papilot, a Barba Ton w remiksie „Den Sowy” dorzucił plemiennego pulsu i tajemniczości.
Pozmieniało się też w tekstach. Kiedyś wprost śpiewali o religii i to bynajmniej nie rasta. Na „Katarynce” oczywiście także przewija się obszernie ta tematyka, ale już w nie tak dosłowny – jeśli jest o Jezusie i Szatanie, to w sposób metaforyczny.
Ziemia Kanaan brzmi już inaczej niż na początku wieku. Teraz to czadowe rock-reggae, grane z mocnym wyczuciem jamajskiego pulsu. Elektronika, która przy ich historii może wydawać się radykalnym krokiem, wpleciona została z pomysłem. Wielbiciele polskiego reggae, otwórzcie głowy. Polecam na przykładzie „Katarynki” zobaczyć, jak mocno można ten gatunek uwikłać w inne style.
Ziemia Kanaan w sieci
rad
To powrót po ponad 10 latach – ostatnia i właściwie pierwsza ich płyta zatytułowana "k-n.a.n." ukazała się w 2001 roku (w 1999 mieli jeszcze demo). Reaktywowali się w 2011 roku i teraz po dwóch latach pracy nad nowym albumem ukazała się „Katarynka”.
Fani polskiego reggae, znający Ziemię Kanaan mogą się znacząco zdziwić, bo na nowej płycie słyszymy zupełnie inny zespół. Wciąż tkwią w reggae, jasne, ale bardzo odważnie mieszają je z rockiem i odrobiną elektroniki. Możliwe, że zatytułowanie płyty właśnie „Katarynka”, tak jak tytuł jednego z utworów z poprzedniej płyty, wyjątkowo mocno rockowego pośród jamajskich kompozycji, jest znakiem dla dawnych fanów – „rozwinęliśmy tamten pomysł, poszliśmy tą drogą”.



W rzeczywistości sięgają po mnóstwo rockowego grania i to takiego z przytupem, solidnym uderzeniem, czego zwiastunem był już singlowy „Den Sowy”. Mieszają więc reggae’owy puls z ciężkimi gitarami, lubują się w przejściach między tymi stylami, zwłaszcza mocno kończąc utwory. Szykujcie się na rockowe uderzenie w „Widziadłach” (to właściwie wkraczając aż po heavy metal), „Jutro Znaczy nic””, „Jahlove” (pachnące Papriką Korps). Przerobili nawet na taki styl słynny popowy przebój z lat ’70 autorstwa Jeanette „Porque te vas”.
Ale znajdziemy też lżejsze kawałki, jak chociażby „Kory Drzewne” w stylu dawnej Ziemi Kanaan, albo bardzo ładną akustyczną opowiastkę „Druga Opowieść”. Na szczęście nie zapomnieli o korzeniach i nie zrezygnowali z folkowych elementów: akordeonu, klarnetu czy mandoliny. Płytę wieńczą dwa remiksy, które często są zapchajdziurą na płytach. W tym przypadku absolutnie tak nie jest, oba rzuciły nowe spojrzenia na utwory - „Drugą Opowieść” przepełnił przestrzenią i wygładził trąbką Papilot, a Barba Ton w remiksie „Den Sowy” dorzucił plemiennego pulsu i tajemniczości.
Pozmieniało się też w tekstach. Kiedyś wprost śpiewali o religii i to bynajmniej nie rasta. Na „Katarynce” oczywiście także przewija się obszernie ta tematyka, ale już w nie tak dosłowny – jeśli jest o Jezusie i Szatanie, to w sposób metaforyczny.
Ziemia Kanaan brzmi już inaczej niż na początku wieku. Teraz to czadowe rock-reggae, grane z mocnym wyczuciem jamajskiego pulsu. Elektronika, która przy ich historii może wydawać się radykalnym krokiem, wpleciona została z pomysłem. Wielbiciele polskiego reggae, otwórzcie głowy. Polecam na przykładzie „Katarynki” zobaczyć, jak mocno można ten gatunek uwikłać w inne style.
Ziemia Kanaan w sieci
rad
komentarze