„Animan” to drugi album wrocławskiej grupy Hetane. Dziewięć utworów, które raczej nie pieszczą zmysłów, ale tego przecież od tej formacji nie oczekiwaliśmy...
Powstawał dość długo, bo ponad trzy lata, ale za to nie jest owocem kompromisów i naginania się do pomysłów promocyjnych jakichś dużych wytwórni. W materiałach promocyjnych muzycy mówią o nim jako o wejściu w kolejny etap artystycznych poszukiwań, odbicie się od schematów obecnych w muzyce znanej z debiutu „Machines” i faktycznie, różnice między obiema płytami są wyraźne.
Dzięki temu, że na końcowym etapie pracy zespół uzyskał wsparcie swoich fanów w ramach akcji crowdfundingowej „Rzuć monetą dla Hetane” cały proces twórczy został pomyślnie zakończony przez Marcina Borsa w jego studiu Fonoplastykon, w którym ten materiał powstawał. Tym razem Hetane zdecydowało się na analogowe, przybrudzone brzmienie. Przesterowane partie basu mieszają się w tle z dobrze dobranymi elektronicznymi dodatkami (za które odpowiedzialny jest Radek Spanier), ale cyfrowa, bardzo industrialna estetyka znana z debiutu, uległa transformacji.
To dalej ten sam zespół, ale operujący trochę innymi barwami w palecie dostępnych środków. O tym przekonuje już początek czyli numer „Golden Snakes”, dość leniwie, ale skutecznie wbijający się w zmysły słuchacza. Wśród dziewięciu kompozycji, które znajdziemy na „Animan” wyróżniłbym właśnie ten numer, ale nie tylko… Szybko się zapamiętuje także syntezatorowo-gitarowy „Spy” (m.in. dzięki na poły zadziornemu, na poły lirycznemu wokalowi Magdy) oraz najbardziej chyba zbliżony do estetyki Nine Inch Nails, numer „Pirate”. Wyróżniłbym jeszcze ostatni na płycie, wybrzmiewający długo „Sleep-walkers”, który jest hipnotyzującym finałem.
„Animan” to album, który tekstowo dotyczy tematu dwoistości ludzkiej natury, rozpiętej między duchowością i zwierzęcością. Muzyka zawarta na płycie pretenduje do zilustrowania tego stanu w różnych jego wymiarach i postaciach, a efekt jest bardzo konkretny. Co prawda nie nazwałbym tej płyty muzycznym rytuałem, ale niewątpliwie wrocławianie zaaplikowali nam konceptualnie dopracowane, bardzo spójne dzieło. Czas, który minął od wydania „Machines” został spożytkowany właściwie i warto częściej rzucać monetą dla Hetane...
Hetane w sieci
Radios
Powstawał dość długo, bo ponad trzy lata, ale za to nie jest owocem kompromisów i naginania się do pomysłów promocyjnych jakichś dużych wytwórni. W materiałach promocyjnych muzycy mówią o nim jako o wejściu w kolejny etap artystycznych poszukiwań, odbicie się od schematów obecnych w muzyce znanej z debiutu „Machines” i faktycznie, różnice między obiema płytami są wyraźne.
Dzięki temu, że na końcowym etapie pracy zespół uzyskał wsparcie swoich fanów w ramach akcji crowdfundingowej „Rzuć monetą dla Hetane” cały proces twórczy został pomyślnie zakończony przez Marcina Borsa w jego studiu Fonoplastykon, w którym ten materiał powstawał. Tym razem Hetane zdecydowało się na analogowe, przybrudzone brzmienie. Przesterowane partie basu mieszają się w tle z dobrze dobranymi elektronicznymi dodatkami (za które odpowiedzialny jest Radek Spanier), ale cyfrowa, bardzo industrialna estetyka znana z debiutu, uległa transformacji.



To dalej ten sam zespół, ale operujący trochę innymi barwami w palecie dostępnych środków. O tym przekonuje już początek czyli numer „Golden Snakes”, dość leniwie, ale skutecznie wbijający się w zmysły słuchacza. Wśród dziewięciu kompozycji, które znajdziemy na „Animan” wyróżniłbym właśnie ten numer, ale nie tylko… Szybko się zapamiętuje także syntezatorowo-gitarowy „Spy” (m.in. dzięki na poły zadziornemu, na poły lirycznemu wokalowi Magdy) oraz najbardziej chyba zbliżony do estetyki Nine Inch Nails, numer „Pirate”. Wyróżniłbym jeszcze ostatni na płycie, wybrzmiewający długo „Sleep-walkers”, który jest hipnotyzującym finałem.
„Animan” to album, który tekstowo dotyczy tematu dwoistości ludzkiej natury, rozpiętej między duchowością i zwierzęcością. Muzyka zawarta na płycie pretenduje do zilustrowania tego stanu w różnych jego wymiarach i postaciach, a efekt jest bardzo konkretny. Co prawda nie nazwałbym tej płyty muzycznym rytuałem, ale niewątpliwie wrocławianie zaaplikowali nam konceptualnie dopracowane, bardzo spójne dzieło. Czas, który minął od wydania „Machines” został spożytkowany właściwie i warto częściej rzucać monetą dla Hetane...
Hetane w sieci
Radios
komentarze