Zabawa słowem to nie jedyne, co ma do zaoferowania Poptrzytula na swoim debiutanckim albumie.
Filarem Poprzytuli jest duet Alicja Kalinowska – Kuba Mitoraj (Bipolar Bears), choć łącznie jest to kwartet, który uzupełniają Grzegorz Posłuszny i Łukasz Łabuś. W tym oto składzie poprzytulaki przygotowały być może jeden z ciekawszych debiutów tego roku.
Przede wszystkim „Pobudzik” jest płytą oryginalną, pełną świeżych i nieszablonowych dźwięków. Co to jest? No właśnie ciężko wskazać dokładnie stylistykę tego albumu i jest to jeden z jego największych atutów. Udanie łączy elektronikę, trip-hop, pop, dream pop aż po psychodelię (a znajdziemy też elementy hip hopu czy dum’n’bass).
W dziwny sposób udaje im się z połamanych elektronicznych dźwięków pleść przyjemne melodie, a psychodeliczne brzmienia ocieplać do urokliwych piosenek. Tak jak w singlowym „Bath Song” lub „Spadku Jabłka”, tylko na pierwszy rzut oka o powyginanej strukturze, uzupełnianej stukami i trzeszczeniami. Surowe elektroniczne brzmienie potraktowane ślicznymi partiami smyczków czy pianina zupełnie zmienia kolorystykę. Niebagatelną rolę pełnią wokale – Alicja brzmi magnetycznie, słodko i tajemniczo zarazem, Kuba z kolei odnajduje się i w à la hip-hopowej nawijce i w klimatach indie rockowych („Lunatyk”, „Zaczarowany Ołówek” i „Nibylandia”).
Nie wahają się również sięgnąć po cięższą, połamaną elektronikę zbudowaną z sytezatorowych brzmień, elektronicznych brudów i sampli, silnie przyprawiając to psychodeliczą atmosferą (np. „Can’t Bear”, choć taki „Dysfotografik” już jest zbyt ciężkostrawny). Czuć, że nie szukają wpasowania się w gusta czy trendy, nie chcieli stworzyć płyty „ładnej”, czasami z premedytacją zmęczą słuchacza trudniej przyswajalnymi motywami. Kilku mniej udanych momentów także nie uniknęli, z „Can’t Bear” na czele.
Utwory „Pobudzika” na pewno łączy jedno – nieprzewidywalność. Poprzytula usypia czujność głaskając dream popowym ciepłem, by ni stąd ni zowąd zaatakować wściekle bezdusznym, elektronicznym brudem („Blues”, „Music Therapy”). Zaskoczą wstępem z dziwnej kołysanki, z męskim głosem tak niskim jak tylko się da („CRK”), poplumkają niczym amentowy UL/KR, albo jak w elektroniczno-indie-rockowy „Lunatyku” niezauważalnie przejdą w brutalnie łupiący przez 4 minuty „Ogon”.
Cieszy, że Poprzytula jest kolejną grupą podejmującą wyzwanie pisania po polsku. Przytulaki, piszcie piosenki po polsku, po angielsku też ładnie wychodzi, ale z przyjemnością się słucha jak umiejętnie potraficie tchnąć w zgrabnie poskładane słowa melodię.
„Pobudzik” to jak do tej pory czołówka tegorocznych debiutów w polskiej muzyce. To bardzo udany, stworzony na bazie elektroniki mix wielu muzycznych wątków. Pomysłowe, smaczne i w dodatku w dużej części po polsku.
Płyty Poprzytula – „Pobudzik” do wygrania w konkursie. Info tutaj.
Poprzytula w sieci
rad
Filarem Poprzytuli jest duet Alicja Kalinowska – Kuba Mitoraj (Bipolar Bears), choć łącznie jest to kwartet, który uzupełniają Grzegorz Posłuszny i Łukasz Łabuś. W tym oto składzie poprzytulaki przygotowały być może jeden z ciekawszych debiutów tego roku.
Przede wszystkim „Pobudzik” jest płytą oryginalną, pełną świeżych i nieszablonowych dźwięków. Co to jest? No właśnie ciężko wskazać dokładnie stylistykę tego albumu i jest to jeden z jego największych atutów. Udanie łączy elektronikę, trip-hop, pop, dream pop aż po psychodelię (a znajdziemy też elementy hip hopu czy dum’n’bass).



W dziwny sposób udaje im się z połamanych elektronicznych dźwięków pleść przyjemne melodie, a psychodeliczne brzmienia ocieplać do urokliwych piosenek. Tak jak w singlowym „Bath Song” lub „Spadku Jabłka”, tylko na pierwszy rzut oka o powyginanej strukturze, uzupełnianej stukami i trzeszczeniami. Surowe elektroniczne brzmienie potraktowane ślicznymi partiami smyczków czy pianina zupełnie zmienia kolorystykę. Niebagatelną rolę pełnią wokale – Alicja brzmi magnetycznie, słodko i tajemniczo zarazem, Kuba z kolei odnajduje się i w à la hip-hopowej nawijce i w klimatach indie rockowych („Lunatyk”, „Zaczarowany Ołówek” i „Nibylandia”).
Nie wahają się również sięgnąć po cięższą, połamaną elektronikę zbudowaną z sytezatorowych brzmień, elektronicznych brudów i sampli, silnie przyprawiając to psychodeliczą atmosferą (np. „Can’t Bear”, choć taki „Dysfotografik” już jest zbyt ciężkostrawny). Czuć, że nie szukają wpasowania się w gusta czy trendy, nie chcieli stworzyć płyty „ładnej”, czasami z premedytacją zmęczą słuchacza trudniej przyswajalnymi motywami. Kilku mniej udanych momentów także nie uniknęli, z „Can’t Bear” na czele.



Utwory „Pobudzika” na pewno łączy jedno – nieprzewidywalność. Poprzytula usypia czujność głaskając dream popowym ciepłem, by ni stąd ni zowąd zaatakować wściekle bezdusznym, elektronicznym brudem („Blues”, „Music Therapy”). Zaskoczą wstępem z dziwnej kołysanki, z męskim głosem tak niskim jak tylko się da („CRK”), poplumkają niczym amentowy UL/KR, albo jak w elektroniczno-indie-rockowy „Lunatyku” niezauważalnie przejdą w brutalnie łupiący przez 4 minuty „Ogon”.
Cieszy, że Poprzytula jest kolejną grupą podejmującą wyzwanie pisania po polsku. Przytulaki, piszcie piosenki po polsku, po angielsku też ładnie wychodzi, ale z przyjemnością się słucha jak umiejętnie potraficie tchnąć w zgrabnie poskładane słowa melodię.
„Pobudzik” to jak do tej pory czołówka tegorocznych debiutów w polskiej muzyce. To bardzo udany, stworzony na bazie elektroniki mix wielu muzycznych wątków. Pomysłowe, smaczne i w dodatku w dużej części po polsku.
Płyty Poprzytula – „Pobudzik” do wygrania w konkursie. Info tutaj.
Poprzytula w sieci
rad
komentarze