sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

Anti Tank Nun - „Fire follow me”

0 19-06-2013 20:06

„Fire Follow Me” to drugi album Anti Tank Nun. Płyta została nagrana niemalże pod stadionem (w studiu położonym niedaleko obiektu Pogoni Szczecin) i zawiera kilka utworów odpowiednich do chóralnego wykonania, ale z futbolem nie ma jednak zbyt wiele wspólnego. To po prostu kolejna obfita porcja zmetalizowanego rock`n`rolla.

Anti Tank Nun wydając drugą płytę potwierdza, że nie jest tylko efemerycznym projektem wciąż niewyżytego artystycznie Titusa, ani zespołem-ciekawostką, zwracającym uwagę z tego powodu, że obok doświadczonych w bojach muzyków, gra w nim utalentowany małolat. „First Spark”, który otwiera całość to klasyczny wykop, zgodnie z zasadą, że mocny rockowy album winien się zaczynać od łupnięcia. Następujący po nim tytułowy song, jest także szybki i uderzający po uszach, a solówka Iggiego (to właśnie ten osobnik, jeszcze bez dowodu osobistego gra na gitarze) znamionuje, że na pewno nie osiadł na laurach i nadal pozytywnie zaskakuje swymi umiejętnościami.

Następny na płycie „Sake Crazy” to akurat jeden z takich metalowych hymnów, dobry do podtrzymywania kontaktu z publiką na koncertach. Pewnie na żywo się sprawdzi. Tak samo będzie zapewne z numerem „Under The Big Black Ten” choć tenże zaczyna się nietypowo, (jak pościelowa ballada), to w środku przekształca się w rasowy, dobrze wysmażony wymiatacz.


Z utworów, które według mnie urozmaicają jeszcze bardziej cały album, wymieniłbym „Huricane Kazz”, w którym ze szczególną mocą brzmią partie perkusji (Mr. Bo pokazuje, że wiele potrafi !) oraz surowy, ale na pewno nie prostacki - „Canal Street”. Również ciekawa kompozycja to ósemka czyli „Hanged Man’s Diary” - złożony, „wielopasmowy” kawałek z wbijającą się w umysł rytmiką, wzbogacony o kolejny gitarowy popis Iggiego. Ten numer jest chyba najlepszym dowodem na to, że kompozycje Anti Tank to nie tylko ciężkie bezpardonowe riffy z dodatkiem melodyjnych refrenów, ale także coś dla słuchaczy, którzy mają większe wymagania. Przedostatni numer „That One Who’s Good” skonstruowany jest dość podobnie, a finał w postaci „Killing Times” to taki montaż wszystkich charakterystycznych dla grupy patentów - głębokiego brzmienia basu, dobrych solówek oraz zadziornego wokalu Tiusa.


Generalnie: nie ma tu rewolucji i eksperymentów ale nie tego oczekiwaliśmy raczej po Przeciwpancenej Zakonnicy. Dostaliśmy za to dziesięcioutworowy, heavy-rockowy zestaw, który można postawić na półce gdzieś w pobliżu Thin Lizzy i Motörhead.

Anti Tank Nun w sieci

Radios
Radios


tagi: anti_tank_nun (1)  polskie (886)  recenzje (806)  rock (485) 
komentarze