Łódzki Fonovel wydał drugi album, różowy album. Tytuł podpowiada, że zaszła mała stylowa wolta i że krążek to raczej rzecz lżejsza.
Ale to nie tak, że „Różowy Album” jest słodkim chłopięcym wytworem. Ma on w sobie sporo elektronicznej werwy, brudu i psychodelii, choć nie ma rockowego zęba debiutanckiej „Good Vibe”. Wyczuwalny jest ten charakterystyczny pierwiastek wrażliwości, który towarzyszy choćby muzyce Milcz Serce, z tym że Fonovel posługuje się zupełnie odmiennymi środkami wyrazu – to indie rockowe granie, utopione w elektronicznych brudach i syntezatorach. To ten typowy dla indie rockowych klimatów wyciągnięty i nazbyt emocjonalny wokal (co ciekawe w Fonovelu śpiewa perkusista Radek Bolewski).
Dużo tu jest elementów, które mnie odrzucają, których „nie kupuję”, ale znalazłem też rzeczy interesujące, które każą mi o płycie napisać. Skreślam od razu „Nie Nie Nie”, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć, skreślam „Ginie Mój Ogród”. Oba utwory mają wszystko co złe w polskim indie rocku: banalność, pretensjonalność, wspomniane wokalne spaczenie. I niewiele lepiej jest w „Czewieni”, w którym bolą rymy częstochowskie.
Ale Fonovel brzmi też ciekawie. Brzmi ciekawie w „Milionach”, gdzieś na skrzyżowaniu psychodelii, nowej fali i indie rocka. Przebija się z tego charakterystyczny i rozpoznawalny łódzki styl, który niedawno łatwo też można było odnaleźć choćby na płytach Już Nie Żyjesz. Jeszcze bardziej mnie przekonuje „Dreamer”, zwłaszcza gdy Radek nie kombinuje z głosem, nie wyciąga i śpiewa bez męczącej maniery. Przecież to naprawdę niezły głos, po co to? Po co tak różowo?
Całkiem udanie Fonovel łączy świat elektronicznego brudu (minimoog), z akustycznymi dźwiękami gitary (np. „Discovery”) czy klarnetu (miło urozmaica „Quiet Whispering”). Choć całość rodzi wrażenie, że momenty psychodelii dosyć chaotycznie przeplatają się z niezobowiązującą popową lekkością. Intryguje intro do „Love „Ninja”, sam utwór zresztą też, fajnie poskładany z odgłosów komputerowych gier i zaznaczonym silnie klarnetem. Albo takie „Sign Your Name” – no ładne! Trochę patetyczne, ale znowu się okazuje, że z tym wokalem nie trzeba nic kombinować – jeśli powstanie kiedyś łódzki Bond, to piosenka przewodnia już czeka…
Mocną strona są elektroniczne kawałki, w których pobrzmiewają echa lat 80. i o których można powiedzieć „taneczne”: „Fun Is Over” i „Beekeeper’s Daughter” (choć ta solówka na końcu szczerze boli). W obu jednak przypadkach muzycy nie stronią także od momentów bardziej psychodelicznych.
Fajny, przewrotny i pełen luzu jest „Quiet Whispering”, zbudowany zupełnie inaczej od reszty i wyraźnie się odróżniający. Dobrze, że tu śmielej postawiono na dźwięk klarnetu i szkoda, że częściej Fonovel nie sięga po takie eksperymenty.
Krótka synteza. „Różowy Album” to krążek mniej wyrazisty od debiutu, będący kompromisem między elektroniką i indie rockiem. Dla siedzących stricte w tym klimacie to zapewne smakowity kąsek. Dla słuchaczy o szerszych horyzontach muzycznych, to jednak album miejscami mocno męczący, ale jak już wspomniałem, także z fragmentami, do których warto wracać.
Fonovel w sieci
rad
Ale to nie tak, że „Różowy Album” jest słodkim chłopięcym wytworem. Ma on w sobie sporo elektronicznej werwy, brudu i psychodelii, choć nie ma rockowego zęba debiutanckiej „Good Vibe”. Wyczuwalny jest ten charakterystyczny pierwiastek wrażliwości, który towarzyszy choćby muzyce Milcz Serce, z tym że Fonovel posługuje się zupełnie odmiennymi środkami wyrazu – to indie rockowe granie, utopione w elektronicznych brudach i syntezatorach. To ten typowy dla indie rockowych klimatów wyciągnięty i nazbyt emocjonalny wokal (co ciekawe w Fonovelu śpiewa perkusista Radek Bolewski).
Dużo tu jest elementów, które mnie odrzucają, których „nie kupuję”, ale znalazłem też rzeczy interesujące, które każą mi o płycie napisać. Skreślam od razu „Nie Nie Nie”, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć, skreślam „Ginie Mój Ogród”. Oba utwory mają wszystko co złe w polskim indie rocku: banalność, pretensjonalność, wspomniane wokalne spaczenie. I niewiele lepiej jest w „Czewieni”, w którym bolą rymy częstochowskie.
Ale Fonovel brzmi też ciekawie. Brzmi ciekawie w „Milionach”, gdzieś na skrzyżowaniu psychodelii, nowej fali i indie rocka. Przebija się z tego charakterystyczny i rozpoznawalny łódzki styl, który niedawno łatwo też można było odnaleźć choćby na płytach Już Nie Żyjesz. Jeszcze bardziej mnie przekonuje „Dreamer”, zwłaszcza gdy Radek nie kombinuje z głosem, nie wyciąga i śpiewa bez męczącej maniery. Przecież to naprawdę niezły głos, po co to? Po co tak różowo?
Całkiem udanie Fonovel łączy świat elektronicznego brudu (minimoog), z akustycznymi dźwiękami gitary (np. „Discovery”) czy klarnetu (miło urozmaica „Quiet Whispering”). Choć całość rodzi wrażenie, że momenty psychodelii dosyć chaotycznie przeplatają się z niezobowiązującą popową lekkością. Intryguje intro do „Love „Ninja”, sam utwór zresztą też, fajnie poskładany z odgłosów komputerowych gier i zaznaczonym silnie klarnetem. Albo takie „Sign Your Name” – no ładne! Trochę patetyczne, ale znowu się okazuje, że z tym wokalem nie trzeba nic kombinować – jeśli powstanie kiedyś łódzki Bond, to piosenka przewodnia już czeka…
Mocną strona są elektroniczne kawałki, w których pobrzmiewają echa lat 80. i o których można powiedzieć „taneczne”: „Fun Is Over” i „Beekeeper’s Daughter” (choć ta solówka na końcu szczerze boli). W obu jednak przypadkach muzycy nie stronią także od momentów bardziej psychodelicznych.
Fajny, przewrotny i pełen luzu jest „Quiet Whispering”, zbudowany zupełnie inaczej od reszty i wyraźnie się odróżniający. Dobrze, że tu śmielej postawiono na dźwięk klarnetu i szkoda, że częściej Fonovel nie sięga po takie eksperymenty.
Krótka synteza. „Różowy Album” to krążek mniej wyrazisty od debiutu, będący kompromisem między elektroniką i indie rockiem. Dla siedzących stricte w tym klimacie to zapewne smakowity kąsek. Dla słuchaczy o szerszych horyzontach muzycznych, to jednak album miejscami mocno męczący, ale jak już wspomniałem, także z fragmentami, do których warto wracać.
Fonovel w sieci
rad
komentarze
Totalnie recenzja rozmija się z treścią Ginie Mój Ogród, to utwór o ekologii. Ja osobiście tak dużo polskich utworów z gatunku Indie nie słyszałem piętnujących GMO
Jan.ka19-12-2013 11:51:53