Kolejne wydarzenie na rodzimej scenie folkowej. Właśnie ukazała się najnowsza płyta Jarka Adamówa.
Z twórczością Jarka Adamówa spotkałem się po raz pierwszy podczas jednej z wczesnych edycji folkowej Nowej Tradycji. Jego przejmujące interpretacje starych pieśni dziadowskich pozostały mi w pamięci do dziś. Muzykowi przypadła wówczas druga nagroda konkursowa i był to zarazem jego trzeci laur festiwalowy. Poprzednie zdobył w latach wcześniejszych wraz z grupą się Gra.
Równo dziesięć lat temu ukazał się solowy debiut Jarka. Przez ten czas artysta dał się poznać jako jedna z najciekawszych i najbardziej kreatywnych postaci naszej sceny folkowej. Multiinstrumentalista, kolaborujący z uznanymi firmami z kręgu muzyki tradycyjnej; współpracownik lubelskiego Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, wreszcie niestrudzony eksplorator rodzimych źródeł. To twórca nie bojący się eksperymentów i posiadający własną, bardzo oryginalną wizję sztuki. Potwierdza to dobitnie jego ostatnia, wydana niedawno płyta „Fall in Mountains”.
Otwierający album utwór tytułowy jest doskonałym wprowadzeniem w klimat jaki towarzyszył będzie słuchaczowi przez najbliższe trzy kwadranse. Za pomocą bardzo oszczędnych środków artysta przywołuje obrazy dawno minionych światów. Brzmienie liry korbowej stanowi jakby scenerię, na tle której leniwie toczy się opowieść o rodzeństwie zbiegłym z jasyru. Po długiej tułaczce dzieci docierają wreszcie do domu lecz tam nie poznaje ich własna matka. Z kolei ballada stanowiąca inspirację do powstania płyty („O Matko Boska Gidelska”) opowiada o chłopie, który podczas orki znajduje w ziemi cudowny obraz maryjny. Rolnik chowa obraz w skrzyni, potem trafia on do kościoła i dopiero wmieszanie się niebios w całą historię powoduje, że w miejscu znaleziska staje klasztor...
Nad całością płyty dominuje surowa, wręcz ascetyczna forma. To pełna przestrzeni, korzenna minimal music. W „Piosence pasterskiej” słyszymy jedynie sopiłkę zaś zamykająca album „Mein thaiene Odessa” jest utworem na klarnet solo. Gęściej robi się jedynie we fragmentach płyty, choć nie znajdziemy nigdzie żadnego niepotrzebnego dźwięku. „Klezmer-ka” to echo żywych jeszcze gdzieniegdzie, tradycyjnych ludowych potańcówek. Dziki, ekstatyczny trans wprost z wiejskiego podwórza.
Materiał został zarejestrowany „na setkę”, a Adamów jest autorem muzyki do niemal wszystkich utworów na płycie. Wykonuje je również solowo, jedynie w dwóch pierwszych kompozycjach słyszymy grającego na lirze korbowej Marka Durdę. Dodać również należy, że wydawcą albumu jest oficyna należąca do Jarka.
Mimo archaiczności w sferze tekstowej i wykorzystaniu w nagraniach jedynie akustycznego – głównie ludowego – instrumentarium, „Fall in Mountains” jest płytą na wskroś nowoczesną. Nie wiem czy dziś, kiedy wyważono już wszystkie drzwi, takie pojęcia mają sens, ale - moim zdaniem - jest to muzyka awangardowa. Gdy słuchałem tych nagrań przypomniały mi się słowa Nany Vasconcelosa: „Zanim stanie się nowe musisz wrócić do starego, do korzeni, to daje siłę by iść naprzód...”. A przykładem powyższego niech będzie, nie tylko ostatnia płyta, ale i cała droga artystyczna Jarka Adamówa.
Jarek Adamów w sieci
Senior Cartero
Z twórczością Jarka Adamówa spotkałem się po raz pierwszy podczas jednej z wczesnych edycji folkowej Nowej Tradycji. Jego przejmujące interpretacje starych pieśni dziadowskich pozostały mi w pamięci do dziś. Muzykowi przypadła wówczas druga nagroda konkursowa i był to zarazem jego trzeci laur festiwalowy. Poprzednie zdobył w latach wcześniejszych wraz z grupą się Gra.
Równo dziesięć lat temu ukazał się solowy debiut Jarka. Przez ten czas artysta dał się poznać jako jedna z najciekawszych i najbardziej kreatywnych postaci naszej sceny folkowej. Multiinstrumentalista, kolaborujący z uznanymi firmami z kręgu muzyki tradycyjnej; współpracownik lubelskiego Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, wreszcie niestrudzony eksplorator rodzimych źródeł. To twórca nie bojący się eksperymentów i posiadający własną, bardzo oryginalną wizję sztuki. Potwierdza to dobitnie jego ostatnia, wydana niedawno płyta „Fall in Mountains”.



Otwierający album utwór tytułowy jest doskonałym wprowadzeniem w klimat jaki towarzyszył będzie słuchaczowi przez najbliższe trzy kwadranse. Za pomocą bardzo oszczędnych środków artysta przywołuje obrazy dawno minionych światów. Brzmienie liry korbowej stanowi jakby scenerię, na tle której leniwie toczy się opowieść o rodzeństwie zbiegłym z jasyru. Po długiej tułaczce dzieci docierają wreszcie do domu lecz tam nie poznaje ich własna matka. Z kolei ballada stanowiąca inspirację do powstania płyty („O Matko Boska Gidelska”) opowiada o chłopie, który podczas orki znajduje w ziemi cudowny obraz maryjny. Rolnik chowa obraz w skrzyni, potem trafia on do kościoła i dopiero wmieszanie się niebios w całą historię powoduje, że w miejscu znaleziska staje klasztor...
Nad całością płyty dominuje surowa, wręcz ascetyczna forma. To pełna przestrzeni, korzenna minimal music. W „Piosence pasterskiej” słyszymy jedynie sopiłkę zaś zamykająca album „Mein thaiene Odessa” jest utworem na klarnet solo. Gęściej robi się jedynie we fragmentach płyty, choć nie znajdziemy nigdzie żadnego niepotrzebnego dźwięku. „Klezmer-ka” to echo żywych jeszcze gdzieniegdzie, tradycyjnych ludowych potańcówek. Dziki, ekstatyczny trans wprost z wiejskiego podwórza.



Materiał został zarejestrowany „na setkę”, a Adamów jest autorem muzyki do niemal wszystkich utworów na płycie. Wykonuje je również solowo, jedynie w dwóch pierwszych kompozycjach słyszymy grającego na lirze korbowej Marka Durdę. Dodać również należy, że wydawcą albumu jest oficyna należąca do Jarka.
Mimo archaiczności w sferze tekstowej i wykorzystaniu w nagraniach jedynie akustycznego – głównie ludowego – instrumentarium, „Fall in Mountains” jest płytą na wskroś nowoczesną. Nie wiem czy dziś, kiedy wyważono już wszystkie drzwi, takie pojęcia mają sens, ale - moim zdaniem - jest to muzyka awangardowa. Gdy słuchałem tych nagrań przypomniały mi się słowa Nany Vasconcelosa: „Zanim stanie się nowe musisz wrócić do starego, do korzeni, to daje siłę by iść naprzód...”. A przykładem powyższego niech będzie, nie tylko ostatnia płyta, ale i cała droga artystyczna Jarka Adamówa.
Jarek Adamów w sieci
Senior Cartero
komentarze