Retrospective to formacja reprezentująca młode pokolenie polskich zespołów prog rockowych. Grupa pod koniec 2012 roku wydał swój drugi album zatytułowany „Lost in Perception”. O nim będzie dziś.
Szczerze przyznam, że mam awersję to tych wszystkich przedrostków art- prog- itp., stawianych licznie przed słowem „rockowy”. Tak jakby ich mnogość miała zagwarantować jakość materiału. Zespół Retrospective określa się mianem zespołu właśnie prog-art rockowego, więc przy zapoznawaniu się z materiałem mieli u mnie od razu pod górkę. No dobra, pozrzędziłem, to teraz o efektach odsłuchu.
Jest moc, jest odpowiednia dawka energii i potęga brzmienia. Brzmienia czystego, które miłośnik garażowych dźwięków może nazwać wręcz sterylnym. Ale jest to cecha progresywnego grania, więc absolutnie nie jest to zarzut, brzmią bardzo profesjonalnie i wyraziście. Super brzmi sekcja rytmiczna, a złowrogo pomrukujący bas świetnie kontrastuje z nieco patetycznymi klawiszami. Gitarowe riffy użyte są w szerokiej skali, od delikatnych zagrywek po hard rockowe uderzenia. Wokaliście, czyli Jakubowi Roszakowi, również udaje się udźwignąć ciężar albumu, choć w niektórych miejscach jego maniera wokalna może męczyć. Ale zdecydowanie częściej wychodzi obronną ręką, stylem śpiewania przywołując na myśl Bruce’a Dickinsona z Iron Maiden czy „naszego” Titusa. Niestety zdecydowanie gorzej wypadają utwory z damskim chórkiem, bo zaczynają trącić Whitin Temptation i zwyczajnym kiczem (słaby „Ocean of a Little Thoughts”). Ogólnie chwilami brzmią gładko, jakby od debiutu złagodnieli i jakby chcieli się ukłonić szerszej publice.
Niemniej jednak zespołowi udaje się zbudować napięcie i własny świat tej płyty, zestawiając bardziej żywe i agresywne momenty, jak utwory „The End of the Winter Lethargy”, „Huge Black Hole”, „Tomorrow Will Change” z łagodniejszymi, wręcz balladowymi – „Egoist”, „Our Story Is Beginning Now”. Nie przeszkadza to w osiągnięciu spójności płyty, stworzonej z rozrośniętych, kilkuminutowych i wielowątkowych suit. Część z nich spokojnie broniłaby się nawet jako utwory instrumentalne, mam tu na myśli choćby „Lunch”. O tym jak zespół sprawnie operuje różnymi stylistykami, także na przestrzeni jednego utworu, świadczyć może ponaddziesięciominutowy, zamykający album „Swallow The Green Tones”.
Retrospective nagrało naprawdę dobry album, spełniający właściwie wszystkie wymogi solidnej progresywno-rockowej płyty. Może to jeszcze nie Riverside, ale obrany kierunek jest jak najbardziej prawidłowy. Mogą nas jeszcze nie raz zaskoczyć.
Retrospective w sieci
rad
Szczerze przyznam, że mam awersję to tych wszystkich przedrostków art- prog- itp., stawianych licznie przed słowem „rockowy”. Tak jakby ich mnogość miała zagwarantować jakość materiału. Zespół Retrospective określa się mianem zespołu właśnie prog-art rockowego, więc przy zapoznawaniu się z materiałem mieli u mnie od razu pod górkę. No dobra, pozrzędziłem, to teraz o efektach odsłuchu.
Jest moc, jest odpowiednia dawka energii i potęga brzmienia. Brzmienia czystego, które miłośnik garażowych dźwięków może nazwać wręcz sterylnym. Ale jest to cecha progresywnego grania, więc absolutnie nie jest to zarzut, brzmią bardzo profesjonalnie i wyraziście. Super brzmi sekcja rytmiczna, a złowrogo pomrukujący bas świetnie kontrastuje z nieco patetycznymi klawiszami. Gitarowe riffy użyte są w szerokiej skali, od delikatnych zagrywek po hard rockowe uderzenia. Wokaliście, czyli Jakubowi Roszakowi, również udaje się udźwignąć ciężar albumu, choć w niektórych miejscach jego maniera wokalna może męczyć. Ale zdecydowanie częściej wychodzi obronną ręką, stylem śpiewania przywołując na myśl Bruce’a Dickinsona z Iron Maiden czy „naszego” Titusa. Niestety zdecydowanie gorzej wypadają utwory z damskim chórkiem, bo zaczynają trącić Whitin Temptation i zwyczajnym kiczem (słaby „Ocean of a Little Thoughts”). Ogólnie chwilami brzmią gładko, jakby od debiutu złagodnieli i jakby chcieli się ukłonić szerszej publice.



Niemniej jednak zespołowi udaje się zbudować napięcie i własny świat tej płyty, zestawiając bardziej żywe i agresywne momenty, jak utwory „The End of the Winter Lethargy”, „Huge Black Hole”, „Tomorrow Will Change” z łagodniejszymi, wręcz balladowymi – „Egoist”, „Our Story Is Beginning Now”. Nie przeszkadza to w osiągnięciu spójności płyty, stworzonej z rozrośniętych, kilkuminutowych i wielowątkowych suit. Część z nich spokojnie broniłaby się nawet jako utwory instrumentalne, mam tu na myśli choćby „Lunch”. O tym jak zespół sprawnie operuje różnymi stylistykami, także na przestrzeni jednego utworu, świadczyć może ponaddziesięciominutowy, zamykający album „Swallow The Green Tones”.



Retrospective nagrało naprawdę dobry album, spełniający właściwie wszystkie wymogi solidnej progresywno-rockowej płyty. Może to jeszcze nie Riverside, ale obrany kierunek jest jak najbardziej prawidłowy. Mogą nas jeszcze nie raz zaskoczyć.
Retrospective w sieci
rad
komentarze