„Gramy muzykę dla mas", śpiewa poznański duet. Wcale nie.
Szczepan i Piotras – bo to oni tworzą duet – spotkali się dawno, bo 10 lat temu. Szczepan jest poetą, pisze. Ale też gra oczywiście. Więc już teraz wiecie, że „KIR”, wydany w tym roku, jest spotkaniem ładnego słowa z ładnymi dźwiękami. Ale ładne nie znaczy grzeczne, spokojne, stłumione. Wręcz przeciwnie.
To najpierw o dźwiękach. Pierwszy raz odłączyli się od prądu, więc nie ma tu już tego brudu z przesterów, którego nie brakowało na poprzedniej płycie „buch”, sprzed dwóch lat. Niby jest bluesowo. Ale to taki siarczysty blues, „waglewski”, czyli mocno gitarowy, z solidnym rockowym kopem. Stylistycznie to bardzo zwarty materiał, może nawet i trochę przez to monotonny. Bluesowe riffy, podążająca za nimi perkusja, czasami erupcje harmonijkowych solówek. Wyjątkowo przebojowy zestaw, którego słucha się zdecydowanie miło.
Zastanawiam się, co tu wyróżnić… i mam problem. Trochę te kawałki są takie same, zbudowane na podobnym patencie. Na pewno „kupuję” dwa pierwsze numery: „Iuvenes dum sumus” i „Kto zabił Jolantę Brzeską” – ten drugi utwór poświęcony jest tragicznej śmierci społecznej aktywistki z Warszawy, która została zamordowana i spalona. Kolejny „Nie lękajcie się” już wypada mniej porywająco. To samo z „Bez tytułu”. Jak ja nie lubię kawałków bez tytułu, przecież to takie marnotrawienie możliwości ukierunkowania myśli, interpretacji. Tym bardziej, że to nie insturmental.
Skok poziomu następuje szybko – rewolucyjna „zła moneta” ma wszystko, co trzeba, tekstowo i muzycznie (wytarty ten riff, ale i tak chwyta). W kawałku „Ci których nie widać”, następuje zmiana narracji - zamiast skupienia na rockowym ogniu, duet stawia na nastrój i brzmi w tym przekonująco. Jeszcze ciekawiej robi się w mrocznym „Zmierzchu”, z domieszką czerni Nicka Cave’a i tego miłego posmaku alternative country. Płytę zamyka wyjątkowo oszczędny „Patrz”, po którym można spojrzeć za siebie i stwierdzić, że szczegółem, który na tym materiale może męczyć, jest wciąż ta sama wokalna maniera Szczepana.
To nie jest płyta do odkrywania smaczków i szukania kolejnych den. Jeśli już, to warto wydłubywać spośród blues-rockowych hałasów intrygujące szczepanowe historie. Trochę muzycznie na jedno kopyto, ale jednak słucha się dobrze i pozostawia po sobie pozytywne wrażenie.
Płyta do pobrania na zasadzie "fair play".
Kopyt/Kowalski w sieci
rad
Szczepan i Piotras – bo to oni tworzą duet – spotkali się dawno, bo 10 lat temu. Szczepan jest poetą, pisze. Ale też gra oczywiście. Więc już teraz wiecie, że „KIR”, wydany w tym roku, jest spotkaniem ładnego słowa z ładnymi dźwiękami. Ale ładne nie znaczy grzeczne, spokojne, stłumione. Wręcz przeciwnie.
To najpierw o dźwiękach. Pierwszy raz odłączyli się od prądu, więc nie ma tu już tego brudu z przesterów, którego nie brakowało na poprzedniej płycie „buch”, sprzed dwóch lat. Niby jest bluesowo. Ale to taki siarczysty blues, „waglewski”, czyli mocno gitarowy, z solidnym rockowym kopem. Stylistycznie to bardzo zwarty materiał, może nawet i trochę przez to monotonny. Bluesowe riffy, podążająca za nimi perkusja, czasami erupcje harmonijkowych solówek. Wyjątkowo przebojowy zestaw, którego słucha się zdecydowanie miło.



Zastanawiam się, co tu wyróżnić… i mam problem. Trochę te kawałki są takie same, zbudowane na podobnym patencie. Na pewno „kupuję” dwa pierwsze numery: „Iuvenes dum sumus” i „Kto zabił Jolantę Brzeską” – ten drugi utwór poświęcony jest tragicznej śmierci społecznej aktywistki z Warszawy, która została zamordowana i spalona. Kolejny „Nie lękajcie się” już wypada mniej porywająco. To samo z „Bez tytułu”. Jak ja nie lubię kawałków bez tytułu, przecież to takie marnotrawienie możliwości ukierunkowania myśli, interpretacji. Tym bardziej, że to nie insturmental.
Skok poziomu następuje szybko – rewolucyjna „zła moneta” ma wszystko, co trzeba, tekstowo i muzycznie (wytarty ten riff, ale i tak chwyta). W kawałku „Ci których nie widać”, następuje zmiana narracji - zamiast skupienia na rockowym ogniu, duet stawia na nastrój i brzmi w tym przekonująco. Jeszcze ciekawiej robi się w mrocznym „Zmierzchu”, z domieszką czerni Nicka Cave’a i tego miłego posmaku alternative country. Płytę zamyka wyjątkowo oszczędny „Patrz”, po którym można spojrzeć za siebie i stwierdzić, że szczegółem, który na tym materiale może męczyć, jest wciąż ta sama wokalna maniera Szczepana.
To nie jest płyta do odkrywania smaczków i szukania kolejnych den. Jeśli już, to warto wydłubywać spośród blues-rockowych hałasów intrygujące szczepanowe historie. Trochę muzycznie na jedno kopyto, ale jednak słucha się dobrze i pozostawia po sobie pozytywne wrażenie.
Płyta do pobrania na zasadzie "fair play".
Kopyt/Kowalski w sieci
rad
komentarze