Mieszanka jazzu, rocka i indie rocka ze stolicy.
Początki zespołu sięgają aż 2005 roku, ale dopiero w czerwcu tego roku Molo doczekali się premierowego albumu. Epka mieści sześć kawałków, w których grupa eksperymentuje z poszerzaniem jazzowej formuły.
Zdarza im się nagrać zupełnie na rockowo, choć raczej łagodnie. Tak jak w tytułowym numerze śpiewanym polsko-angielską mieszanką. I może już trzeba było zostać przy tym angielskim, bo niektóre fragmenty wzbudzają mieszane uczucia: „różowy bankomat zjadł ostatniego różowego motyla”. O co chodzi?
Ale sam utwór się broni przyjemnym nastrojem. W nieznacznie jazzującym, instrumentalnym „Kazimierzu” robi się jeszcze ciekawiej. Miła narracja gitary, stylowo sycząca perkusja i wreszcie śliczna trąbka świetnie budują klimat. Wydaje się, że właśnie w takich jazzujących kompozycjach ekipa Molo czuje się najlepiej.
„Dimitri” to utwór oparty na filmowym sampelku – fragmencie monologu z czarnej komedii „Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” z lat 60., który Molo oplata rockową i funkującą przygrywką. Co ciekawe, dołożono to tego motyw gitarowy z manaamowego „Kocham Cię kochanie moje”. Poskładane to wszystko do kupy, o dziwo brzmi razem elegancko.
Jak już weszliśmy w ich świat, dają nam kopa. „Following” to popowo-folkowa balladka. Niestety zupełnie blada i miałka. Nuda. Sorry panowie, ale jesteście skazani na jazz – ilustracyjnie brzmiący „Dong TV” to powrót na dobre tory. Jazzowe oczywiście. Wieńczący album „Rio” to także jazz, choć bardziej na post-rockowo, z użyciem fajnego „no quarterowego” efektu.
Ogólnie jest dobrze, choć nie ma tu jakichś powalających kompozycji. Za to jest niemało ciekawej zabawy z elementami okołojazzowymi. I to gra. I tego się warto trzymać, bo postawienie na popowe rzeczy skończy się utonięciem w morzu podobnych.
moloband.bandcamp.com/
Molo w sieci
rad
Początki zespołu sięgają aż 2005 roku, ale dopiero w czerwcu tego roku Molo doczekali się premierowego albumu. Epka mieści sześć kawałków, w których grupa eksperymentuje z poszerzaniem jazzowej formuły.
Zdarza im się nagrać zupełnie na rockowo, choć raczej łagodnie. Tak jak w tytułowym numerze śpiewanym polsko-angielską mieszanką. I może już trzeba było zostać przy tym angielskim, bo niektóre fragmenty wzbudzają mieszane uczucia: „różowy bankomat zjadł ostatniego różowego motyla”. O co chodzi?
Ale sam utwór się broni przyjemnym nastrojem. W nieznacznie jazzującym, instrumentalnym „Kazimierzu” robi się jeszcze ciekawiej. Miła narracja gitary, stylowo sycząca perkusja i wreszcie śliczna trąbka świetnie budują klimat. Wydaje się, że właśnie w takich jazzujących kompozycjach ekipa Molo czuje się najlepiej.
„Dimitri” to utwór oparty na filmowym sampelku – fragmencie monologu z czarnej komedii „Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” z lat 60., który Molo oplata rockową i funkującą przygrywką. Co ciekawe, dołożono to tego motyw gitarowy z manaamowego „Kocham Cię kochanie moje”. Poskładane to wszystko do kupy, o dziwo brzmi razem elegancko.
Jak już weszliśmy w ich świat, dają nam kopa. „Following” to popowo-folkowa balladka. Niestety zupełnie blada i miałka. Nuda. Sorry panowie, ale jesteście skazani na jazz – ilustracyjnie brzmiący „Dong TV” to powrót na dobre tory. Jazzowe oczywiście. Wieńczący album „Rio” to także jazz, choć bardziej na post-rockowo, z użyciem fajnego „no quarterowego” efektu.
Ogólnie jest dobrze, choć nie ma tu jakichś powalających kompozycji. Za to jest niemało ciekawej zabawy z elementami okołojazzowymi. I to gra. I tego się warto trzymać, bo postawienie na popowe rzeczy skończy się utonięciem w morzu podobnych.
moloband.bandcamp.com/
Molo w sieci
rad
komentarze