sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

Po swojemu…czyli rzecz o języku w muzyce

1 03-09-2013 11:04

Zastanawialiście się dlaczego tak wiele polskich zespołów śpiewa po angielsku? Ja też... Poniżej garść rozważań dotyczących tego tematu.


Na ostatniej śląskiej składance polskich tekstów trzeba szukać ze świeczką
"Mieszkał kiedyś w Warszawie pewien żydowski poeta. Przez zaprzyjaźnionych z nim literatów był on uważany za dobrego poetę - ale pisał w języku jidisz. I pisał wspaniałe wiersze o tym mieście i o wsiach, o krajobrazach wokół Warszawy. Jego przyjaciele powtarzali mu: - Jesteś znakomitym poetą, piszesz o Wiśle, o Warszawie - dlaczego nie po polsku? Odpowiedział: - Cóż mogę poradzić na to, że Wisła mówi do mnie w jidisz? A ja powiadam: - Jak mam zaradzić temu, że Wisła mówi do mnie po angielsku?" (Leonard Cohen)

Słucham najnowszej płyty Trupy Trupa. Rzecz świetna. Dawno nie słyszałem rodzimej grupy, która prezentowałaby tak nowatorskie i oryginalne podejście do psychodelicznej tradycji rocka. Nie o muzyce trójmiejskiego zespołu chciałem jednak pisać, a o sprawie, która w trakcie słuchania płyty, powracała do mnie raz za razem.

Od kiedy bardziej świadomie zacząłem interesować się muzyką, zawsze miało dla mnie znaczenie nie tylko jak, ale i co, ktoś chce mi przekazać. Były to czasy gruntownych przemian zarówno politycznych jak i społecznych czy kulturowych. Muzyka rockowa na tyle często zaczęła gościć w masowych mediach, że słowo „alternatywa” w odniesieniu do niej straciło swoje znaczenie. Również teksty rodzimych wykonawców – mimo, że nie znaczyły już tyle co parę lat wcześniej – w dalszym ciągu miały swoją wagę.

Bardzo szybko okazało się jednak, że świeże powietrze i nadmiar słońca nie wszystkim wychodzi na zdrowie. Zaczęło się – trwające zresztą do dziś – zbiorowe leczenie kompleksów i udowadnianie wszystkim wokół jacy to jesteśmy światowi. Jednym z punktów tej terapii było dystansowanie się (czy wręcz odcięcie) od własnej kultury. Również język, jako owej kultury bardzo istotny element, powoli zostawał wypierany z przestrzeni publicznej i medialnej. Na ulicach zaczęły pojawiać się shopy, puby i markety, zaś w eterze – prywatne stacje radiowe. A w nich muzyka. Coraz bardziej nastawiona na zysk i coraz mniej mająca do przekazania. Coraz więcej polskich wykonawców zaczynało śpiewać po angielsku.

Z tamtego okresu pamiętam teksty w stylu: „angielski jest językiem rocka” czy „musimy trzymać się jak najbliżej oryginału” itp. Pamiętam zespół Incrowd, którego członkowie żywili tak patologiczną odrazę do języka polskiego, że nie poprzestali tylko na okraszeniu swojej wtórnej muzyki angielskimi tekstami. Pod autorstwem płyty podpisali się jedynie nazwiskami gdyż...wstydzili się swoich słowiańskich imion. Tym właśnie Incrowd zapisał się w historii polskiej muzyki. I tylko tym.

Nie można jednak zwalić wszystkiego na monstrualne kompleksy. Gdy zapytamy naszego muzyka, dlaczego śpiewa po angielsku, możemy usłyszeć w odpowiedzi, iż powodem jest chęć dotarcia do zachodniego słuchacza. W świetle tak postawionej sprawy, polski odbiorca jawi się jako postać drugoplanowa. I po prawdzie tak jest. Dobrą znajomość anglika, deklaruje w sondażach 1/3 Polaków. Znając jednak wiarygodność podobnych badań można spokojnie przyjąć, że ułamek ten w rzeczywistości wygląda jeszcze marniej.

Ale wróćmy do „zachodniego słuchacza”. Ambicję zaistnienia w jego świadomości wykazywały w latach osiemdziesiątych nasze ówczesne rockowe tuzy, że wspomnę tylko TSA, Republikę czy Lady Pank. Grupy te nagrały albumy, zawierające anglojęzyczne wersje swoich utworów, z nadzieją wypłynięcia na szerokie wody. Brytole jednak na kolana nie padli. Z prostych przyczyn. To co stanowiło nowość tutaj, tam zaczynało się przejada, to co tutaj uchodziło za odkrywcze, tam było chlebem powszednim. Dla zachodnich rockfanów polskie propozycje wyróżniały się głównie pokiereszowaną angielszczyzną. Dużo większe uznanie zdobywali natomiast w tamtym okresie przedstawiciele Neue Deutsche Welle czy nieco wcześniej – żeby nie wyjeżdżać dalej za granicę – czechosłowacki Plastic People Of The Universe. Im język Szekspira nie był zbytnio potrzebny. Posługiwali się własnym i to w bardzo dużym stopniu znaczyło o ich odmienności i oryginalności. Opowiadali o sobie i świecie PO SWOJEMU i tym właśnie zwrócili na siebie uwagę również anglosaskiej publiczności. Do dziś pod tym względem niewiele się zmieniło. Śpiewanie po angielsku, jako klucz do sukcesu, można więc spokojnie wsadzić między bajki, w buty czy gdzie kto chce.

Bardziej wiarygodna wydaje mi się inna przyczyna, dla której nasi wykonawcy porzucają własną mowę na rzecz cudzej. Angielski to język samogłoskowy. Słowa są tu krótsze, łatwiej dopasować je do melodii czy rytmu. Ale jednocześnie język ten nie posiada tylu odcieni znaczeniowych. Nie ma w nim wielu zdrobnień, tak charakterystycznych dla języków słowiańskich. I tu dochodzimy do sedna. Sztuka jest nośnikiem emocji. A ich odzwierciedleniem – podobnie jak światopoglądu czy postawy życiowej – jest właśnie język. Stwierdzenia w typie: „ten nonsens mnie zbudował” czy „to jest moje miejsce” nie są jedynie samą informacją. Redukując przenoszone przez język całe bogactwo znaczeń, zubażamy się jednocześnie wewnętrznie. Polski artysta śpiewając po angielsku pozbawia się – świadomie lub nie – bardzo istotnej części swojej kultury i tradycji. Porzuca swój niepowtarzalny typ narracji wewnętrznej na rzecz obcego. Nie przypadkowo kilka zdań wstecz przywołałem fragmenty naszych tekstów hip-hopowych. To właśnie ta muzyka jest dziś głosem młodego pokolenia, a głównym tego powodem jest fakt, że rodzime składy rapowe niemal w stu procentach posługują się językiem polskim. Raz lepiej, raz gorzej to wprawdzie wychodzi, ale w ich produkcjach możemy znaleźć i zabawy lingwistyczne, i dosadny przekaz, i po prostu poezję.

Jest jeszcze jeden powód śpiewania po angielsku, choć chyba nikt się do niego nie przyzna. Po prostu „piosenka musi posiadać tekst”. No i posiada. Dotyczy to głównie wykonawców, którymi ponapychane są stacje radiowe i telewizje muzyczne. Chociaż właściwie i w tym przypadku wolałbym, żeby przekaz docierał do mnie po polsku. Wiem, że z pewnością nie to jest celem tych tekstów, ale naprawdę przysparzają mi one czasami kupę radochy.



Znowu słucham najnowszej płyty Trupy Trupa. I myślę sobie, ile ta muzyka zyskałaby, gdyby Grzegorz Kwiatkowski śpiewał WŁASNE teksty we WŁASNYM języku. I podobne mam odczucia, gdy z głośników leci Plum czy Enchantia. Ja naprawdę nie mam alergii na angielski. Wolałbym jednak, żeby ktoś, kto żyje tutaj - tak jak ja – od urodzenia, przekazywał mi to, co ma do powiedzenia mową, którą przekazać to jest najprościej. A wtedy również mi łatwiej będzie zrozumieć, nie tylko to o czym śpiewa, ale też co czuje, myśli i wie.

Senior Cartero

tagi:
komentarze
jednak odnoszę wrażenie, że trochę tą alergią zalatuje.
swiernal
04-09-2013 00:21:47