Dźwięczny i wdzięczny tytuł „Guma i Gówno”. Na okładce widnieje gumowa pałka, gówna natomiast brak. O czym mowa? Oczywiście o drugiej w tym roku EPce zbuntowanej kapeli podwórkowej rodem z międzywojennego Krakowa – kapeli Hańba.
Bez cienia wątpliwości mamy tu do czynienia z muzyką buńczuczną, może nawet wywrotową, w kwestiach formy zabrakło jednak jakiejkolwiek rewolucji: panowie z Hańby nadal w swojej twórczości łączą miejski folk sprzed wielu lat z punkowym buntem i pazurem. Wtórność jest tu jednak cnotą, wszak równie krótki (bo tak samo zawierający sześć utworów) debiut pozostawiał niedosyt i zaostrzał apetyt na kolejną porcję grania wyciągniętego z ulic i podwórek II Rzeczpospolitej polanego antysystemowym sosem.
„Gumy i Gówna” słucha się jeszcze przyjemniej, niż „Figi z makiem”. Piosenki z najnowszego wydawnictwa jeszcze mocniej wpadają w ucho i zapętlają się w głowie; są bardziej „singlowe”, o ile coś takiego wolno powiedzieć o tak niszowej i nieradiowej twórczości. Jest rytmicznie, miejscami marszowo, uroczo niestarannie, bez zadęcia i próby wynalezienia koła od nowa.
W warstwie tekstowej Hańba zdecydowała się na – jak się to teraz nowomodnie i z angielska mówi – outsourcing. Krok słuszny, wszak któż lepiej mógł oddać niepokoje międzywojennej Polski niż poeci z epoki? Krakowianie sięgnęli więc po teksty takiego klasyka jak Julian Tuwim (artysty o wielu obliczach i piórze ostrym jak żądło), ale też twórców znacznie gorzej pamiętanych – by nie rzec wcale – jak Tadeusz Hollender i Henryk Zbierzchowski.
Zawartość EPki będzie dobrze znana każdemu, kto miał przyjemność pojawiać się na koncertach Hańby! Pamiętam, jak raz podczas takiego przyjemnego wieczoru dokonałem niepokojącej obserwacji dwóch panów, których komentarze wskazywały na bardzo dosłowne odczytanie słów „Narodowców”. Cóż, detektor ironii czasem się co poniektórym zawiesza, zaś ironia tutaj, choć przecież wiekowa, to zupełnie niezwietrzała i do bólu aktualna. Jak w wypadku debiutu, tak i tutaj Hańba! ukazuje, jak w pewnych kwestiach niewiele się zmieniło od lat dwudziestych czy trzydziestych w naszym kraju. Historia kołem się toczy, nihil novi sub sole… ale to nie miejsce na takie rozważania.
Hańbie należy pogratulować konsekwencji w pomyśle na siebie i doboru poruszanej tematyki oraz życzyć nieco większej popularności i zauważalności, nie tylko przy okazji obchodów Roku Tuwima. Kto do owych gratulacji i życzeń pragnie się dołączyć niech się śmiało dołącza, a ja w tym czasie – jak przy okazji recenzji „ Figi z makiem” – wzniosę wiadomy okrzyk.
A zatem: Hańba!
Całość do odsłuchania i ściągnięcia za darmo TUTAJ.
Hańba w sieci
Rafał Sowiński
Bez cienia wątpliwości mamy tu do czynienia z muzyką buńczuczną, może nawet wywrotową, w kwestiach formy zabrakło jednak jakiejkolwiek rewolucji: panowie z Hańby nadal w swojej twórczości łączą miejski folk sprzed wielu lat z punkowym buntem i pazurem. Wtórność jest tu jednak cnotą, wszak równie krótki (bo tak samo zawierający sześć utworów) debiut pozostawiał niedosyt i zaostrzał apetyt na kolejną porcję grania wyciągniętego z ulic i podwórek II Rzeczpospolitej polanego antysystemowym sosem.
„Gumy i Gówna” słucha się jeszcze przyjemniej, niż „Figi z makiem”. Piosenki z najnowszego wydawnictwa jeszcze mocniej wpadają w ucho i zapętlają się w głowie; są bardziej „singlowe”, o ile coś takiego wolno powiedzieć o tak niszowej i nieradiowej twórczości. Jest rytmicznie, miejscami marszowo, uroczo niestarannie, bez zadęcia i próby wynalezienia koła od nowa.
W warstwie tekstowej Hańba zdecydowała się na – jak się to teraz nowomodnie i z angielska mówi – outsourcing. Krok słuszny, wszak któż lepiej mógł oddać niepokoje międzywojennej Polski niż poeci z epoki? Krakowianie sięgnęli więc po teksty takiego klasyka jak Julian Tuwim (artysty o wielu obliczach i piórze ostrym jak żądło), ale też twórców znacznie gorzej pamiętanych – by nie rzec wcale – jak Tadeusz Hollender i Henryk Zbierzchowski.
Zawartość EPki będzie dobrze znana każdemu, kto miał przyjemność pojawiać się na koncertach Hańby! Pamiętam, jak raz podczas takiego przyjemnego wieczoru dokonałem niepokojącej obserwacji dwóch panów, których komentarze wskazywały na bardzo dosłowne odczytanie słów „Narodowców”. Cóż, detektor ironii czasem się co poniektórym zawiesza, zaś ironia tutaj, choć przecież wiekowa, to zupełnie niezwietrzała i do bólu aktualna. Jak w wypadku debiutu, tak i tutaj Hańba! ukazuje, jak w pewnych kwestiach niewiele się zmieniło od lat dwudziestych czy trzydziestych w naszym kraju. Historia kołem się toczy, nihil novi sub sole… ale to nie miejsce na takie rozważania.
Hańbie należy pogratulować konsekwencji w pomyśle na siebie i doboru poruszanej tematyki oraz życzyć nieco większej popularności i zauważalności, nie tylko przy okazji obchodów Roku Tuwima. Kto do owych gratulacji i życzeń pragnie się dołączyć niech się śmiało dołącza, a ja w tym czasie – jak przy okazji recenzji „ Figi z makiem” – wzniosę wiadomy okrzyk.
A zatem: Hańba!
Całość do odsłuchania i ściągnięcia za darmo TUTAJ.
Hańba w sieci
Rafał Sowiński
komentarze