sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

KINKI – „El Museo De Las Momias”

0 02-10-2013 14:50

Przedstawiamy debiutancką epkę elektro-jazz-rockowego kwartetu z Gdyni. Zapamiętajcie tę nazwę – KINKI, bo z tytułem może być trochę trudniej…

Historia z tytułem jest całkiem ciekawa. Otóż zespół zbiera sporo fanów… w Meksyku. Zapewne znalazł się jakiś zapaleniec-fascynat, co wynalazł nieznaną, młodą kapelę gdzieś z odległej, zimnej części Europy i „sprzedał” pobratymcom. Hiszpańskojęzyczny tytuł („Muzeum Mumii”?) to ukłon w stronę fanów z drugiego końca świata…

Ale przejdźmy już do epki, bo jest o czym pisać. Cztery utwory. Po kolei…

„Styka” zaczyna się od niewinnej przygrywki na puzonie. Już za chwilę przygniata nas ciężkie rockowe uderzenie. Połamany rytm na perkusji sprawia, że progresywny klimat miesza się z jazzującym dęciakiem, a momenty improwizacji przechodzą w motoryczny łomot. Psychodeliczne i wyśmienicie kwaśne.

„Nalot Lufthansy” zgodnie z tytułem to rzecz nielekka (mimo znowu mylącego początku). W tle groźnie warczy kontrabas, gitara jęczy rockowo, w hałas wbijają się elektroniczne brudy, a Piotrek Dunajski obsługujący puzon pokazuje nam całą paletę dźwięków, jakie można wyczarować z tego instrumentu. Wyjść z podziwu nie mogę, ile da się z niego wykrzesać, bo chwilami brzmi, jakby w grupie była cała sekcja dęta. „Volvo z hakiem” ma bardziej jazzowy posmak, choć gitarowa zagrywka wprowadza tam sporo hałaśliwego bałaganu, podobnie jak wariujący puzon.


Ostatnim w zestawie jest „Pyrolisa”. To łupiący po uszach kontrabas i znowu rozrabiająca gitara, która noise’owo-improwizowane fragmenty przelata z zapętlonymi motywami. Kompletnie pokręcony kawałek, który gdzieś w połowie traci regularność i wpada w ostre noise’y, które mogą być dla mniej odpornego słuchacza problemem. Lecz przyznam, że ja znajduję przyjemność od początku do końca - i to jeśli chodzi o ten utwór, jak i całą płytę.

„El Museo De Las Momias” to kawał bezkompromisowego grania, mocnego, pełnego świeżości, polotu i energii. Są smaczki dla miłośników jazzu, yassu, king-crimzonowych wykrętasów i mnóstwo dobrego dla lubiących hałas oraz śmiałe łamanie metrum. Przez te trochę ponad 20 minut – mimo, że to instrumentalne granie – nie ma szans uświadczyć nudy.

Świetne, świetne, świetne!



KiINKI w sieci

rad


tagi: jazz (92)  kinki (4)  polskie (886)  recenzje (806)  rock (485) 
komentarze