Legenda polskiej sceny metalowej powraca z nową płytą.
Armagedon to zespół, który na krajowym death metalowym rynku ma pozycję szczególną. O takich formacjach zwykło się pisać jako o legendach polskiej sceny. „Thanatology" to trzeci album studyjny tej grupy (drugi po reaktywacji), potwierdzający, że panowie mają jeszcze trochę niezłych pomysłów na granie w gatunku, w którym niemalże wszystko zostało już powiedziane.
Autorem niemal całej muzyki na krążku jest gitarzysta Krizz, a teksty napisał po angielsku i zaśpiewał Slavo. Jedynie w utworze pierwszym („Helix”) wtrącił kilka wersów po polsku, chcąc chyba jakoś ten numer wyróżnić spośród pozostałych. Być może tzw. ortodoksyjnych fanów zmyli nieco wstęp do tego wydawnictwa. „Intro (Soma)” wyprodukowane przez dwóch muzyków grupy Soma White to taki elektroniczny starter, który niejako pokazuje, że zespół mimo wierności tradycyjnym, ekstremalnym wzorcom, którym jest wierny, nie zawęża swych zainteresowań jedynie do kanonu gatunku.
Death metalowe audytorium znajdzie jednak na płycie to czego oczekiwało zawsze od Armagedona. Dominuje tu bezkompromisowe gitarowe mięso, przyprawione perkusyjnymi pociskami, czyli konkretny, intensywny przekaz, przywodzący na myśl stylistyczne pokrewieństwo z takimi zespołami jak Lost Soul czy Vader. Zresztą Pająk (gitarzysta tej ostatniej grupy) gościnnie pojawia się w trzech utworach, a w chórkach do jednego z najlepszych numerów na albumie „Black Seed” udziela się inny znany muzyk - Cezar z Christ Agony.
„Thanatology” to 35 minut muzyki. Może dla niektórych fanów to trochę za mało jak na cztery lata oczekiwania (poprzedni album „Death Zthen Nothing” ukazał się w 2009 roku), ale mnie akurat taka dawka dźwięków jaką zaaplikował nam Armagedon satysfakcjonuje. Zespół nie tworzy bowiem kompozycji jakoś nadmiernie rozbudowanych. Instrumentaliści podporządkowali swe partie uzyskaniu efektu dosadnej zwięzłości. Takie np. utwory jak „Cemeteries” czy „Corridor” to czyste, szybkie uderzenia, bez zbędnego kombinowania i jakichś udziwnień czy ozdobników. Armagedon tworzy bowiem w studiu z reguły takie utwory, które później bez większych zabiegów, może wykonywać na żywo. Sądzę więc, że podczas trasy promującej to nowe dzieło, usłyszymy większość tego materiału na żywo.
Armagedon w sieci
Armagedon to zespół, który na krajowym death metalowym rynku ma pozycję szczególną. O takich formacjach zwykło się pisać jako o legendach polskiej sceny. „Thanatology" to trzeci album studyjny tej grupy (drugi po reaktywacji), potwierdzający, że panowie mają jeszcze trochę niezłych pomysłów na granie w gatunku, w którym niemalże wszystko zostało już powiedziane.
Autorem niemal całej muzyki na krążku jest gitarzysta Krizz, a teksty napisał po angielsku i zaśpiewał Slavo. Jedynie w utworze pierwszym („Helix”) wtrącił kilka wersów po polsku, chcąc chyba jakoś ten numer wyróżnić spośród pozostałych. Być może tzw. ortodoksyjnych fanów zmyli nieco wstęp do tego wydawnictwa. „Intro (Soma)” wyprodukowane przez dwóch muzyków grupy Soma White to taki elektroniczny starter, który niejako pokazuje, że zespół mimo wierności tradycyjnym, ekstremalnym wzorcom, którym jest wierny, nie zawęża swych zainteresowań jedynie do kanonu gatunku.
Death metalowe audytorium znajdzie jednak na płycie to czego oczekiwało zawsze od Armagedona. Dominuje tu bezkompromisowe gitarowe mięso, przyprawione perkusyjnymi pociskami, czyli konkretny, intensywny przekaz, przywodzący na myśl stylistyczne pokrewieństwo z takimi zespołami jak Lost Soul czy Vader. Zresztą Pająk (gitarzysta tej ostatniej grupy) gościnnie pojawia się w trzech utworach, a w chórkach do jednego z najlepszych numerów na albumie „Black Seed” udziela się inny znany muzyk - Cezar z Christ Agony.
„Thanatology” to 35 minut muzyki. Może dla niektórych fanów to trochę za mało jak na cztery lata oczekiwania (poprzedni album „Death Zthen Nothing” ukazał się w 2009 roku), ale mnie akurat taka dawka dźwięków jaką zaaplikował nam Armagedon satysfakcjonuje. Zespół nie tworzy bowiem kompozycji jakoś nadmiernie rozbudowanych. Instrumentaliści podporządkowali swe partie uzyskaniu efektu dosadnej zwięzłości. Takie np. utwory jak „Cemeteries” czy „Corridor” to czyste, szybkie uderzenia, bez zbędnego kombinowania i jakichś udziwnień czy ozdobników. Armagedon tworzy bowiem w studiu z reguły takie utwory, które później bez większych zabiegów, może wykonywać na żywo. Sądzę więc, że podczas trasy promującej to nowe dzieło, usłyszymy większość tego materiału na żywo.
Armagedon w sieci
komentarze