Zimna fala ciągle żywa.
Trio z Bartoszyc (okolice Obwodu Kaliningradzkiego) przywołuje swoją drugą już płytą ducha twórczości polskiej nowej fali lat ’80, z Variete na czele.
Nowe wydawnictwo (nie takie nowe bo z lata 2013), zatytułowane „KNOT” to dzieło nietypowe. Album podzielony jest na cztery utwory, każdy o tytule „KNOT”, każdy trwający dokładnie 10 minut – co do sekundy. To dobrze oddaje charakter tego wydawnictwa.
Psychodeliczna atmosfera, transowa praca sekcji rytmicznej, oszczędna lub rzężąca w tle gitara oraz miarowe i jednorodne deklamowanie pesymistycznych tekstów sprawiają, że utwory mogą płynąć właściwie w nieskończoność. Zresztą odnosi się wrażenie, że wszystkie cztery „KNOTY” mogłyby spokojnie kończyć się znacznie wcześniej – za mało się tam dzieje, by na 10 minut utrzymać uwagę słuchacza na wysokim poziomie. Kompozycje rozwijają się w iście żółwim tempie. Na plus zdecydowanie można zaliczyć z rzadka pojawiające się urozmaicenia mrocznego transu – w „KNOT 1” to dron brzmiący jak dęciak przepuszczony przez efekt, a w „KNOT 2” to już „żywy” saksofon, na którym zagrał gościnnie Jacek Walesiak. Oba te elementy dodają pełnym marazmu utworom wątku improwizacyjnego (zwłaszcza końcówka KNOTA nr 2 – najlepszy moment na płycie). Jestem pewien, że gdyby takimi chwytami panowie z Józefa by nas częściej traktowali, to całość nabrałaby życia. Choć przecież ma to być odczłowieczone, surowe, industrialne i zimne – pod tym względem wszystko się zgadza.
„KNOT”, choć nie pozbawiony mankamentów, knotem bynajmniej nie jest. Jego mocną stroną jest głębokie i depresyjne brzmienie zespołu oraz dobrze sprawdzające się w tej konwencji teksty, będące właściwie co chwilę powracającymi obrazami. Miło wiedzieć, że takie mało popularne w dzisiejszych czasach granie wciąż się tli i że obecny stan nie kończy się na Wieżach Fabryk czy wspomnianym już Variete.
Józef Ost w sieci
Trio z Bartoszyc (okolice Obwodu Kaliningradzkiego) przywołuje swoją drugą już płytą ducha twórczości polskiej nowej fali lat ’80, z Variete na czele.
Nowe wydawnictwo (nie takie nowe bo z lata 2013), zatytułowane „KNOT” to dzieło nietypowe. Album podzielony jest na cztery utwory, każdy o tytule „KNOT”, każdy trwający dokładnie 10 minut – co do sekundy. To dobrze oddaje charakter tego wydawnictwa.
Psychodeliczna atmosfera, transowa praca sekcji rytmicznej, oszczędna lub rzężąca w tle gitara oraz miarowe i jednorodne deklamowanie pesymistycznych tekstów sprawiają, że utwory mogą płynąć właściwie w nieskończoność. Zresztą odnosi się wrażenie, że wszystkie cztery „KNOTY” mogłyby spokojnie kończyć się znacznie wcześniej – za mało się tam dzieje, by na 10 minut utrzymać uwagę słuchacza na wysokim poziomie. Kompozycje rozwijają się w iście żółwim tempie. Na plus zdecydowanie można zaliczyć z rzadka pojawiające się urozmaicenia mrocznego transu – w „KNOT 1” to dron brzmiący jak dęciak przepuszczony przez efekt, a w „KNOT 2” to już „żywy” saksofon, na którym zagrał gościnnie Jacek Walesiak. Oba te elementy dodają pełnym marazmu utworom wątku improwizacyjnego (zwłaszcza końcówka KNOTA nr 2 – najlepszy moment na płycie). Jestem pewien, że gdyby takimi chwytami panowie z Józefa by nas częściej traktowali, to całość nabrałaby życia. Choć przecież ma to być odczłowieczone, surowe, industrialne i zimne – pod tym względem wszystko się zgadza.



„KNOT”, choć nie pozbawiony mankamentów, knotem bynajmniej nie jest. Jego mocną stroną jest głębokie i depresyjne brzmienie zespołu oraz dobrze sprawdzające się w tej konwencji teksty, będące właściwie co chwilę powracającymi obrazami. Miło wiedzieć, że takie mało popularne w dzisiejszych czasach granie wciąż się tli i że obecny stan nie kończy się na Wieżach Fabryk czy wspomnianym już Variete.
Józef Ost w sieci
komentarze