Dziś o debiutanckiej epce młodego zespołu z Łodzi.
Wbrew tytułowi debiutancka epka łódzkiej formacji Sjón to nie są nojzy, lecz wysmakowany rock (a właściwie post-), powiązany z elektroniką.
W zasadzie to superkrótki materiał – dwa kawałki z dwoma remiksami. Epkę otwiera „Forest”. Zaczyna się od świetnego basowego intro, do którego dołącza całe instrumentarium z nerwowo chodzącą perkusją na czele. Za chwilę kawałek nabiera wielki haust przestrzeni dzięki elektronicznym efektom i gitarze. Im bliżej jego końca tym bardziej dominuje perkusja, ale wciąż o sobie dają znać wiejące chłodem dźwięki pianina. Doprawdy utwór ten ma niebywały „flow” – płynie od pierwszej do ostatniej sekundy i śmiało mogę napisać, że jest jednym z najlepszych polskich kawałków 2013 roku (wyszedł z klipem w lutym 2013).
„1000 miles” zaczyna się z kolei dźwiękami jakby z pozytywki. Na tym budowana jest dramaturgia kompozycji, do momentu aż wybucha ociężałym bitem i rozmytym wokalem, pośród wirujących efektów. Robi się psychodelicznie, co podkreślane jest jeszcze gitarowym hałasem. Również znakomity numer.
W remiksach całkiem ciekawie: „Forest” zyskał niespokojny elektroniczny puls, a „1000 miles” został przemieniony w kraftwerkowe odjazdy syntezatorów.
W skrócie – jeśli Sjón utrzyma poziom swojej debiutanckiej płyty na poziomie dwóch kawałków z tej epki, to szykuje nam się mocny kandydat do odkrycia roku. A co ciekawe, „NOJS” ukazał się na białym winylu.
Sjón w sieci
Wbrew tytułowi debiutancka epka łódzkiej formacji Sjón to nie są nojzy, lecz wysmakowany rock (a właściwie post-), powiązany z elektroniką.
W zasadzie to superkrótki materiał – dwa kawałki z dwoma remiksami. Epkę otwiera „Forest”. Zaczyna się od świetnego basowego intro, do którego dołącza całe instrumentarium z nerwowo chodzącą perkusją na czele. Za chwilę kawałek nabiera wielki haust przestrzeni dzięki elektronicznym efektom i gitarze. Im bliżej jego końca tym bardziej dominuje perkusja, ale wciąż o sobie dają znać wiejące chłodem dźwięki pianina. Doprawdy utwór ten ma niebywały „flow” – płynie od pierwszej do ostatniej sekundy i śmiało mogę napisać, że jest jednym z najlepszych polskich kawałków 2013 roku (wyszedł z klipem w lutym 2013).
„1000 miles” zaczyna się z kolei dźwiękami jakby z pozytywki. Na tym budowana jest dramaturgia kompozycji, do momentu aż wybucha ociężałym bitem i rozmytym wokalem, pośród wirujących efektów. Robi się psychodelicznie, co podkreślane jest jeszcze gitarowym hałasem. Również znakomity numer.
W remiksach całkiem ciekawie: „Forest” zyskał niespokojny elektroniczny puls, a „1000 miles” został przemieniony w kraftwerkowe odjazdy syntezatorów.
W skrócie – jeśli Sjón utrzyma poziom swojej debiutanckiej płyty na poziomie dwóch kawałków z tej epki, to szykuje nam się mocny kandydat do odkrycia roku. A co ciekawe, „NOJS” ukazał się na białym winylu.
Sjón w sieci
komentarze