sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

The Saturday Tea – „Shindig”

0 13-02-2014 14:43

Cicho o nich było przez dwa lata. Aż tu nagle zaskoczyli swoim pierwszym longplayem. Debiut The Saturday Tea śmiało włączamy w naszą kampanię informacyjną pod hasłem: rock nad Wisłą ma się dobrze.

Ostatnio pisaliśmy o nich kawał czasu temu, w maju 2012 recenzowaliśmy ich bardzo dobrą epkę „This Is Over”. Przyszła w końcu chwila i na debiut z długogrającym krążkiem, wydanym przez Bad Indian Recordings (tak tak, dokładnie dziś).

Krótki materiał sprzed 2 lat zwiastował, że w Wawie mamy kolejny ciekawy gitarowy projekt. „Shindig” potwierdza to w pełni i udowadnia, że The Saturday Tea mogą aspirować do rockowej czołówki (nie już tak bardzo) młodych bandów.

Brzmią jak rockowcy w krawatach. Niby brzmią brudno, jest przester, trochę punkowego kopa i stonerowej motoryki, ale stronią od brutalnych brzmień czy ostrych wokali. Nie odkręcają kurków z mocą na maksa. I dobrze, bo mają do zaoferowania coś więcej niż gitarowy jazgot. Mianowicie fajne, pełne luzu piosenki, z niedbałym, ale jakże pasującym wokalem. Spotkamy tam wpływy z różnych stron rockowej krainy, do Queen of the Stone Age i The White Stripes po The Beatles. Zwłaszcza The White Stripes jest tu ściganym wzorem (posłuchajcie świetnego „Don’t Look Back” i chyba jeszcze lepszego „4 AM)” - zespół, którego pomysł na muzykę stał się prawdziwą modą, również w Polsce (żeby tylko wspomnieć Bulbwires, Cinemon czy nadchodzącą płytę Wild Books).


Już otwierające album, zblazowane „Walking Dead” z big bitowymi chórkami musi się podobać. Dostajemy też motorycznego rockendrola z elementami surf rocka („Holes in Black Road”), brudnego i psychodelicznego post-bluesa (odpowiednio „Lonesome and Disturbed” i „Albino”) czy wreszcie zmęczonego rocka w stylu Trupy Trupa („Exept For You”).

O tym, że The Saturday Tea nie idą w hałas, niech świadczą przegadane przy cichym podkładzie „Far From OK” i „The Word”. Gdyby z takich piosenek składała się cała płyta to byśmy posnęli, ale w sąsiedztwie takich zadziorów jak „If My Dreams Come True”, dają tylko chwilę przyjemnego wytchnienia.

Materiał brzmi znakomicie - brudno i świeżo. Debiut The Saturday Tea jak najbardziej spełnia oczekiwania i udanie koresponduje z tytułem, gwarantując całkiem niezłą zabawę. I jeśli macie – zupełnie wbrew rozsądkowi – jeszcze jakieś wątpliwości co do kondycji rokendrola nad Wisłą, sięgnijcie po „Shindig”… i zamilczcie.



The Saturday Tea w sieci

rad


tagi: polskie (886)  recenzje (806)  rock (485)  the_saturday_tea (2) 
komentarze