Swoją drugą płytą Klezmafour idzie ostro w górę, nie oglądając się na żadne gatunkowe bariery.
Mamy się czym w świecie pochwalić, jeśli chodzi o klezmerskie granie. Muzykę takich zespołów jak Bester Quartet czy Kroke, znają miłośnicy koszernych klimatów pod każdą długością i szerokością geograficzną. Swoje wyjątkowe uznanie, nasze grupy zawdzięczają głównie otwartemu podejściu do konwencji, poszerzaniu tradycyjnego języka o nowe, często zaskakujące formy wypowiedzi. Podobną drogą podąża również Klezmafour. Co ciekawe, w przypadku tej formacji, najpierw były zagraniczne koncerty i sukcesy, potem dopiero płytowy debiut. Wydany w 2011 roku „5th Element”, to rewelacyjna, żywiołowa mieszanka różnych stylistyk z klezmerską nutą na czele. A całkiem niedawno, światło dzienne ujrzał drugi album kwintetu „W górę!”.
Co znajdziemy na tym krążku? Przednio przyrządzoną miksturę, podobną do tej, którą znamy z debiutu. Różnice są takie, że więcej na najnowszym albumie elektroniki. No i pojawia się śpiew - za mikrofon chwycił skrzypek orkiestry, Andrzej Czapliński. Większość z zawartych tu dwunastu utworów kipi szaloną energią i oryginalnymi pomysłami, bardzo udanie łącząc muzykę wywodzącą się z różnorodnych tradycji, z nowoczesnym brzmieniem. Utwór tytułowy to skoczne raggamuffin zapodane po żydowsku. Po nim słyszymy bhangrę pożenioną z pulsującym rytmem tureckiej metropolii. „The Temple” przywołuje ducha słynnego, pionierskiego albumu „My Life in the Bush of Ghosts” duetu Eno/Byrne. Na płycie znajdziemy również urokliwą, hinduską miniaturę („Namaste”), obrazek z arabskiego Bliskiego Wschodu („Nomad”), oraz hipnotyczne reggae przeradzające się w dziki, ekstatyczny taniec („Balkan Dub”). Do tego dodajmy rockowy drive i szczyptę jazzu; połamaną, bałkańską rytmikę i technoidalny trans. A klamrą spinającą całe to szaleństwo, jest oczywiście muzyka klezmerska.
„W górę!” to płyta przy której nie sposób się nudzić. Ciężko się od niej oderwać, ciężko przy niej w ogóle usiedzieć. Energia bijąca z tej muzyki po prostu wyrywa z fotela. Na dodatek wszystko połączono ze sobą i zagrano w sposób perfekcyjny, harmonijny, z przymrużeniem oka, radością i niesamowitą lekkością. Należy również dodać, że premiera miała miejsce jeszcze w styczniu, a płyta ukazała się nakładem Karrot Kommando. Jest to zatem kolejna propozycja śląskiej oficyny, podobnie jak dwa wcześniejsze, tegoroczne albumy - Pablopavo i Sunday Pagans - z najwyższej półki.
Klezmafour w sieci
Mamy się czym w świecie pochwalić, jeśli chodzi o klezmerskie granie. Muzykę takich zespołów jak Bester Quartet czy Kroke, znają miłośnicy koszernych klimatów pod każdą długością i szerokością geograficzną. Swoje wyjątkowe uznanie, nasze grupy zawdzięczają głównie otwartemu podejściu do konwencji, poszerzaniu tradycyjnego języka o nowe, często zaskakujące formy wypowiedzi. Podobną drogą podąża również Klezmafour. Co ciekawe, w przypadku tej formacji, najpierw były zagraniczne koncerty i sukcesy, potem dopiero płytowy debiut. Wydany w 2011 roku „5th Element”, to rewelacyjna, żywiołowa mieszanka różnych stylistyk z klezmerską nutą na czele. A całkiem niedawno, światło dzienne ujrzał drugi album kwintetu „W górę!”.
Co znajdziemy na tym krążku? Przednio przyrządzoną miksturę, podobną do tej, którą znamy z debiutu. Różnice są takie, że więcej na najnowszym albumie elektroniki. No i pojawia się śpiew - za mikrofon chwycił skrzypek orkiestry, Andrzej Czapliński. Większość z zawartych tu dwunastu utworów kipi szaloną energią i oryginalnymi pomysłami, bardzo udanie łącząc muzykę wywodzącą się z różnorodnych tradycji, z nowoczesnym brzmieniem. Utwór tytułowy to skoczne raggamuffin zapodane po żydowsku. Po nim słyszymy bhangrę pożenioną z pulsującym rytmem tureckiej metropolii. „The Temple” przywołuje ducha słynnego, pionierskiego albumu „My Life in the Bush of Ghosts” duetu Eno/Byrne. Na płycie znajdziemy również urokliwą, hinduską miniaturę („Namaste”), obrazek z arabskiego Bliskiego Wschodu („Nomad”), oraz hipnotyczne reggae przeradzające się w dziki, ekstatyczny taniec („Balkan Dub”). Do tego dodajmy rockowy drive i szczyptę jazzu; połamaną, bałkańską rytmikę i technoidalny trans. A klamrą spinającą całe to szaleństwo, jest oczywiście muzyka klezmerska.
„W górę!” to płyta przy której nie sposób się nudzić. Ciężko się od niej oderwać, ciężko przy niej w ogóle usiedzieć. Energia bijąca z tej muzyki po prostu wyrywa z fotela. Na dodatek wszystko połączono ze sobą i zagrano w sposób perfekcyjny, harmonijny, z przymrużeniem oka, radością i niesamowitą lekkością. Należy również dodać, że premiera miała miejsce jeszcze w styczniu, a płyta ukazała się nakładem Karrot Kommando. Jest to zatem kolejna propozycja śląskiej oficyny, podobnie jak dwa wcześniejsze, tegoroczne albumy - Pablopavo i Sunday Pagans - z najwyższej półki.
Klezmafour w sieci
komentarze