Drugi toksyczny wypust lubelskich stonerowców z Dopelord.
Ich debiut odbił się niemałym echem nie tylko nad Wisłą. Teraz po dwóch latach od pierwszej płyty Dopelordzi kontynuują na nowym wydawnictwie swoje podróże w świat narkotycznych obrazów i dźwięków.
“Black Arts, Riff Worship & Weed Cult” to wysmakowane połączenie stonerowego grania z wieloma odmianami psychodelicznego rocka. Doomowe tąpnięcia niezauważalnie przechodzą w hard rockowe solówy rodem z lat ’70 (piekielnie pięknie w okolicach 4-5 min „Acid Trippin'”). I tam właśnie osadzony jest klimat tego albumu.
Nie sposób tu się nudzić. Zakochani w motorycznym doomowym bujaniu oczywiście śmiało po album powinni sięgać, bo jest to podstawą brzmienia grupy (dla was polecam zwłaszcza ciężki „Pass The Bong”). Jednak Dopelordzi nie kroczą monotonnym krokiem, ich zmysł eksperymentatorski gwarantuje przednią zabawę także dla oczekujących nieszablonowych przejść i gitarowego szaleństwa. I tu jako przykład najlepiej funkcjonuje wspomniany już „Acid Trippin'” – to kawałek tak naprawdę właściwie o czterech zupełnie różnych obliczach. Jest tam wszystko, miażdżąca moc, powolny dostojny pochód jak i puszczenie lejców w rozszalałe rockowe rzeźbienie. W skrócie: najlepszy kawałek na płycie. Ta różnorodność tyczy się wszystkich pięciu utworów. Nie ma tu słabych punktów, mielizn i nudy rozpierdzianego basu. A Dopelordzi z łatwością sięgają też po połamane brzmienia, zestawiając je śmiało z punkrollowym pieprznięciem (świetny „Green Plague”).
Fantastycznie prezentuje się nasza scena stonerowa, choć niezbyt wiele się o niej pisze i mówi w okolicach pierwszego obiegu. A "Black Arts, Riff Worship & Weed Cult” to album z pierwszej półki i to absolutnie bez ograniczeń natury geograficznej. Z takim graniem mogą się pokazywać od Lublina po – a niech będzie - Tokio. Znakomita płyta, z przestrzenią do wielokrotnego odkrywania.
Dopelord w sieci
Ich debiut odbił się niemałym echem nie tylko nad Wisłą. Teraz po dwóch latach od pierwszej płyty Dopelordzi kontynuują na nowym wydawnictwie swoje podróże w świat narkotycznych obrazów i dźwięków.
“Black Arts, Riff Worship & Weed Cult” to wysmakowane połączenie stonerowego grania z wieloma odmianami psychodelicznego rocka. Doomowe tąpnięcia niezauważalnie przechodzą w hard rockowe solówy rodem z lat ’70 (piekielnie pięknie w okolicach 4-5 min „Acid Trippin'”). I tam właśnie osadzony jest klimat tego albumu.
Nie sposób tu się nudzić. Zakochani w motorycznym doomowym bujaniu oczywiście śmiało po album powinni sięgać, bo jest to podstawą brzmienia grupy (dla was polecam zwłaszcza ciężki „Pass The Bong”). Jednak Dopelordzi nie kroczą monotonnym krokiem, ich zmysł eksperymentatorski gwarantuje przednią zabawę także dla oczekujących nieszablonowych przejść i gitarowego szaleństwa. I tu jako przykład najlepiej funkcjonuje wspomniany już „Acid Trippin'” – to kawałek tak naprawdę właściwie o czterech zupełnie różnych obliczach. Jest tam wszystko, miażdżąca moc, powolny dostojny pochód jak i puszczenie lejców w rozszalałe rockowe rzeźbienie. W skrócie: najlepszy kawałek na płycie. Ta różnorodność tyczy się wszystkich pięciu utworów. Nie ma tu słabych punktów, mielizn i nudy rozpierdzianego basu. A Dopelordzi z łatwością sięgają też po połamane brzmienia, zestawiając je śmiało z punkrollowym pieprznięciem (świetny „Green Plague”).
Fantastycznie prezentuje się nasza scena stonerowa, choć niezbyt wiele się o niej pisze i mówi w okolicach pierwszego obiegu. A "Black Arts, Riff Worship & Weed Cult” to album z pierwszej półki i to absolutnie bez ograniczeń natury geograficznej. Z takim graniem mogą się pokazywać od Lublina po – a niech będzie - Tokio. Znakomita płyta, z przestrzenią do wielokrotnego odkrywania.
Dopelord w sieci
komentarze