Przodownicy sceny razem budują dźwiękowy mur.
Zanim usiadłem do pisania tej recenzji zastanawiałem się, czy pisanie o takiej muzyce ma jakiś większy sens. Z muzyką, będącą bliżej nieokreśloną stylistycznie nawałnicą dźwięków bywa zwykle tak, że wystarczy powiedzieć: „zrobił to ten i ten człowiek, mnie się podoba, posłuchaj i zobacz, czy tobie też podejdzie, nie powiem jak to brzmi, bo za cholerę nie wiem, o co w tym chodzi”.
No i faktycznie tak by było najłatwiej, ale wiadomo, że łatwo nigdy nie jest, więc powiem wam parę słów o tym, co piszczy na tym dwukawałkowym splicie.
Thaw to sosnowiecka formacja grająca coś, co można określić eksperymentalnym black metalem, zmieszanym z noise’m, drone’em i innymi tego typu dziwactwami. Mają w swoim dorobku dwie EP (z czego pierwsza to w zasadzie pełnowymiarowy album), jeden długograj, singiel i tutaj opisywany split. W jej składzie udzielają się ludzie znani z takich projektów, jak Nyshynga, Bhimal, Sun For Miles, Searching for Calm, Furia. O ile na poprzednich wydawnictwach wyraźnie słychać przywiązanie do black metalu, to Earth Grounded – prawie 15 minutowy numer zaserwowany na splicie jest całkiem konkretnie pokręconym i trudnym do zdefiniowania drone’m, noise’m, czy jak kto woli. Kawałek zaczyna się od wkręcającej i wprowadzającej w trans perkusji. Później progresywnie wprowadzane są kolejne instrumenty. Na pierwszy ogień idzie piłujący syntezator z naprzemiennie wznoszącą się i opadającą tonacją. W takiej muzyce najlepsze jest to, że tak naprawdę może to być też gitara puszczona przez łańcuch efektów, bo niektóre dźwięki faktycznie trudno zidentyfikować – i dobrze.
W każdym razie ten syntezator (albo gitara) już na starcie wprowadza atmosferę niepokoju. Wchodzący później bas i sample tworzą industrialnie brzmiące, rytmiczne podwaliny pod linię melodyczną prowadzoną przez gitary. Motywy przeciągają się w nieskończoność, co w żadnym wypadku nie jest wadą, hipnotyzują jak diabli, by w końcu przejść w ogłuszającą, piskliwą ścianę dźwięku, która rozrywa bębenki i przewierca mózg na wylot.
Echoes of Yul to z kolei projekt rodem z Opola, który w swojej muzyce łączy elementy typowe dla post rocka, ambientu, doom metalu, a nawet grania po linii Sunn O))). Co ciekawe tworzą go tylko dwie osoby, maczające palce w takich tworach, jak np. Opollo i Naked on My Own. Utwór Asemic, zaprezentowany na splicie, rozpoczynają potężne, doom’owo-drone’owe gitary, przywodzące na myśl wcześniej wspomniane Sunn O))). Z tą różnicą, że towarzyszy im oszczędna, ale dobrze akcentująca riff perkusja. Im dalej motyw się rozwija, tym częściej pojawiają się sample i syntezatory. W drugiej części kawałka partia gitary przeradza się w długie, drone’owe wybrzmiewanie, na którego tle można usłyszeć zabawę z próbkami wokali. Zabawę fajną, bo z vocoderem, co brzmi naprawdę ciekawie powoduje dość nieswoje uczucie.
Teraz przychodzi czas na najtrudniejszą część recenzji. Ogólnie rzecz biorąc całe wydawnictwo niesamowicie przypadło mi do gustu. Problem w tym, że nie mogę napisać „polecam wszystkim”, bo nie polecam wszystkim. Taka muzyka jest trudna i wymaga dużo skupienia. Mimo jednostajności nie służy do słuchania w tle, ale najlepsze wrażenie robi na zaangażowanym słuchaczu. Dlatego darowałem sobie ocenianie poszczególnych elementów, na rzecz opisu faktów. Jeśli lubisz granie, którego nie można od razu zrozumieć i które sprawia, że większość ludzi czuje się niekomfortowo i każe ci ściszyć to gówno – bierz w ciemno, bo w kategorii muzyki trudnej jest to jedno z najlepszych w Polsce wydawnictw ostatnich kilku lat. Jeśli męczy cię powtarzanie danego motywu więcej, niż 4 razy – nie bierz. Ale posłuchaj, bo może zrozumiesz, co dobrego cię omija.
Thaw w sieci
Echoes of Yul w sieci
Zanim usiadłem do pisania tej recenzji zastanawiałem się, czy pisanie o takiej muzyce ma jakiś większy sens. Z muzyką, będącą bliżej nieokreśloną stylistycznie nawałnicą dźwięków bywa zwykle tak, że wystarczy powiedzieć: „zrobił to ten i ten człowiek, mnie się podoba, posłuchaj i zobacz, czy tobie też podejdzie, nie powiem jak to brzmi, bo za cholerę nie wiem, o co w tym chodzi”.
No i faktycznie tak by było najłatwiej, ale wiadomo, że łatwo nigdy nie jest, więc powiem wam parę słów o tym, co piszczy na tym dwukawałkowym splicie.
Thaw to sosnowiecka formacja grająca coś, co można określić eksperymentalnym black metalem, zmieszanym z noise’m, drone’em i innymi tego typu dziwactwami. Mają w swoim dorobku dwie EP (z czego pierwsza to w zasadzie pełnowymiarowy album), jeden długograj, singiel i tutaj opisywany split. W jej składzie udzielają się ludzie znani z takich projektów, jak Nyshynga, Bhimal, Sun For Miles, Searching for Calm, Furia. O ile na poprzednich wydawnictwach wyraźnie słychać przywiązanie do black metalu, to Earth Grounded – prawie 15 minutowy numer zaserwowany na splicie jest całkiem konkretnie pokręconym i trudnym do zdefiniowania drone’m, noise’m, czy jak kto woli. Kawałek zaczyna się od wkręcającej i wprowadzającej w trans perkusji. Później progresywnie wprowadzane są kolejne instrumenty. Na pierwszy ogień idzie piłujący syntezator z naprzemiennie wznoszącą się i opadającą tonacją. W takiej muzyce najlepsze jest to, że tak naprawdę może to być też gitara puszczona przez łańcuch efektów, bo niektóre dźwięki faktycznie trudno zidentyfikować – i dobrze.
W każdym razie ten syntezator (albo gitara) już na starcie wprowadza atmosferę niepokoju. Wchodzący później bas i sample tworzą industrialnie brzmiące, rytmiczne podwaliny pod linię melodyczną prowadzoną przez gitary. Motywy przeciągają się w nieskończoność, co w żadnym wypadku nie jest wadą, hipnotyzują jak diabli, by w końcu przejść w ogłuszającą, piskliwą ścianę dźwięku, która rozrywa bębenki i przewierca mózg na wylot.
Echoes of Yul to z kolei projekt rodem z Opola, który w swojej muzyce łączy elementy typowe dla post rocka, ambientu, doom metalu, a nawet grania po linii Sunn O))). Co ciekawe tworzą go tylko dwie osoby, maczające palce w takich tworach, jak np. Opollo i Naked on My Own. Utwór Asemic, zaprezentowany na splicie, rozpoczynają potężne, doom’owo-drone’owe gitary, przywodzące na myśl wcześniej wspomniane Sunn O))). Z tą różnicą, że towarzyszy im oszczędna, ale dobrze akcentująca riff perkusja. Im dalej motyw się rozwija, tym częściej pojawiają się sample i syntezatory. W drugiej części kawałka partia gitary przeradza się w długie, drone’owe wybrzmiewanie, na którego tle można usłyszeć zabawę z próbkami wokali. Zabawę fajną, bo z vocoderem, co brzmi naprawdę ciekawie powoduje dość nieswoje uczucie.
Teraz przychodzi czas na najtrudniejszą część recenzji. Ogólnie rzecz biorąc całe wydawnictwo niesamowicie przypadło mi do gustu. Problem w tym, że nie mogę napisać „polecam wszystkim”, bo nie polecam wszystkim. Taka muzyka jest trudna i wymaga dużo skupienia. Mimo jednostajności nie służy do słuchania w tle, ale najlepsze wrażenie robi na zaangażowanym słuchaczu. Dlatego darowałem sobie ocenianie poszczególnych elementów, na rzecz opisu faktów. Jeśli lubisz granie, którego nie można od razu zrozumieć i które sprawia, że większość ludzi czuje się niekomfortowo i każe ci ściszyć to gówno – bierz w ciemno, bo w kategorii muzyki trudnej jest to jedno z najlepszych w Polsce wydawnictw ostatnich kilku lat. Jeśli męczy cię powtarzanie danego motywu więcej, niż 4 razy – nie bierz. Ale posłuchaj, bo może zrozumiesz, co dobrego cię omija.
Thaw w sieci
Echoes of Yul w sieci
tagi: echoes_of_yul (2) elektronika (161) metal (30) polskie (886) recenzje (806) rock (485) thaw (3)
komentarze