Kolejny dłuuuuugo wyczekiwany debiut stał się faktem – Pchełki już z longplayem… i to pod naszym patronatem.
Jeśli do nas zaglądacie, Pchełki powinniście już co najmniej kojarzyć. Wypatrzyliśmy ich parę lat temu i czym prędzej, jeszcze w 2012 przybliżyliśmy ich sylwetkę. Już wtedy podobno kończyli pracę nad płytą. Po drodze w 2013 zaprosiliśmy ich na pierwszą edycję naszego składaka, na który weszła „Krystynka”. Wreszcie pod koniec października tego roku nakładem Fonografiki ukazał się debiutancki długograj.
Całkiem sporo szumu narobili singlem „Miksują dziewki”, który został okraszony fajnym, pełnym życia teledyskiem. W tym utworze właściwie zawiera się idea pchełkowej twórczości. Pierwiastek tradycyjny, wywodzący się z rodzimego folkloru miesza się z muzyką elektroniczną i mocą live bandu. Taneczne bity sąsiadują ze swojskimi dźwiękami fletu, a współczesne formy ze słownictwem typowym dla ludowych porzekadeł czy legend.
Właśnie zestawienie tradycji i współczesność jest motywem przewodnim albumu, który wyraźnie zaznaczony jest właściwie we wszystkich utworach. Zupełnie folkowy w warstwie tekstowej „Wianki” zaczyna się ostrym skreczowaniem, a do subtelnej wokalizy mruczy psychodeliczny bas. Im dalej w las, tym muzyka ciekawiej pokombinowana, głębiej osadzona w syntezatorowych przestrzeniach, ciężko, narkotycznie bujająca. Ma olbrzymią siłę i rozmach, zwłaszcza z dziewczęcymi zaśpiewami wokalistki. Sprawdźcie jak potrafią czarować w „Wołaj”, gdzie wręcz sięgają po klimatyczny elektro-pop, a jakże – podszyty folkiem i również kryjącym konkretne uderzenie.
Umiejętności improwizacyjne Pchełek czuć na każdym kroku. Szczególnie w rozbudowanej „Krystynce” czy w dwóch ciekawych instrumentalach: „Fado” z sennej elektroniki rozwija się w potężnie brzmiące impro, ze ścianą basu, mocną perkusją i kapitalnymi ornamentami saksofonu. „Pekin” intryguje wielością dźwięków i zaskakującą partią klawesynu. A to tylko preludium do kolejnych improwizowanych harców.
Dwa kawałki odstają w zestawie wyraźnie. Pop regowe „Uciekaj” z perfidnie dyskotekowym ogonem i pełne sytezatorowego kiczu „Osty”. Dla mnie to już za daleko, nawet jeśli ów kicz użyty jest w sposób zamierzony.
Pchełki pozostają – bo mimo braku przez lata płyty, są już nieźle rozpoznawalni – grupą, która ma wyjątkowy pomysł na siebie, a ich muzyka jest po prostu „inna”. Niby łączenie folku z elektroniką to żadna nowość, ale Pchełki czynią to w swój wyjątkowy sposób. A z „Pana Hop Siupa” oprócz dźwięków, emanuje trudny do zdefiniowania entuzjazm.
Pchełki w sieci
Jeśli do nas zaglądacie, Pchełki powinniście już co najmniej kojarzyć. Wypatrzyliśmy ich parę lat temu i czym prędzej, jeszcze w 2012 przybliżyliśmy ich sylwetkę. Już wtedy podobno kończyli pracę nad płytą. Po drodze w 2013 zaprosiliśmy ich na pierwszą edycję naszego składaka, na który weszła „Krystynka”. Wreszcie pod koniec października tego roku nakładem Fonografiki ukazał się debiutancki długograj.
Całkiem sporo szumu narobili singlem „Miksują dziewki”, który został okraszony fajnym, pełnym życia teledyskiem. W tym utworze właściwie zawiera się idea pchełkowej twórczości. Pierwiastek tradycyjny, wywodzący się z rodzimego folkloru miesza się z muzyką elektroniczną i mocą live bandu. Taneczne bity sąsiadują ze swojskimi dźwiękami fletu, a współczesne formy ze słownictwem typowym dla ludowych porzekadeł czy legend.
Właśnie zestawienie tradycji i współczesność jest motywem przewodnim albumu, który wyraźnie zaznaczony jest właściwie we wszystkich utworach. Zupełnie folkowy w warstwie tekstowej „Wianki” zaczyna się ostrym skreczowaniem, a do subtelnej wokalizy mruczy psychodeliczny bas. Im dalej w las, tym muzyka ciekawiej pokombinowana, głębiej osadzona w syntezatorowych przestrzeniach, ciężko, narkotycznie bujająca. Ma olbrzymią siłę i rozmach, zwłaszcza z dziewczęcymi zaśpiewami wokalistki. Sprawdźcie jak potrafią czarować w „Wołaj”, gdzie wręcz sięgają po klimatyczny elektro-pop, a jakże – podszyty folkiem i również kryjącym konkretne uderzenie.
Umiejętności improwizacyjne Pchełek czuć na każdym kroku. Szczególnie w rozbudowanej „Krystynce” czy w dwóch ciekawych instrumentalach: „Fado” z sennej elektroniki rozwija się w potężnie brzmiące impro, ze ścianą basu, mocną perkusją i kapitalnymi ornamentami saksofonu. „Pekin” intryguje wielością dźwięków i zaskakującą partią klawesynu. A to tylko preludium do kolejnych improwizowanych harców.
Dwa kawałki odstają w zestawie wyraźnie. Pop regowe „Uciekaj” z perfidnie dyskotekowym ogonem i pełne sytezatorowego kiczu „Osty”. Dla mnie to już za daleko, nawet jeśli ów kicz użyty jest w sposób zamierzony.
Pchełki pozostają – bo mimo braku przez lata płyty, są już nieźle rozpoznawalni – grupą, która ma wyjątkowy pomysł na siebie, a ich muzyka jest po prostu „inna”. Niby łączenie folku z elektroniką to żadna nowość, ale Pchełki czynią to w swój wyjątkowy sposób. A z „Pana Hop Siupa” oprócz dźwięków, emanuje trudny do zdefiniowania entuzjazm.
Pchełki w sieci
komentarze