„Podobno powabne są tylko debiuty/podobno druga płyta to droga na skróty”
Słowniki mówią, że ansa to ze staropolskiego uraza, uczucie niechęci. Dawno nie słyszałem tak nazwy kapeli, która tak idealnie komponuje się z muzyką. Ostatni taki przykład to chyba noise'owo-grindcore'owe „Full of Hell”.
Niechęci jednak wcale nie musi obrazować hałas z blastbeatami. Od ciechanowskiej ekipy dostajemy 10 numerów w klimacie post-hardcore'owym. Będąc dokładniejszym – jest to screamo podsycone post-rockowymi wstawkami.
Powinni urodzić się we Francji. Są urodzeni do grania muzyki tagowanej jako „french screamo” - właśnie tej mieszanki emocjonalności z powolnie płynącymi gitarami. „Sed Non Satiata”, „Le Pre Ou Je Suis Mort”, czy uciekając do Ameryki – „The Saddest Landscape” – to główne i wyczuwalne inspiracje „ANSY”.
I nie ma tutaj żadnych powodów do narzekania – rzadko słyszy się kapele budujące na podstawie tych istniejących, tak oryginalny, własny styl. Takie momenty, jak szybkie tempo w „Iskrze” połączone z tremolami na delayu, czy wejście w końcówkę „Nadziei” to, choć dostrzegalne dopiero po którymś z kolei przesłuchaniu, niesamowite smaczki. Wspomniana „Nadzieja” to zresztą największy killer na płycie – określiłbym go mianem utworu kompletnego.
Najsilniejszą stroną ich self-titled są teksty. Żadna inna polska kapela nie śpiewała tak oczywistych rzeczy, o których w pędzie życia wielu ludzi zapomina. Ta płyta powinna być przypomnieniem elementarnych zasad dla każdego z nas. Słowa wykrzykiwane przez Kubiaka są słowami inspirującymi, jak i, mimo całego smutku i żalu, motywującymi. Sam wokal również jest mocnym punktem „ANSY” – zrezygnowano z hałaśliwej krzykliwości, charakterystycznej dla tego gatunku, na rzecz rozumienia tekstu – jest to rzecz bardzo ważna w kontekście takich liryków.
Nie może jednak być tak różowo. Słuchając debiutu ekipy z Ciechanowa nie może dopaść uczucie nudy. Przez głowę przenika jednak myśl „gdzieś to już słyszałem...”. Wiele motywów na tym wydawnictwie po prostu się powtarza. Bo choć inaczej zagrane – parę utworów rozpoczyna się tym samym patentem – gitara na delayu, do której powolnie dołącza druga na przesterze i perkusja z wokalem. „Intro”, „Okręt”, „Prawo do życia”, czy przydługawa „Definicja” (odnoszę wrażenie, że można by nieco skondensować wstęp do tego numeru).
Uwagę przykuwa również produkcja tego długograja. Miksowany w „Silent Scream Studio” materiał brzmi naprawdę zawodowo – dokładnie tak jak powinno brzmieć dobre, nowoczesne screamo. Gitary na przesterze jednak wydają się być nieco „wygłuszone”, jakoby z obciętym środkiem – wychodzi to na wierzch zwłaszcza, gdy przester wybrzmiewa sam (choćby te parę sekund w „Okręcie”). Są to jednak szczegóły, na które, podobnie jak na wcześniej wspomniane smaczki, zwracamy uwagę dopiero po dłuższym czasie słuchania.
„Pablopavo” w intrze do swej drugiej płyty śpiewa:
„podobno powabne są tylko debiuty
podobno druga płyta to droga na skróty”
Skąd odniesienie do aż tak przeciwnego bieguna muzycznego? Stąd, że „ANSA” tym LP otworzyła sobie wszystkie drogi, przez które będzie mogła iść w przyszłości. Niecały miesiąc po debiucie można zauważyć rosnący hype. Im pozostaje tylko czekać na rozwój sytuacji. I grać. Tak jak robią to teraz.
ANSA w sieci
Słowniki mówią, że ansa to ze staropolskiego uraza, uczucie niechęci. Dawno nie słyszałem tak nazwy kapeli, która tak idealnie komponuje się z muzyką. Ostatni taki przykład to chyba noise'owo-grindcore'owe „Full of Hell”.
Niechęci jednak wcale nie musi obrazować hałas z blastbeatami. Od ciechanowskiej ekipy dostajemy 10 numerów w klimacie post-hardcore'owym. Będąc dokładniejszym – jest to screamo podsycone post-rockowymi wstawkami.
Powinni urodzić się we Francji. Są urodzeni do grania muzyki tagowanej jako „french screamo” - właśnie tej mieszanki emocjonalności z powolnie płynącymi gitarami. „Sed Non Satiata”, „Le Pre Ou Je Suis Mort”, czy uciekając do Ameryki – „The Saddest Landscape” – to główne i wyczuwalne inspiracje „ANSY”.
I nie ma tutaj żadnych powodów do narzekania – rzadko słyszy się kapele budujące na podstawie tych istniejących, tak oryginalny, własny styl. Takie momenty, jak szybkie tempo w „Iskrze” połączone z tremolami na delayu, czy wejście w końcówkę „Nadziei” to, choć dostrzegalne dopiero po którymś z kolei przesłuchaniu, niesamowite smaczki. Wspomniana „Nadzieja” to zresztą największy killer na płycie – określiłbym go mianem utworu kompletnego.
Najsilniejszą stroną ich self-titled są teksty. Żadna inna polska kapela nie śpiewała tak oczywistych rzeczy, o których w pędzie życia wielu ludzi zapomina. Ta płyta powinna być przypomnieniem elementarnych zasad dla każdego z nas. Słowa wykrzykiwane przez Kubiaka są słowami inspirującymi, jak i, mimo całego smutku i żalu, motywującymi. Sam wokal również jest mocnym punktem „ANSY” – zrezygnowano z hałaśliwej krzykliwości, charakterystycznej dla tego gatunku, na rzecz rozumienia tekstu – jest to rzecz bardzo ważna w kontekście takich liryków.
Nie może jednak być tak różowo. Słuchając debiutu ekipy z Ciechanowa nie może dopaść uczucie nudy. Przez głowę przenika jednak myśl „gdzieś to już słyszałem...”. Wiele motywów na tym wydawnictwie po prostu się powtarza. Bo choć inaczej zagrane – parę utworów rozpoczyna się tym samym patentem – gitara na delayu, do której powolnie dołącza druga na przesterze i perkusja z wokalem. „Intro”, „Okręt”, „Prawo do życia”, czy przydługawa „Definicja” (odnoszę wrażenie, że można by nieco skondensować wstęp do tego numeru).
Uwagę przykuwa również produkcja tego długograja. Miksowany w „Silent Scream Studio” materiał brzmi naprawdę zawodowo – dokładnie tak jak powinno brzmieć dobre, nowoczesne screamo. Gitary na przesterze jednak wydają się być nieco „wygłuszone”, jakoby z obciętym środkiem – wychodzi to na wierzch zwłaszcza, gdy przester wybrzmiewa sam (choćby te parę sekund w „Okręcie”). Są to jednak szczegóły, na które, podobnie jak na wcześniej wspomniane smaczki, zwracamy uwagę dopiero po dłuższym czasie słuchania.
„Pablopavo” w intrze do swej drugiej płyty śpiewa:
„podobno powabne są tylko debiuty
podobno druga płyta to droga na skróty”
Skąd odniesienie do aż tak przeciwnego bieguna muzycznego? Stąd, że „ANSA” tym LP otworzyła sobie wszystkie drogi, przez które będzie mogła iść w przyszłości. Niecały miesiąc po debiucie można zauważyć rosnący hype. Im pozostaje tylko czekać na rozwój sytuacji. I grać. Tak jak robią to teraz.
ANSA w sieci
komentarze