Mieszanka skrajnie wybuchowa.
„Totem” to druga EPka producenta z Kutna, gustującego w alternatywnej elektronice i eksperymentalnym hip-hopie, równie często sięgającego także po drum’n’bas, techno i dubstep. Pomysły Echo Deal’a, jakkolwiek pojechane by nie były, wcielane są w życie z dużą konsekwencją i uporem, a po rapie Dużego Pe na przestrzennych podkładach w „Urban Noctures” z 2012 roku, przychodzi czas na klarnet Mazzolla w ambientowych pasażach.
Nowa EPka to z założenia „próba uchwycenia z pozoru zwyczajnych, ale jakże ulotnych i migotliwych, momentów”, składających się w swoisty obraz rzeczywistości postrzeganej przez artystę. Muzycy zaproszeni do projektu dodali do elektronicznych partii własne interpretacje instrumentalne, dzięki czemu miarowe bity „Hometown” urozmaicone są refleksyjną nutą akordeonu, a „Sleep” nie tylko definiuje chwile, ale przypisuje im konkretne emocje i temperatury.
Echo Deal na przestrzeni zaledwie pięciu utworów zrzesza niemałe grono interesujących postaci polskiej sceny muzycznej. I tak, od wiodącej elektronicznej warstwy prowadzonej przez autora, przechodzimy przez melorecytację Pablopavo w „Umarł jeden facet”, trąbkę Olgierda Dokalskiego szczególnie charakterystyczną w „Sleep”, klarnet Jerzego Mazzolla i partie akordeonu Zbigniewa Chojnackiego wmieszane w niemal dubstepowe, nieregularne rytmy.
Sam Michał Kołowacik, bo tak właściwie nazywa się twórca całego zamieszania, w swoim stylu bywa niekiedy mocno zastanawiający i nie zawsze potrafi jednoznacznie powalić stylistycznymi rozwiązaniami. Ba, niekiedy wręcz dziwi czy odrzuca. Jednak połączenie tak wielu skrajności, szczególnie słyszalne w „Childhood” (akordeon obsadzony na ambientowym, nieco tandetnym tle, wspomagany świetnym basem Jana Wierzbickiego, przykryty swobodną grą ikony polskiego yassu? – to się nie śniło chyba nawet szaleńcom) przychodzi mu z ogromną łatwością i potrafi inspirować. Dzięki temu ten muzyczny zlepek ma sens, bo w poszczególnych instrumentach i stylach gry odkrywają się nowe pokłady możliwości, nie do końca jeszcze wykorzystane. Słuchając „Totemu” nie zawsze jestem zachwycona, ale przynajmniej wiem na pewno, że to dobrze, że mamy w Polsce takich szaleńców. To znaczy, że nie jest z nami jeszcze tak źle.
Echo Deal w sieci
„Totem” to druga EPka producenta z Kutna, gustującego w alternatywnej elektronice i eksperymentalnym hip-hopie, równie często sięgającego także po drum’n’bas, techno i dubstep. Pomysły Echo Deal’a, jakkolwiek pojechane by nie były, wcielane są w życie z dużą konsekwencją i uporem, a po rapie Dużego Pe na przestrzennych podkładach w „Urban Noctures” z 2012 roku, przychodzi czas na klarnet Mazzolla w ambientowych pasażach.
Nowa EPka to z założenia „próba uchwycenia z pozoru zwyczajnych, ale jakże ulotnych i migotliwych, momentów”, składających się w swoisty obraz rzeczywistości postrzeganej przez artystę. Muzycy zaproszeni do projektu dodali do elektronicznych partii własne interpretacje instrumentalne, dzięki czemu miarowe bity „Hometown” urozmaicone są refleksyjną nutą akordeonu, a „Sleep” nie tylko definiuje chwile, ale przypisuje im konkretne emocje i temperatury.
Echo Deal na przestrzeni zaledwie pięciu utworów zrzesza niemałe grono interesujących postaci polskiej sceny muzycznej. I tak, od wiodącej elektronicznej warstwy prowadzonej przez autora, przechodzimy przez melorecytację Pablopavo w „Umarł jeden facet”, trąbkę Olgierda Dokalskiego szczególnie charakterystyczną w „Sleep”, klarnet Jerzego Mazzolla i partie akordeonu Zbigniewa Chojnackiego wmieszane w niemal dubstepowe, nieregularne rytmy.
Sam Michał Kołowacik, bo tak właściwie nazywa się twórca całego zamieszania, w swoim stylu bywa niekiedy mocno zastanawiający i nie zawsze potrafi jednoznacznie powalić stylistycznymi rozwiązaniami. Ba, niekiedy wręcz dziwi czy odrzuca. Jednak połączenie tak wielu skrajności, szczególnie słyszalne w „Childhood” (akordeon obsadzony na ambientowym, nieco tandetnym tle, wspomagany świetnym basem Jana Wierzbickiego, przykryty swobodną grą ikony polskiego yassu? – to się nie śniło chyba nawet szaleńcom) przychodzi mu z ogromną łatwością i potrafi inspirować. Dzięki temu ten muzyczny zlepek ma sens, bo w poszczególnych instrumentach i stylach gry odkrywają się nowe pokłady możliwości, nie do końca jeszcze wykorzystane. Słuchając „Totemu” nie zawsze jestem zachwycona, ale przynajmniej wiem na pewno, że to dobrze, że mamy w Polsce takich szaleńców. To znaczy, że nie jest z nami jeszcze tak źle.
Echo Deal w sieci
komentarze