sprawdź koncerty cyklu tego slucham w Szczecinie

Orange The Juice – „The Drug of Choice”

0 08-12-2014 10:35

O koncertowym dvd to jeszcze u nas nie było. No to będzie. Dziś o podwójnym wydawnictwie Orange The Juice.

Siadając do recenzji zastanowiło mnie, jak to możliwe, że przez trzy lata nie opisaliśmy żadnego koncertowego dvd? Sprawa jest prosta. Na tego typu wydawnictwa pozwolić sobie mogą raczej najwięksi, często związani z majorsami. A o takich nie zwykliśmy pisać.

Dlatego dvd Orendżów traktuję trochę jako ekstrawagancję. W dodatku odważną, bo w zasadzie wydali tej jesieni trzy płyty. O „Messiah Is Back” już pisaliśmy. „The Drug of Choice” to z kolei cd+dvd.

Materiał stanowi nagranie koncertu w warszawskim Teatrze Rozmaitości z 2012 roku. W secie zmieściła się większość „Mesjasza” i odrobina z pierwszej płyty „You Name It”… plus kilka smaczków.

Tłum muzyków na scenie i powalająca ilość sprzętu pokazują, jak skomplikowane było to przedsięwzięcie. Ale mimo całej tej techniki, nagranie ma klimat parateatralny. Podchodziłem sceptycznie, bo nie zwykłem „oglądać muzyki”. Ale chwilami ten spektakl zakrawa wręcz na muzyczną mszę. Jak w „Sabat Mater”, kiedy dźwięki dęciaków, światło i dym tworzą wspólnie przekaz, na który tylko bezuczuciowi dewianci nie zareagują ciarkami. Po prostu sztuka, którą możemy obserwować z bliska. Powalająca ilość zbliżeń i dynamiczne (czasami może nazbyt, niczym z filmu USA) przejścia pozwalają poczuć się niemalże jednym z członków grupy. Sporą frajdę daje podglądanie, skąd biorą się wszystkie dźwięki, których w muzyce OTJ jest ogrom.

Podobnie można zobaczyć, że niezliczone pauzy, wtrącenia, wyrwane z diametralnie różnych stylistyk, nie są skrupulatnie układane w studio. Ci kolesie jakimś cudem naprawdę odnajdują się w kompletnie nieregularnie poszatkowanych kompozycjach. Wreszcie „The Drug of Choice”, poza niepodważalną wartością estetyczną, to zwyczajnie dowód, że stalowowolanie (musiałem tego użyć!) są równie biegli na żywo, jak na płytach. Zero ściemy. O muzyce nie ma sensu się rozpisywać – to, co pisałem w recenzji „Mesjasza” pozostaje aktualne. Może tylko warto wspomnieć, że ruch na scenie wokalisty Konrada Zawadzkiego jeszcze dodaje tej muzyce pikanterii. Czasami szaleje jak dzikie zwierzę w klatce, czasami nerwowo wydaje przedziwne odgłosy.


Dobrze, że ten album się ukazał, z kilku względów. Pomijając samą w sobie wartość dźwiękowo-wizualną… W końcu możemy przekonać się, jak jeden z najbardziej oryginalnych polskich zespołów prezentuje się na żywo. Ze składem liczącym wraz z gośćmi 10 osób, do takiego Szczecina dotarliby zapewne na święte nigdy. Wreszcie fajnie, że do oferty koncertowych dvd wpadł powiew świeżości i poza Czesławem czy Nosowską, można swoją płytotekę uzupełnić o coś bardziej alternatywnego.

(wyd. For Tune)

Orange The Juice w sieci

rad


tagi: alternatywa (298)  jazz (92)  orange_the_juice (4)  polskie (886)  recenzje (806)  rock (485) 
komentarze