Polska, złota jesień.
Zaraz miną dwa miesiące od wypuszczenia pierwszego pełnego wydawnictwa warszawskiej Złotej Jesieni – „Girl Nothing”. I chyba przez żadną inną kapelę ostatnimi czasy mój facebookowy newsfeed nie był tak zawalony. To nie zresztą tylko fejsbuk, bo i na bandcampie są cały czas w czołówce tagu Poland. Czy słusznie?
Jak najbardziej. Warszawski kwartet na swoim pierwszym wydawnictwie prezentuje shoegaze'owego lo-fi punka. I robią to w najlepszy sposób. Na „Girl Nothing” nie ma miejsca na pretensjonalność, nieudane improwizacje czy kompletnie niepotrzebne wypełniacze – bo nawet bez dwudziestosekundowego „(blue reed)” ten album byłby czymś niekompletnym.
Jest to definitywnie jedna z lepszych płyt, jakie dane mi było słyszeć ostatnimi czasy. Zwłaszcza tej płyty zamykacz, „White Void 1993 (Girl Nothing)”, w którym słychać echo kapel święcących od niedawna triumfy – Nothing czy White Lung. To bardzo zadowalające, że nie jesteśmy w takiej muzyce daleko za zachodnimi trendami. A nawet i je wyprzedzamy, bo Złota Jesień gra wiele energiczniej niż synonimy 90's revival, jakimi są Title Fight czy właśnie wspomniane Nothing.
Co wyróżnia stołeczną ekipę od innych tego typu, to właśnie produkcja i brzmienie. Może i moda na lo-fi obejmuje coraz szersze szufladki muzyczne, ale co innego nagrać coś chujowo, a co innego mieć dobrze skopaną jakość. Na „Girl Nothing” wszystko się zgadza. Każde sprzężenie, każdy pisk, krzyk czy drone'owe buczenie.
Jedyną wadą tej płyty jest jej ciężar w pozornej lekkości. Spory dysonans między piskami i agresją w wykonaniu, a łagodnymi wokalami i kompozycjami. Ale dlaczego rozpatrywać to jako wadę? Bowiem ciężko jest przebrnąć przez „Girl Nothing” bez maksymalnego skupienia. Może to jednak dobry omen, przede wszystkim dla muzyków? Na takich płytach, jak najnowsze wydawnictwo Złotej Jesieni dobrze jednak skupić się w pełni, w słuchawkach na uszach. Nie można albumom tego typu pozwolić, by służyły jako tło.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie tu podtrzymana stołeczna tradycja i Złota Jesień tak szybko się nie rozpadnie. Nie widzę lepszej kapeli do wspólnej trasy z Japandroids.
Złota Jesień w sieci
Zaraz miną dwa miesiące od wypuszczenia pierwszego pełnego wydawnictwa warszawskiej Złotej Jesieni – „Girl Nothing”. I chyba przez żadną inną kapelę ostatnimi czasy mój facebookowy newsfeed nie był tak zawalony. To nie zresztą tylko fejsbuk, bo i na bandcampie są cały czas w czołówce tagu Poland. Czy słusznie?
Jak najbardziej. Warszawski kwartet na swoim pierwszym wydawnictwie prezentuje shoegaze'owego lo-fi punka. I robią to w najlepszy sposób. Na „Girl Nothing” nie ma miejsca na pretensjonalność, nieudane improwizacje czy kompletnie niepotrzebne wypełniacze – bo nawet bez dwudziestosekundowego „(blue reed)” ten album byłby czymś niekompletnym.
Jest to definitywnie jedna z lepszych płyt, jakie dane mi było słyszeć ostatnimi czasy. Zwłaszcza tej płyty zamykacz, „White Void 1993 (Girl Nothing)”, w którym słychać echo kapel święcących od niedawna triumfy – Nothing czy White Lung. To bardzo zadowalające, że nie jesteśmy w takiej muzyce daleko za zachodnimi trendami. A nawet i je wyprzedzamy, bo Złota Jesień gra wiele energiczniej niż synonimy 90's revival, jakimi są Title Fight czy właśnie wspomniane Nothing.
Co wyróżnia stołeczną ekipę od innych tego typu, to właśnie produkcja i brzmienie. Może i moda na lo-fi obejmuje coraz szersze szufladki muzyczne, ale co innego nagrać coś chujowo, a co innego mieć dobrze skopaną jakość. Na „Girl Nothing” wszystko się zgadza. Każde sprzężenie, każdy pisk, krzyk czy drone'owe buczenie.
Jedyną wadą tej płyty jest jej ciężar w pozornej lekkości. Spory dysonans między piskami i agresją w wykonaniu, a łagodnymi wokalami i kompozycjami. Ale dlaczego rozpatrywać to jako wadę? Bowiem ciężko jest przebrnąć przez „Girl Nothing” bez maksymalnego skupienia. Może to jednak dobry omen, przede wszystkim dla muzyków? Na takich płytach, jak najnowsze wydawnictwo Złotej Jesieni dobrze jednak skupić się w pełni, w słuchawkach na uszach. Nie można albumom tego typu pozwolić, by służyły jako tło.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie tu podtrzymana stołeczna tradycja i Złota Jesień tak szybko się nie rozpadnie. Nie widzę lepszej kapeli do wspólnej trasy z Japandroids.
Złota Jesień w sieci
komentarze