Nad wyraz pogodna płyta. Skosztujcie.
Budyń i Bajzel, przed powołaniem do życia Babu Króla, zarówno działali na własny rachunek, jak i współtworzyli ostatni skład Pogodno. I choćby zjedli tysiąc kotletów, nie unikną porównań z tą zacną ekipą. Względem pochodzącego sprzed trzech lat debiutu, na najnowszej płycie tych odniesień jest więcej. Można znaleźć tu właściwie wszystko, co wyróżniało Pogodno spośród innych grup.
Całość zaczyna się obiecująco. Chwytliwa melodia, chóralne zaśpiewy, a na koniec trochę niepokojącego, zimnofalowego klimatu. To „Czerwień”, która chowa w sobie również „Dziada”: hardkorowe techno z gitarą i wokal w manierze Maleńczuka, plus dęciaki wyjęte żywcem z jakiejś bałkańskiej orkiestry. Kopie to, że aż miło. A z samym tytułem kawałka jest tak jak onegdaj z setkami radzieckich miast – po prostu nie znajdziemy go na mapie.
Dalej też jest ciekawie. Rap i regowe bujanie w „Nie napinaj”, pokręcona elektronika w „Mini”. Świetnie wypada dancingowa „Promenada”, „Hong Kong” brzmi (zwłaszcza na początku) jak pastisz Kombi, a „Nomady” przywołują złote lata yassu. Wszystko to oczywiście zapodane w klimacie dobrej zabawy; z lekkością, przymróżeniem oka i kontrolowanym szaleństwem. W przekroju całego albumu słychać również, jak wiele wnieśli zaproszeni do współpracy goście. Znajdziemy wśród nich jednego z naszych czołowych trębaczy, Ziuta Gralaka, cenionego producenta Michała „Foxa” Króla, a także Zosię Chabierę (ex-Drekoty) i Joannę Sokołowską z Das Father, które udzielają się na płycie również wokalnie.
No i dobra. Żeby jednak nie było tak słodko, muszę dodać przynajmniej jedną łyżkę dziegciu. Bo nie tyle brak pomysłów, co raczej ich nadmiar sprawia, że materiał fragmentami się pruje. Kapitalnie brzmi zasnuta onirycznymi wokalizami trąbka w „Ruchu”, tyle że nijak to się ma do pierwszej części utworu, ochoczo zachęcającej do aktywności fizycznej. Doceniam również inwencję językową obu panów; naprawdę przepadam za tymi słownymi gierkami, ale czasami chciałbym przynajmniej w zarysie wiedzieć na czym stoję. Bo niekiedy mam wrażenie, że to zwyczajna, jak się kiedyś mówiło - „sztuka dla sztuki”, odjeżdżanie trochę na siłę.
Te drobne usterki rekompensują jednak w całości takie perełki jak na ten przykład: „Wybebeszmy prawdę/ Świeżość niech w końcu/ Broczy na koniczynę/ Zbeszcześćmy czterolistną bezczynność/ Reaktywujmy Czułość!”. Albo: ”Moje czujne oko nie wybiela twoich kształtów/ Ale jak wytrawny złotnik oprawia je w zachwyt/ Może dasz zaprosić się gdzieś po pracy/ Gin czarna porzeczka biodra jak żyroskop”. W ogóle sporo tu erotyki, ciepła, miłości, pozytywnej energii i słońca. Jestem pewien, że ten materiał będzie świetnie sprawdzał się na koncertach. A póki co, warto posłuchać płyty. To kawał naprawdę zakręconej, energetycznej, pełnej barw i co by nie mówić, bardzo pogodnej muzyki.
Babu Król w sieci
Budyń i Bajzel, przed powołaniem do życia Babu Króla, zarówno działali na własny rachunek, jak i współtworzyli ostatni skład Pogodno. I choćby zjedli tysiąc kotletów, nie unikną porównań z tą zacną ekipą. Względem pochodzącego sprzed trzech lat debiutu, na najnowszej płycie tych odniesień jest więcej. Można znaleźć tu właściwie wszystko, co wyróżniało Pogodno spośród innych grup.
Całość zaczyna się obiecująco. Chwytliwa melodia, chóralne zaśpiewy, a na koniec trochę niepokojącego, zimnofalowego klimatu. To „Czerwień”, która chowa w sobie również „Dziada”: hardkorowe techno z gitarą i wokal w manierze Maleńczuka, plus dęciaki wyjęte żywcem z jakiejś bałkańskiej orkiestry. Kopie to, że aż miło. A z samym tytułem kawałka jest tak jak onegdaj z setkami radzieckich miast – po prostu nie znajdziemy go na mapie.
Dalej też jest ciekawie. Rap i regowe bujanie w „Nie napinaj”, pokręcona elektronika w „Mini”. Świetnie wypada dancingowa „Promenada”, „Hong Kong” brzmi (zwłaszcza na początku) jak pastisz Kombi, a „Nomady” przywołują złote lata yassu. Wszystko to oczywiście zapodane w klimacie dobrej zabawy; z lekkością, przymróżeniem oka i kontrolowanym szaleństwem. W przekroju całego albumu słychać również, jak wiele wnieśli zaproszeni do współpracy goście. Znajdziemy wśród nich jednego z naszych czołowych trębaczy, Ziuta Gralaka, cenionego producenta Michała „Foxa” Króla, a także Zosię Chabierę (ex-Drekoty) i Joannę Sokołowską z Das Father, które udzielają się na płycie również wokalnie.
No i dobra. Żeby jednak nie było tak słodko, muszę dodać przynajmniej jedną łyżkę dziegciu. Bo nie tyle brak pomysłów, co raczej ich nadmiar sprawia, że materiał fragmentami się pruje. Kapitalnie brzmi zasnuta onirycznymi wokalizami trąbka w „Ruchu”, tyle że nijak to się ma do pierwszej części utworu, ochoczo zachęcającej do aktywności fizycznej. Doceniam również inwencję językową obu panów; naprawdę przepadam za tymi słownymi gierkami, ale czasami chciałbym przynajmniej w zarysie wiedzieć na czym stoję. Bo niekiedy mam wrażenie, że to zwyczajna, jak się kiedyś mówiło - „sztuka dla sztuki”, odjeżdżanie trochę na siłę.
Te drobne usterki rekompensują jednak w całości takie perełki jak na ten przykład: „Wybebeszmy prawdę/ Świeżość niech w końcu/ Broczy na koniczynę/ Zbeszcześćmy czterolistną bezczynność/ Reaktywujmy Czułość!”. Albo: ”Moje czujne oko nie wybiela twoich kształtów/ Ale jak wytrawny złotnik oprawia je w zachwyt/ Może dasz zaprosić się gdzieś po pracy/ Gin czarna porzeczka biodra jak żyroskop”. W ogóle sporo tu erotyki, ciepła, miłości, pozytywnej energii i słońca. Jestem pewien, że ten materiał będzie świetnie sprawdzał się na koncertach. A póki co, warto posłuchać płyty. To kawał naprawdę zakręconej, energetycznej, pełnej barw i co by nie mówić, bardzo pogodnej muzyki.
Babu Król w sieci
komentarze