Debiut nosił tytuł „Jesienne odcienie melancholii". Najnowszy album Klimta też „wycelowany" jest w słuchaczy łaknących spokojniejszego, uwrażliwionego przekazu.
Klimt to projekt jednoosobowy. Antoni Budziński, który powołał go do życia jest muzykiem formacji Saluminesia, ale mam wrażenie, że właśnie jego działania solowe są bardziej cenione i zauważane. Nowy album, opatrzony tytułem „Genesa" przynosi ambientowe konstrukcje, które najprościej można by określić mianem dźwiękowych pejzaży, odnosząc się w ten sposób do nazwy projektu.
To jednak byłoby zbyt trywialne ujęcie dokonań Budzińskiego. Nie poprzestaje na tym, by budować nastrój za pomocą gradacji klawiszowo-gitarowych brzmień, ale dodaje do tego trochę post-rockowych składników, urozmaicając swą muzykę.
"Genesa" to płyta instrumentalna, podzielona na osiem części płynnie przechodzących jedna w drugą i powiązanych ze sobą w taki sposób, że nie jest łatwo wyróżnić tu szczególnie fragmenty. Niemniej sam autor wybrał jednak utwór do promocji płyty - drugi w tym zestawie - "Felicity" (odznaczający się melodyjną, liryczną aurą).
Oprócz niego znajdziemy jeszcze na tym albumie chociażby krótki, ale za to z najdłuższym ze wszystkich tytułem, kawałek "Please Don`t Take Life Too Seriosly! Just Read The Manual". To chyba najbardziej nasączony pomysłami przywodzącymi na myśl, to co serwują nam songwriterzy z północnej Europy, ale też ciekawie kontrastujący z pozostałymi utworami. Tuż po nim otrzymujemy natchniony, niebiański finał w postaci "90 Degree Turn" i tak kończy się ta senna sesja, która pewnie ucieszy tych, którzy szukają dźwięków na wieczorne i nocne „posiedzenia". Na poranny rozruch raczej bym jej nie polecał...
Klimt to projekt jednoosobowy. Antoni Budziński, który powołał go do życia jest muzykiem formacji Saluminesia, ale mam wrażenie, że właśnie jego działania solowe są bardziej cenione i zauważane. Nowy album, opatrzony tytułem „Genesa" przynosi ambientowe konstrukcje, które najprościej można by określić mianem dźwiękowych pejzaży, odnosząc się w ten sposób do nazwy projektu.
To jednak byłoby zbyt trywialne ujęcie dokonań Budzińskiego. Nie poprzestaje na tym, by budować nastrój za pomocą gradacji klawiszowo-gitarowych brzmień, ale dodaje do tego trochę post-rockowych składników, urozmaicając swą muzykę.
"Genesa" to płyta instrumentalna, podzielona na osiem części płynnie przechodzących jedna w drugą i powiązanych ze sobą w taki sposób, że nie jest łatwo wyróżnić tu szczególnie fragmenty. Niemniej sam autor wybrał jednak utwór do promocji płyty - drugi w tym zestawie - "Felicity" (odznaczający się melodyjną, liryczną aurą).
Oprócz niego znajdziemy jeszcze na tym albumie chociażby krótki, ale za to z najdłuższym ze wszystkich tytułem, kawałek "Please Don`t Take Life Too Seriosly! Just Read The Manual". To chyba najbardziej nasączony pomysłami przywodzącymi na myśl, to co serwują nam songwriterzy z północnej Europy, ale też ciekawie kontrastujący z pozostałymi utworami. Tuż po nim otrzymujemy natchniony, niebiański finał w postaci "90 Degree Turn" i tak kończy się ta senna sesja, która pewnie ucieszy tych, którzy szukają dźwięków na wieczorne i nocne „posiedzenia". Na poranny rozruch raczej bym jej nie polecał...
komentarze