Bęben maszyny jest pusty, następuje zwolnienie blokady...
Tu rzeczywiście jest jak z lotkiem. Tyle że to akurat ten odcinek, gdy do wygrania jest 50 milionów a ty od początku programu siedzisz w napięciu i obserwujesz. W „Ask the dust” od pierwszych sekund brew wędruje do góry: ta muzyka hipnotyzuje, pochłania w zupełności, nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Nie ulega wątpliwości, że tych, których choć trochę kręcą zabiegi z gitarą elektryczną czy mroczne, a przede wszystkim niebanalne rozwiązania dla kontrabasu, LOTTO porwie kompletnie.
Otwierający album „Gremlin-prone” wprowadza w ciemny klimat płyty, trochę noisowej, trochę rockowej, przede wszystkim jednak improwizowanej. Jest niczym atmosfera przed deszczem, gdy wszystko w powietrzu napina się i drży, zaś z opadnięciem pierwszych kropel uspokaja się na moment, by po chwili przerodzić w burzę. Pewne jest jedno – historie opowiedziane na „Ask the Dust” nie powstały na końcu tęczy. Ten nastrój intryguje, atakuje jakimś wyobcowaniem, instrumenty brzmią bowiem bardzo jednorodnie i trudno początkowo wychwycić je z kontekstu. Jedynym wyraźnym akcentem, potęgującym niepokój w „Gremlin-prone”, jest dodany fortepian. Poza nim jednak niekoniecznie wiadomo co jest czym; muzycy stopniowo od zapętlonej części przechodzą do drżącego wyciszenia, wkraczając w końcu w noisowy hałas w „Lense”. Dopiero w połowie drugiego numeru następuje moment oswojenia, gitara zaczyna prowadzić swoją oddzielną historię, perkusja zaś zapuszcza się w coraz głębsze rejony improwizacji. Gdzieś w tle brzmi wciąż motyw z numeru pierwszego.
Zespół od dobrego przechodzi w lepsze. Na płycie czekają na słuchacza dwa przepiękne, spokojne pasaże – „Longing to speak” oraz „Divider”. Powtarzalne fragmenty podkreślają niespieszny charakter muzyki, która mogłaby trwać i dziać się w nieskończoność – na ich tle muzycy serwują masę smaczków, które nie pozwalają się nudzić. Rewelacyjny jest tu Majkowski wyciągający z wielkiego instrumentu maleńkie, rozchwiane dźwięki. W „Divider” zaś doskonale współpracuje gitara z kontrabasem, aż na skórze czuć jak to wszystko jest ze sobą dobrze wyważone. Poziom satysfakcji z takiego minimalizmu jest tu niemal porównywalny do „In a silent way” Davisa.
„Ask the dust” to niezwykle wielowymiarowa płyta. Po pierwszych przesłuchaniach długo odnosiłam wrażenie, że zawiera głośną, ostrą muzykę; teraz skłaniam się bardziej do opinii, że to bardzo subtelny i wyrafinowany materiał. Choć i to pewnie nie koniec. W przypadku LOTTO trudno bowiem o czarno-biały podział – mroczny klimat wciąga i intryguje, wszelkie subtelności, zgromadzone tak rewelacyjnie w „Divider”, koją i uspokajają, pomieszanie zaś fragmentów repetytywnych z nagłymi zrywami nie pozwala oderwać uwagi. Włączając „Ask the dust”, wiedziałam, że to będzie dobre, ale aż tak, panie Zenku, aż tak?
LOTTO w sieci
Tu rzeczywiście jest jak z lotkiem. Tyle że to akurat ten odcinek, gdy do wygrania jest 50 milionów a ty od początku programu siedzisz w napięciu i obserwujesz. W „Ask the dust” od pierwszych sekund brew wędruje do góry: ta muzyka hipnotyzuje, pochłania w zupełności, nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Nie ulega wątpliwości, że tych, których choć trochę kręcą zabiegi z gitarą elektryczną czy mroczne, a przede wszystkim niebanalne rozwiązania dla kontrabasu, LOTTO porwie kompletnie.
Otwierający album „Gremlin-prone” wprowadza w ciemny klimat płyty, trochę noisowej, trochę rockowej, przede wszystkim jednak improwizowanej. Jest niczym atmosfera przed deszczem, gdy wszystko w powietrzu napina się i drży, zaś z opadnięciem pierwszych kropel uspokaja się na moment, by po chwili przerodzić w burzę. Pewne jest jedno – historie opowiedziane na „Ask the Dust” nie powstały na końcu tęczy. Ten nastrój intryguje, atakuje jakimś wyobcowaniem, instrumenty brzmią bowiem bardzo jednorodnie i trudno początkowo wychwycić je z kontekstu. Jedynym wyraźnym akcentem, potęgującym niepokój w „Gremlin-prone”, jest dodany fortepian. Poza nim jednak niekoniecznie wiadomo co jest czym; muzycy stopniowo od zapętlonej części przechodzą do drżącego wyciszenia, wkraczając w końcu w noisowy hałas w „Lense”. Dopiero w połowie drugiego numeru następuje moment oswojenia, gitara zaczyna prowadzić swoją oddzielną historię, perkusja zaś zapuszcza się w coraz głębsze rejony improwizacji. Gdzieś w tle brzmi wciąż motyw z numeru pierwszego.
Zespół od dobrego przechodzi w lepsze. Na płycie czekają na słuchacza dwa przepiękne, spokojne pasaże – „Longing to speak” oraz „Divider”. Powtarzalne fragmenty podkreślają niespieszny charakter muzyki, która mogłaby trwać i dziać się w nieskończoność – na ich tle muzycy serwują masę smaczków, które nie pozwalają się nudzić. Rewelacyjny jest tu Majkowski wyciągający z wielkiego instrumentu maleńkie, rozchwiane dźwięki. W „Divider” zaś doskonale współpracuje gitara z kontrabasem, aż na skórze czuć jak to wszystko jest ze sobą dobrze wyważone. Poziom satysfakcji z takiego minimalizmu jest tu niemal porównywalny do „In a silent way” Davisa.
„Ask the dust” to niezwykle wielowymiarowa płyta. Po pierwszych przesłuchaniach długo odnosiłam wrażenie, że zawiera głośną, ostrą muzykę; teraz skłaniam się bardziej do opinii, że to bardzo subtelny i wyrafinowany materiał. Choć i to pewnie nie koniec. W przypadku LOTTO trudno bowiem o czarno-biały podział – mroczny klimat wciąga i intryguje, wszelkie subtelności, zgromadzone tak rewelacyjnie w „Divider”, koją i uspokajają, pomieszanie zaś fragmentów repetytywnych z nagłymi zrywami nie pozwala oderwać uwagi. Włączając „Ask the dust”, wiedziałam, że to będzie dobre, ale aż tak, panie Zenku, aż tak?
LOTTO w sieci
komentarze