Pradawne motywy wracają w zaskakującej formie.
Niby łączenie folkowych motywów z elektroniką nie jest niczym nowym – także przez Polskę przewaliła się już masa projektów prezentujących tego typu twórczość – ale wciąż natknąć się można na nowe, ciekawe pomysły. To one są wspólnym mianownikiem dwóch świeżych wydawnictw, o których dziś.
ROD – „Rodowód” EP
Mimo że trzecia już epka RODa zaczyna się jak słuchowisko o prasłowiańskiej tematyce, to w ogólnym przekroju ROD kontynuuje pomysł z dwóch poprzednich epek. Folkowa muzyka zestawiona z bardzo dynamiczną, zazwyczaj drum’n’bassową elektroniką. Zasuwające bity i kobiecy zaśpiewy okazują się trafnym połączeniem. Tak samo jak skonfrontowanie folkowych instrumentów z syntetycznymi dźwiękami, którym czasami blisko do muzyki z gier komputerowych. Tradycyjnie już dla RODa w materiale pełno jest nawiązań do mitologii słowiańskiej - choćby przez tytuły. „Prawia”, „Jawia”, „Nawia” to części wszechświata według Słowian. Pierwsza to kraina Swaroga (nie pytajcie…), druga to zwykła rzeczywistość, a trzecia to świat zmarłych. Pasjonaci doszukają się wielu takich smaczków. Grupa znalazła swoją niszę, w której ma dużo do zaoferowania. Dobrym pomysłem są też krótkie epki. Przy dłuższym materiale mogłoby znużyć.
Snowid – „Legendy”
W przypadku Snowida inspiracje pradawnymi motywami są znacznie luźniejsze. A może należałoby napisać, bardziej przetworzone. Pojawiają się elementy dawnych wierzeń jak dziady, strzygi i demony, ale wszystko to zostało zniekształcone przez aurę fantasy. Pradawni Słowianie raczej nie dysponowali Marsjańskim Młotem. Muzycznie jest dosyć monotonnie – chiptune rodem z Atari i wykrzykiwane punkowo bagienne teksty. „Piękna muzyka dla nikogo” – gdzieś padło w necie. Trochę w tym racji, z jednym ważnym „ale”. Koncerty Snowida, na których gra ten materiał to pagan elektroniczna biba o jakiej nawet nie marzyliście. Spojrzycie na muzykę Snowida zupełnie inaczej, kiedy przeżyjecie show z użyciem rogatych czaszek, bukłaka i w gęstych kłębach dymu, gdzie gwiazdą wieczoru jest szalejący kudłaty wiking, a na laptopie akompaniuje mu koleś w wielkiej masce grzyba ze świecącymi oczyma. Także tego.
Krótko podsumowując oba wydawnictwa. Może i nie jest to muzyka, której będziecie słuchać godzinami, ale na pewno warto ją poznać, choćby po to, by przekonać się, jak radykalnie bywają reinterpretowane tzw. korzenie. A nuż was wciągnie w krainę Swaroga albo zamarzycie o marsjańskim młocie?
Niby łączenie folkowych motywów z elektroniką nie jest niczym nowym – także przez Polskę przewaliła się już masa projektów prezentujących tego typu twórczość – ale wciąż natknąć się można na nowe, ciekawe pomysły. To one są wspólnym mianownikiem dwóch świeżych wydawnictw, o których dziś.
ROD – „Rodowód” EP
Mimo że trzecia już epka RODa zaczyna się jak słuchowisko o prasłowiańskiej tematyce, to w ogólnym przekroju ROD kontynuuje pomysł z dwóch poprzednich epek. Folkowa muzyka zestawiona z bardzo dynamiczną, zazwyczaj drum’n’bassową elektroniką. Zasuwające bity i kobiecy zaśpiewy okazują się trafnym połączeniem. Tak samo jak skonfrontowanie folkowych instrumentów z syntetycznymi dźwiękami, którym czasami blisko do muzyki z gier komputerowych. Tradycyjnie już dla RODa w materiale pełno jest nawiązań do mitologii słowiańskiej - choćby przez tytuły. „Prawia”, „Jawia”, „Nawia” to części wszechświata według Słowian. Pierwsza to kraina Swaroga (nie pytajcie…), druga to zwykła rzeczywistość, a trzecia to świat zmarłych. Pasjonaci doszukają się wielu takich smaczków. Grupa znalazła swoją niszę, w której ma dużo do zaoferowania. Dobrym pomysłem są też krótkie epki. Przy dłuższym materiale mogłoby znużyć.
Snowid – „Legendy”
W przypadku Snowida inspiracje pradawnymi motywami są znacznie luźniejsze. A może należałoby napisać, bardziej przetworzone. Pojawiają się elementy dawnych wierzeń jak dziady, strzygi i demony, ale wszystko to zostało zniekształcone przez aurę fantasy. Pradawni Słowianie raczej nie dysponowali Marsjańskim Młotem. Muzycznie jest dosyć monotonnie – chiptune rodem z Atari i wykrzykiwane punkowo bagienne teksty. „Piękna muzyka dla nikogo” – gdzieś padło w necie. Trochę w tym racji, z jednym ważnym „ale”. Koncerty Snowida, na których gra ten materiał to pagan elektroniczna biba o jakiej nawet nie marzyliście. Spojrzycie na muzykę Snowida zupełnie inaczej, kiedy przeżyjecie show z użyciem rogatych czaszek, bukłaka i w gęstych kłębach dymu, gdzie gwiazdą wieczoru jest szalejący kudłaty wiking, a na laptopie akompaniuje mu koleś w wielkiej masce grzyba ze świecącymi oczyma. Także tego.
Krótko podsumowując oba wydawnictwa. Może i nie jest to muzyka, której będziecie słuchać godzinami, ale na pewno warto ją poznać, choćby po to, by przekonać się, jak radykalnie bywają reinterpretowane tzw. korzenie. A nuż was wciągnie w krainę Swaroga albo zamarzycie o marsjańskim młocie?
komentarze