Tak brzmi złom, który leży w twojej piwnicy.
Nie od dzisiaj wiadomo, że w black metalu ze stylistyką brzmienia bywa różnie. Z założenia powinno być prymitywnie, zimno i brzydko. Są jednak zespoły, które nagrywają dopracowane w profesjonalnym studio płyty i sprawdza się to równie dobrze. Dzisiaj jednak o takim graniu pisał nie będę. Sierść to kupa zardzewiałego złomu i zgniłych odpadków, które cudownie śmierdzą.
Sześć utworów składających się na „Sierść Sierść Sierść” brzmi, jakby były nagrane w zakopanej w ziemi szafie, zbitej z trumiennych desek, mikrofonem przytkniętym do dziurki od klucza. Warszawiacy wbili się w zdecydowanie ciężej strawny nurt black metalu, kojarzący się z kapelami typu Gnaw Their Tongues i Sortilegia. Kompozycje złożone są w zasadzie z tradycyjnych w gatunku motywów, lekko dysonujących, niepokojących i transowych. Wokale brzmią jak orgazm opętanej zakonnicy, co zdecydowanie dopełnia klimat całości. Jeśli mówimy o nastroju, na pewno nie słychać w Sierści nic przyjemnego, czuć, że wszystko jest zepsute i zagrane bez cackania się z estetyką. Brzmienie instrumentów i wokalu zatopione jest w lekkim pogłosie i zredukowane do fantastycznie prostego lo-fi.
Bardzo jestem ciekaw jak ten materiał wypada na żywo, jednak nie wiem, czy chciałbym oglądać koncert Sierści w normalnym klubie. Zagrzybiała ceglana piwnica byłaby za to idealnym miejscem. Przy okazji każdej recenzji dotyczącej polskiego black metalu nasuwa mi się wciąż ta sama myśl – trudno mi uwierzyć, że w końcu znaleźliśmy gatunek, w którym potrafimy non stop się rozwijać i dojść do poziomu, którego absolutnie nie należy wstydzić się w kontekście reszty świata. Tym bardziej cieszy mnie, kiedy słyszę, że ponownie (bo w latach 90 było to normą) zahaczamy o najtrudniejsze i najmniej przystępne rejony muzyki. „Sierść Sierść Sierść” nie jest w żadnym wypadku po prostu zlepkiem prymitywnym riffów, nagranych w kiepskiej jakości. Bardziej obeznany słuchacz wychwyci wpływy shoegaze, zimnej fali (wokal) i jeszcze kilku innych gatunków – ale to już trzeba sprawdzić samemu. Jestem zdecydowanie na tak.
Nie od dzisiaj wiadomo, że w black metalu ze stylistyką brzmienia bywa różnie. Z założenia powinno być prymitywnie, zimno i brzydko. Są jednak zespoły, które nagrywają dopracowane w profesjonalnym studio płyty i sprawdza się to równie dobrze. Dzisiaj jednak o takim graniu pisał nie będę. Sierść to kupa zardzewiałego złomu i zgniłych odpadków, które cudownie śmierdzą.
Sześć utworów składających się na „Sierść Sierść Sierść” brzmi, jakby były nagrane w zakopanej w ziemi szafie, zbitej z trumiennych desek, mikrofonem przytkniętym do dziurki od klucza. Warszawiacy wbili się w zdecydowanie ciężej strawny nurt black metalu, kojarzący się z kapelami typu Gnaw Their Tongues i Sortilegia. Kompozycje złożone są w zasadzie z tradycyjnych w gatunku motywów, lekko dysonujących, niepokojących i transowych. Wokale brzmią jak orgazm opętanej zakonnicy, co zdecydowanie dopełnia klimat całości. Jeśli mówimy o nastroju, na pewno nie słychać w Sierści nic przyjemnego, czuć, że wszystko jest zepsute i zagrane bez cackania się z estetyką. Brzmienie instrumentów i wokalu zatopione jest w lekkim pogłosie i zredukowane do fantastycznie prostego lo-fi.
Bardzo jestem ciekaw jak ten materiał wypada na żywo, jednak nie wiem, czy chciałbym oglądać koncert Sierści w normalnym klubie. Zagrzybiała ceglana piwnica byłaby za to idealnym miejscem. Przy okazji każdej recenzji dotyczącej polskiego black metalu nasuwa mi się wciąż ta sama myśl – trudno mi uwierzyć, że w końcu znaleźliśmy gatunek, w którym potrafimy non stop się rozwijać i dojść do poziomu, którego absolutnie nie należy wstydzić się w kontekście reszty świata. Tym bardziej cieszy mnie, kiedy słyszę, że ponownie (bo w latach 90 było to normą) zahaczamy o najtrudniejsze i najmniej przystępne rejony muzyki. „Sierść Sierść Sierść” nie jest w żadnym wypadku po prostu zlepkiem prymitywnym riffów, nagranych w kiepskiej jakości. Bardziej obeznany słuchacz wychwyci wpływy shoegaze, zimnej fali (wokal) i jeszcze kilku innych gatunków – ale to już trzeba sprawdzić samemu. Jestem zdecydowanie na tak.
komentarze